Chińska przygoda szczęśliwych jubilatów [ZDJĘCIA]
Swe wspólne od 60 lat życie państwo Eugenia i Bogdan Glinkowscy dzielą pomiędzy dom i podróże. Tą jedną z pierwszych z pewnością był przyjazd do Raciborza, gdzie zatrzymali się na przeszło pół wieku.
Obojga połączył Wrocław dokąd trafili, jak mówi pan Bogdan, z dwóch przeciwległych biegunów. Pani Eugenia pochodzi z pięknych nadbiebrzańskich okolic Podlasia, a pan Bogdan z Wielkopolski. Po ukończeniu liceum technicznego w Poznaniu otrzymał nakaz na studia inżynierskie. – Niektórzy koledzy zostali w Poznaniu, ja wybrałem Wrocław, bo tam mieszkali moi rodzice – opowiada. Studiował energetykę, a potem jeszcze 10 lat prowadził wykłady na uczelni. Pani Eugenia natomiast przyjechała do wujostwa, we Wrocławiu kończyła szkołę i podjęła pracę. Poznali się na weselu znajomych, zakochali, a po roku znajomości zdecydowali na małżeństwo. Ślub cywilny odbył się 14 czerwca 1954 r., a kościelny – 18 września.
Swe życie zawodowe pan Bogdan związał z Rafako. Do raciborskiej firmy trafił z nakazu pracy, 15 marca 1954 r. Powinien był przepracować trzy lata – pozostał na stałe. – Dostaliśmy ad hoc mieszkanie, praca była interesująca, a Racibórz okazał się ciekawym miastem. Zakład rozwijał się, kiedy tam trafiłem istniała tylko jedna hala – wspomina początki swej kariery zawodowej. Zajmował różne stanowiska poczynając od technologa, kończąc na głównym specjaliście ds. energetyki jądrowej. W Rafako pracował nieprzerwanie do 1992 r. Nie rozstał się z firmą nawet po przejściu na emeryturę, przez osiem lat czynnie zawodowo udzielając się na jego rzecz.
Rafako pozostał wierny też syn Sławomir, a w trzecim pokoleniu wnuczka Magdalena. Państwo Glinkowscy mają też córkę Jolantę oraz wnuka Wojciecha.
Praca pan Bogdana wiązała się z wyjazdami za granicę, które dotyczyły nowych technologii. Czasem mężowi towarzyszyła pani Eugenia. Przez jakiś czas razem byli m.in. na budowie w Megalopolis na Peloponezie, korzystając z okazji zwiedzenia pięknej Grecji. Do najciekawszych z pewnością należał prawie czteroletni pobyt pana Bogdana w Chinach. Pani Eugenia odwiedziła go trzykrotnie, spędzając tam w sumie rok. – Pierwszy raz pojechałem do Chin w 1989 r. Najpierw budowaliśmy tam kotły dla Elektrowni Taiyuan, a potem w Sanbei-Rafako w Zhangjiakou, gdzie wprowadzano nową organizację kontroli i produkcji – wyjaśnia pan Bogdan.
Chętnie opowiada o panujących tam zwyczajach. – To niezwykle ciekawy kulturowo kraj. Chińczycy są bardzo mili i uprzejmi. Będąc tam trzeba jednak nagiąć się do ich nawyków. Na przykład nie mając zegarka można szybko zorientować się, że jest południe. O tej porze wszyscy udają się na posiłek – wspomina. Chwali też chińską kuchnię bogatą w warzywa i owoce. – Chińczycy nie jedzą wyłącznie ryżu, przekonaliśmy się o tym podczas obiadów w miejscowej restauracji. Różnorodność potraw zależy od prowincji – wspomina trudny czas nauki jedzenia pałeczkami. Specjałem, do którego przemogła się pani Eugenia były np. żabie udka. Przyznaje, że były wyśmienite. Państwo Glinkowscy w wolnych chwilach zwiedzali zabytki danej prowincji oraz w Pekinie m.in. Zakazane Miasto i Mur Chiński.
– Mieszkaliśmy ok. 20 km od centrum liczącej 2,5 mln mieszkańców stolicy prowincji – Taiyuan. W samej prowincji żyło ok. 38 milionów ludzi – opowiada Pan Bogdan. Najmniejsze miasto, w którym mieszkał liczyło 900 tys. mieszkańców.
Państwo Glinkowscy nigdy nie rezygnowali z podróży po kraju. – W wolne niedziele wsiadaliśmy do samochodu i zwiedzaliśmy Polskę. Przed trzema laty zorganizowaliśmy przejazd szlakiem prawosławia i islamu. Godne zwiedzenia jest m.in. Muzeum ikon w Supraślu, meczety w Kruszynianach i Bohonikach, czy słynąca z krzyży Grabarka – podpowiadają miejsca, które warto zobaczyć.
Znają też wszystkie zakątki Kotliny Kłodzkiej: Błędne Skały, Szczeliniec, Duszniki, Kudowę, Wambierzyce, a także okolice położone po czeskiej stronie. Tyle co wrócili z Podlasia, gdzie nadal mieszka rodzina pani Eugenii, a już żyją wyjazdem do Lądka Zdroju.
Nie ma dobrej recepty na małżeństwo uważa pani Eugenia przyznając, że każdy sam musi wypracować własny sposób na wspólne szczęście.
(ewa)