Facet z kwiatami - wywiad z Zenonem Rekiem
Z Zenonem Rekiem, twórcą i właścicielem firmy Rek-Pol w Turzy Śląskiej rozmawiamy m.in. o początkach biznesowej działalności, kreowaniu kwiatowej mody i zaangażowaniu w piłkę nożną.
W pana życiu wszechobecne są kwiaty. Często wręcza je pan żonie, czy raczej żona nie może już na nie patrzeć?
Wręczam, tym bardziej, że moja żona, jak większość kobiet, lubi je otrzymywać. I myślę, że to nigdy jej się nie znudzi. (śmiech) Staram się, aby nie stanowiły one tylko okazjonalnego prezentu, ale by towarzyszyły nam na co dzień. Kwiaty są doskonałym sposobem, by wyrazić drugiej osobie to, co do niej czujemy.
Sam pan układa bukiety dla żony?
Niestety nie, ale zatrudniam uzdolnionych pracowników, którzy mnie w tej kwestii wyręczają. (śmiech). Znam się na kwiatach, ale nigdy nie miałem wystarczającej motywacji, aby nauczyć się je układać.
Kwiaty są dla pana pasją czy tylko biznesem?
Początkowo traktowałem je jako biznes, ale po drodze przerodziły się w pasję.
A skąd w ogóle pomysł na taki biznes?
Zaczynałem od uprawy kwiatów nadających się do suszenia, które były wykorzystywane w kompozycjach florystycznych. Później doszedł handel artykułami dekoracyjnymi. Kwiatami ciętymi i doniczkowymi zacząłem handlować w 1999 roku, a od 2002 zająłem się importem kwiatów z Holandii. Obecnie rozwijamy naszą działalność o produkcję sezonowych artykułów florystycznych.
To był autorski pomysł czy został gdzieś podpatrzony?
Zainspirowała mnie działalność znajomych z Wrocławia. Zaczynałem od sprzedaży kompozycji na targu, później jeździłem na giełdę w Tychach i zacząłem współpracę z kwiaciarniami. Początkowo sam woziłem kwiaty z Holandii małym sprinterem. Polska nie była wtedy członkiem strefy Schengen, więc trzeba było stać godzinami na granicach, żeby je oclić i przywieźć do kraju. Teraz sprowadzam kwiaty z całego świata, z Kolumbii, Ekwadoru, Kenii, dodatki zielone z Kostaryki i Meksyku. Odbieram je w Holandii na lotnisku Schipol (port lotniczy w Amsterdamie – przyp. red.). Tygodniowo przywozimy 10 tirów kwiatów. Obsługujemy ponad 1000 kwiaciarń i kilkanaście hurtowni nie tylko w Polsce, ale też w Czechach i na Słowacji.
Czy Turza jest ważnym punktem na florystycznej mapie naszego kraju?
Jesteśmy jedną z większych hurtowni branżowych w Polsce. Nie chcę mówić, że jesteśmy stolicą polskiej florystyki, bo może za bardzo bym się przechwalał, ale można powiedzieć, że jesteśmy jednym z głównych ośrodków w kraju. Od 15 lat, kilka razy w roku, organizujemy z czołowymi polskimi i europejskimi florystami pokazy florystyczne. Przyjeżdżają do nas ludzie z całej Polski by podpatrzeć nowe trendy w branży. Organizujemy warsztaty florystyczne. 4 lata temu wraz z czołowymi florystami Polski powołaliśmy Stowarzyszenie Florystów Polskich, zrzeszające prawie 600 kwiaciarń, wiele firm branżowych, jak również producentów kwiatów i akcesoriów.
Jaka jest rola i cel działalności stowarzyszenia, którego jest pan prezesem?
