Poniedziałek, 1 lipca 2024

imieniny: Haliny, Mariana, Klarysy

RSS

Szermierka na wózkach pomaga łamać bariery

19.01.2010 00:00 mon
Rozmowa z Januszem Taranczewskim, trenerem szermierki w Integracyjnym Klubie Sportowym.
– Jest Pan skazany na szermierkę?
– Przechodziłem różne koleje losu, zawsze jednak pozostawałem bardzo blisko szermierki. Kiedyś w Sosnowcu stworzyliśmy bardzo młodą drużynę, która zdobyła drużynowe mistrzostwo Polski, później działałem w katowickim AZS, gdzie z prof. Czajkowskim tworzyliśmy szermierkę, której tam wcześniej nie było. Wyjechałem na 7 lat do Włoch. I gdy zdecydowałem się wrócić do Rybnika, zastałem kilku pasjonatów oraz barak, gdzie trenowali szermierze. Ogarnął mnie wówczas wielki smutek, bo nie do pomyślenia jest, by młodzież pracowała w warunkach, gdzie nie ma szatni ani ubikacji. To było szaleństwo. Wówczas myślałem, by odejść od szermierki. Ale powróciłem – udało nam się stworzyć odpowiednie miejsce na terenie MOSiR-u.
 
– W pewnym momencie zainteresował się Pan szermierką na wózkach…
– Już od dawna myślałem o wózkach inwalidzkich. Kiedyś zaobserwowałem, że nie wszyscy zawodnicy mogli trenować, ponieważ ulegli jakimś wypadkom. A wiedzieliśmy, że mogliby usiąść na wózek i walczyć w grupie „A”, czyli tej najbardziej sprawnej.
Rybnik w dużej mierze był miastem górniczym, gdzie mieszka wiele nieujawnionych  osób na wózkach. Ukrywają się z różnych powodów, myślę tu głównie o progach architektonicznych. Niestety, nadal wstydzimy się naszej niesprawności – we Włoszech widziałem zgrupowania kadry, gdzie pojawiało się mnóstwo wózkowiczów, naprawdę wspaniałych ludzi. Byli tak zintegrowani z pełnosprawnymi ruchowo zawodnikami, że obie grupy siadały na wózki by ze sobą powalczyć.
 
– To doświadczenie zainspirowało Pana do pracy?
– Po latach powróciłem do idei Integracyjnego Klubu Sportowego. I w tym klubie, rekreacyjnym przecież, działa sekcja szermiercza z licencją sportową, która prowadzi normalne zajęcia wyczynowe. Robię coś, czego jeszcze nikt nie robił. Fantastycznie pracuje się z dziećmi, są to najczęściej dzieci, które urodziły się z problemami, np. dysfunkcji kończyn dolnych. Mają otwarte umysły, silne ręce. Ci  ludzie nie mają pretensji, że jeżdżą na wózkach albo chodzą o kulach. I dlatego ich zabawa jest bardzo fajna. Nie dzielę zawodników na grupy, zajęcia są prowadzone dla wszystkich. Naszą bazą obecnie jest szkoła nr 34 oraz Ośrodek Bushido.
 
– Na czym polega specyfika pracy  w IKS-ie?
– Mam ten komfort, że nie muszę pracować z tłumem, zresztą sama szermierka nie należy do dyscyplin masowych. Na pewnym poziomie to już praca z kilkoma zawodnikami i nie ma mowy o wielkich grupach. Taka forma pracy bardzo mi odpowiada. Na Zachodzie działa to w ten sposób, że rekreacja jest dla wszystkich a sport wyczynowy dla wybitnej grupy zawodowej. Wynik sportowy kosztuje, a u nas tego się nie dostrzega, często jest tak, że im lepszy wynik się robi, tym dostaje się mniej pieniędzy. Nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć, nie potrafiłem też tego nigdy wytłumaczyć zawodnikom.
W szermierce na wózkach zawodnicy walczą na dwóch bardzo ciężkich platformach metalowych, jedna waży 60 kg, a zawodnicy znajdują się nad ziemi pół metra. Kiedyś nawet nie przypuszczałem,  że tak można. Lecz ich to pobudza do życia, walcząc zapominają o swoich problemach. Byłem kilka razy w Warszawie, gdzie ten rodzaj rywalizacji jest rozwinięty. To niezwykłe doświadczenie:  zawodnicy pojawiają się w hali, każdy wskakuje na wózek, wzajemnie pomagają sobie. A kibice przecierają oczy ze zdumienia.
Mam nadzieję, że uda mi się to zrobić w Rybniku. Mamy kilka osób w mieście na wózkach, potrafiących już wiele. W maju organizuję turniej do lat 15. dla dzieci sprawnych i w czasie tego turnieju zaplanowałem pokaz walki na wózkach oraz turniej, w którym wystartują po raz pierwszy rybniczanie na wózkach.
 
– Integracyjny Klub Sportowy w Rybniku wciąż się rozwija…
– Mamy duże plany, a ja zazwyczaj realizuję wszystko do końca, choć czasami wydłuża się to w czasie. Jestem  jednak cierpliwym człowiekiem. IKS staje się popularny dla wielu osób. Nie chciałbym aby w naszych IKS była tylko szermierka, aby rozwijały się i inne dyscypliny, zwłaszcza że mamy inne kluby, których IKS mogą stawać się filiami. Wielu osobom współpracującym z nami marzyłaby się koszykówka oraz rugby, które jest szalenie widowiskową dyscypliną.
 
– Borykacie się jednak z pewnymi problemami…
– Nie jesteśmy modną branżą i cały  czas musimy chodzić z przysłowiową czapką i szukać pieniędzy. W Rybniku jest wiele osób, które potrafią pomagać i myślę, że ta pomoc będzie coraz większa. Najgorszy jest początek. A chodzi o zakup wózków, Nie potrzebujemy wcale tych najdroższych. Potem pomyślimy o  platformach, jedna kosztuje 11 tysięcy zł. I nie wiem dlaczego jest taka droga. Ceny wózków są horrendalne, choć na początek mam już 2 wózki i jedną platformę. Aby dalej rozkręcać klub, potrzebujemy dalszego wsparcia.
 
– Kto może przyjść do klubu?
– Do klubu może przyjść każdy, tym bardziej że nawet nie pobieramy składek. Każda z tych osób też przecież inwestuje, to jest czas najczęściej również osoby towarzyszącej. Poza tym wyzwalamy u nich pasję, a wiem jakie z ich strony to poświęcenie, bo przecież łatwiej byłoby pozostać w domu. U takich osób trzeba zaszczepić taką pasję.
Dlatego mogą u nas trenować wszyscy, którym nie przeszkadza inność, których nie ograniczają różnice między ludźmi. W tej chwili mamy w klubie ok. 20 osób, z przewagą tych mniej sprawnych. Fascynujące jest np. to, że dziecko bez koordynacji ruchowej, bez rozbudowanej struktury mięśniowej potrafi funkcjonować, potrafi nauczyć się choćby przewrotów w przód. Ci ludzie szybko się uczą. Namawiam rodziców by uczyli się razem ze swoimi dziećmi, i oni też przechodzą te wszystkie etapy. W pewnym momencie naprawdę zaczyna ich to bawić.

Rozmawiał: Marcin Mońka
  • Numer: 3 (167)
  • Data wydania: 19.01.10