Powołując stowarzyszenie, wspólnie z Grażyną Korzekwą z Krakowa i Mariolą Miklaszewską z Warszawy, przyświecały nam takie cele jak integracja środowiska florystycznego, promocja kwiatów, popularyzacja florystyki w mediach, promocja i rozwój florystyki, wsparcie rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, organizacja konkursów, wystaw, warsztatów, krzewienie kultury i tradycji wręczania kwiatów. W ostatnich czasach pojawiła się moda na wręczanie innych rzeczy zamiast kwiatów. Ten trend, mimo że wydaje się praktyczny, do niczego dobrego nie prowadzi. Kwiaty stanowią element naszego dziedzictwa, dzięki nim wyrażamy nasze najlepsze emocje. Natomiast jakie emocje wyraża karma dla psów, czy kupon lotka wręczany parze młodej w jednym z ich najważniejszych dni w życiu? Zamieńmy słowo ‚zamiast’ na ‚wraz z’. Nasze Stowarzyszenie stara się nie tylko promować kwiaty, ale również edukować społeczeństwo.
Florystyka to także sztuka układania kwiatów, kompozycji.
Co dwa lata organizujemy Krajowe Florystyczne Mistrzostwa Regionów. Mamy 8 regionów, na każdy składają się 2 województwa. Każdy oddział regionalny Stowarzyszenia organizuje mistrzostwa na własnym terenie. W kolejnym roku wygrani startują we Florystycznych Mistrzostwach Polski, które odbywają się na Zamku Książ w Wałbrzychu i cieszą się sporym zainteresowaniem, również gości z zagranicy. Laureaci naszych mistrzostw reprezentują Polskę na mistrzostwach Europy czy świata. W kwietniu 2016, aktualny Mistrz Polski, Tomasz Kuczyński startuje w Europa Cup 2016 w Genui. Ponadto jesteśmy członkiem Europejskiej Organizacji Florystycznej Florint z siedzibą w Holandii. Nie jest łatwo zostać członkiem tej organizacji. Tylko największe stowarzyszenia z danego kraju, które mogą się pochwalić sporymi osiągnięciami, otrzymują zaproszenie do członkostwa. Wkrótce odbędzie się Kongres Florintu, gdzie dyskutowane będą kierunki rozwoju europejskiej florystyki, organizowany jest szczyt edukacji florystycznej oraz kurs związany z nową certyfikacją dla sędziów międzynarodowych.
Działalność w stowarzyszeniu jest pokłosiem pana działalności biznesowej. Rozmawiamy w biurze, na ścianie okładka polskiej edycji Forbsa, na której jest pana firma. Jak w małej miejscowości, oddalonej od dużych centrów udało się stworzyć prężnie działający biznes?
Nie ukrywam, było trudno. Zresztą teraz też nie jest łatwo. Kiedyś jak był towar, to byli klienci, dziś towar nie wystarczy, musi być coś ekstra, dobre ceny, ale też atmosfera, jakość obsługi, odpowiednia logistyka. A my w tym jesteśmy naprawdę dobrzy. Duża w tym zasługa moich synów Przemka i Radka, którzy od 2006 roku weszli do firmy i działają ze mną, dzięki czemu nasza firma pnie się w górę. Bez nich byłoby o wiele ciężej. Jeden z synów odpowiedzialny jest za dział kwiatów żywych oraz vanselling, drugi zajmuje się transportem ciężkim, mamy 10 tirów, które jeżdżą nie tylko dla nas, ale i dla innych firm branżowych. Również moja żona, Edyta pracuje w firmie i zajmuje się działem artykułów dekoracyjnych oraz wspiera mnie w takich działaniach jak np. piknik charytatywny „Floryści, artyści, sportowcy dzieciom”. Dzięki wsparciu rodziny, ja znajduję czas na pracę dla stowarzyszenia. Jest to działalność społeczna, wymagająca poświęcenia sporej ilości czasu, ale jednocześnie przynosząca wiele satysfakcji.
Czy nasz region ma się czym pochwalić jeśli chodzi o wyjątkowo uzdolnionych florystów?
Florystyka to zarówno rzemiosło jak i sztuka. Żeby była sztuką, to trzeba nie tylko mieć talent, ale także sporo wiedzy, którą można zdobyć w szkołach florystycznych, które uczą na poziomie mistrza. Takie szkoły są w Krakowie, Warszawie, Opolu czy Szczecinie. Jednak umiejętność pięknego układania kwiatów nie wystarczy w obecnych czasach by utrzymać kwiaciarnię. Trzeba być też dobrym handlowcem i marketingowcem. Mamy w regionie florystów, którzy łączą elementy wybitnej florystyki z dobrym zarządzaniem własnym biznesem. Mogę się również pochwalić, że jako firma, bardzo blisko współpracujemy z Robertem Miłkowskim, który jest człowiekiem-legendą polskiej florystyki. To mistrz Polski we florystyce sprzed kilku lat, brał udział w wielu konkursach na całym świecie. Pracował w Poznaniu, gdzie uczył florystyki na poziomie mistrzowskim. A trzy lata temu na stałe zadomowił się w Turzy, gdzie aktywnie działa nie tylko na rzecz florystyki, ale ostatnio również piłki nożnej.
Porozmawiajmy zatem o piłce nożnej. Został pan w ubiegłym roku prezesem Unii Turza.
Zawsze pasjonowałem się sportem. Moi synowie to byli pływacy. Wiele razy jako juniorzy wygrywali mistrzostwa Śląska, jak również zdobywali medale na mistrzostwach Polski. Trenowali w Radlinie i Raciborzu. Mnie z kolei interesowała piłka nożna, szczególnie ta na wyższym poziomie. Jednak od zawsze kibicowałem Turzy, nawet grałem tu jako junior. Trzy lata temu, kiedy klub przechodził ciężkie czasy, Joachim Nielaba, ówczesny prezes klubu, zmotywował mnie by utrzymać zespół w A-klasie. Zapytał, czy nie przyjąłbym do firmy kilku pracowników, którzy graliby też w Turzy. Tak mnie zachęcił do działania, że od trzech lat żyję również piłką. Najpierw byłem wiceprezesem, a teraz zostałem prezesem klubu. Połowa drużyny, 10-12 piłkarzy pracuje u mnie w Rekpolu. Chcę by Turza była znana nie tylko na polu florystycznym, ale też piłkarskim.
Jakie są cele Unii? Od lidera, który może pochwalić się serią 9 zwycięstw z rzędu wiele się wymaga. Tym bardziej, że macie dobrych piłkarzy, których część grała na poziomie I ligi w Odrze Wodzisław.
Mam tego świadomość. Na razie nie mówię o III lidze, choć myślę, że stać nas na ten krok, to na dzień dzisiejszy nie jest on naszym pierwszoplanowym celem. Mamy świetnego trenera Jana Adamczyka, mamy super zespół, wspaniałych ludzi, którzy tworzą świetną atmosferę, a to sprzyja wynikom. Ja staram się poukładać sprawy organizacyjne w klubie i na obiekcie. Pół roku po moim przyjściu do Unii założyłem sobie jedną rzecz, że chcę tu szkolić młodzież. I udało się. Niedawno Unia miała tylko drużynę w A-klasie i drużynę juniorów. W tej chwili jest 5 drużyn młodzieżowych – żacy, orliki, młodzicy, trampkarze i juniorzy oraz dwie drużyny seniorów – w IV lidze i w B-klasie. Problemem jest brak zaplecza. Sporo trenujemy na obiektach na Gosławie, ale patrzymy perspektywicznie i chcemy rozwijać własne zaplecze. To jest plan, przyszłość, którą, chcemy wspólnie z innymi działaczami realizować, przy współdziałaniu z sołtysem, który jest prezesem honorowym naszego klubu.
Najmłodszy syn jest zdaje się piłkarzem Unii.
Igor ma 7 lat, trenuje w drużynie żaków. Wbił już dwa gole. Cieszę się, że kolejny syn liźnie sportu, tak jak dwaj starsi, którzy przez wiele lat mocno trenowali, praktycznie od 5. roku życia. Powiedzieli mi kiedyś, że nie żałują tych treningów, mimo że mieli bardzo intensywne dzieciństwo przez wyjazdy, zgrupowania, zawody. Uważają, że wyrobiło to w nich charakter, dało im bodziec do rozwoju. Sport odgrywa ważną rolę w życiu młodego człowieka, nie mniej jednak jak nasze dziedzictwo, na którą składa się kultura wręczania kwiatów, którą należy pielęgnować.
Rozmawiał Artur Marcisz