424 strony żywiołu historii ognia i wody – cz. 2
WODZISŁAW ŚLĄSKI Prezentujemy drugą część rozmowy z dyrektorem wodzisławskiego muzeum Sławomirem Kulpą na temat najnowszej publikacji „Wodzisław Śląski w obliczu ognia”. Prezentacja książki odbędzie się 11 marca o godz. 10.30 w auli I Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Szkolnej.
– A kiedy pojawiły się pierwsze, zorganizowane straże?
– Te najstarsze odnotowane historycznie jednostki pojawiają się w 564 p.n.e. po wielkim pożarze stolicy Chin – Sung. Zorganizowane straże złożone z żołnierzy miał również starożytny Rzym. Jeśli natomiast chodzi o region Śląska, to najwcześniejsze ordynacje pożarowe zachowały się z XIV wieku w Legnicy. Już wtedy funkcjonowały straże złożone z mieszczan, które czuwały nad spokojnym snem mieszkańców. Nie byli to oczywiście strażacy w dosłownym tego słowa znaczeniu. Niemniej ich zadaniem było wczesne wykrycie i nie dopuszczenie do rozprzestrzenienia się ognia. Szczególne niebezpieczeństwo pojawiało się zimą, kiedy domy ogrzewano, a kryte strzechą dachy łatwo mogły zapalić się od iskier wydobywanych z komina. W XVIII wieku pracowali w Wodzisławiu specjalnie wynajęci stróże nocni – „wachtyrze”. Były to cztery osoby, które przez noc patrolowały miasto, zarówno pod względem porządku, ale również czujnie pilnowali, czy ogień nie zajął jakiegoś domostwa.
– To połączenie straży miejskiej i pożarnej.
– Dzisiaj tak moglibyśmy na to spojrzeć. Wodzisław wówczas był małym miastem i jego granice kreśliła owalnica. Straż pilnowała porządku, a w razie niebezpieczeństwa „wachtyrze” używali trąbek sygnalizacyjnych. Najdonośniejszym sygnałem dla mieszkańców były dzwony kościelne.
– Czy oprócz strażników ktoś jeszcze dbał o bezpieczeństwo przeciwpożarowe?
– Rewolucyjne zmiany w postrzeganiu bezpieczeństwa pożarowego przyniosły czasy pruskie. Powstały wówczas tzw. kasy ogniowe. Od 1743 roku, kiedy zakorzeniała się u nas administracja pruska rozpoczęto wyceniać domostwa i zbierać podatki. Miały one ubezpieczać mieszkańców na wypadek nieszczęść wywołanych przez ogień. Każdy właściciel domu musiał zapłacić należną część wartości swego majątku, a w wypadku tragedii otrzymywał odszkodowanie. Dwie trzecie kasy szło na ubezpieczenie, a resztę przeznaczano na zakup sprzętu przeciwpożarowego. W tym czasie działały sprawnie służby prewencji. Składały się one przede wszystkim z inspektora budowlanego, człowieka, który gasił pożary – Spritzmeistra, ale także innej ważnej osoby – kominiarza. Resztę komisji tworzyli radni i inni urzędnicy. Komisje te mogły nakładać nawet wysokie kary dla ludzi, którzy nie przestrzegali porządku pożarowego.
– Ogromną wartością tej książki jest nie tylko bogata historia faktów pożarniczych, ale także opisy ludzi, którzy zamieszkiwali miasto.
– Udało się dotrzeć do wielu takich historii. Dzięki pracy poznaliśmy nazwiska burmistrzów i ich zastępców, którzy to najczęściej dzierżyli dwie funkcje – policji i pożarnictwa. Tak więc widzimy, że w najwyższych strukturach władz miasta działali ludzie, którzy odpowiadali za bezpieczeństwo mieszkańców. Oprócz urzędników, działali czynnie w XVIII i XIX wieku ogniomistrzowie, zwani spritzmeistrami. Opiekowali się oni sprzętem. Jeździli też do pożarów. Ze względów pragmatycznych i wynikających przepisów obsługą sikawek zajmowali się kowale, którzy z racji pełnionego zawodu umieli naprawić sprzęt i go zakonserwować. Ponadto uruchomienie sikawki wymagało również olbrzymiej siły fizycznej, którą kowal niewątpliwie posiadał, pracując fizycznie na co dzień w swym warsztacie. W Wodzisławiu pod koniec XVIII wieku działał Wilhelm Rohenr, a po jego śmierci jego syn Franz. Pracowali oni w mieście oraz okolicznych wsiach odległych od Wodzisławia do jednej mili (7,5 km).
– Kiedy pojawiła się pierwsza remiza?
– Najcenniejszym zachowanym źródłem dla wodzisławskiego pożarnictwa jest dokument, który odkryty został w Archiwum Archidiecezjalnym we Wrocławiu. Pochodzi on z 1769 roku i dotyczy nakazu budowy remizy i zakupu wozu strażackiego w mieście. Dokument ten wydała kancelaria króla Fryderyka II, a wszystko to regulowały przepisy prawne. Ze względu na taki obrót sprawy, już rok później powstała remiza i zakupiono wówczas sikawkę dla Wodzisławia. Można sobie tylko wyobrazić zdziwienie mieszkańców, kiedy do małego miasteczka, które w tym czasie miało ok. 800 mieszkańców, przyjechała w 1770 roku taka machina, gdzie na jej pokładzie zainstalowany został zbiornik na wodę oraz sprzęt przeciwpożarowy w postaci skórzanych wiader, bosaków i toporów. Pierwszą remizę dobudowano do ratusza stojącego na płycie rynku. Całość tej inwestycji finansowana była przez: miasto, właściciela zamku, ale także przez klasztor franciszkański oraz miejscową parafię. Nowa remiza i pojazd gaśniczy-sikawka, funkcjonujące od 250 lat w Wodzisławiu, zaczynają kreślić nowy rozdział związany z ochroną przeciwpożarową w mieście. Skupiać on będzie ludzi odważnych, zafascynowanych ideą niesienia pomocy bliźnim. Tym samym chciałbym, aby ludzie ratujący życie innym, stali się bohaterami tej publikacji, niezależnie od czasów w jakich żyli, jakim mówili językiem i w jakich chodzili mundurach. To im składam podziękowanie za odwagę i determinację w walce z pożarami i z innymi zagrożeniami.
– Sporą część książki zajmuje czas wielkiego pożaru miasta z 1822 roku. Jak wyglądał sam pożar i czy miasto otrzymało pomoc po tej tragedii?
– Dzięki badaniom archiwalnym mamy szczegółowe informacje m.in. na temat ludzi żyjących wówczas w mieście oraz tych którym przyszło zginąć podczas tej tragedii. Pożar z czerwca 1822 roku to tak naprawdę zagłada miasta. Proszę sobie wyobrazić, co musieli czuć ludzie, kiedy na ich oczach płonął dorobek życia i dziedzictwo ich przodków. Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że sobie na to trochę zapracowali, gdyż nie wyciągnęli wniosków z pożarów, kiedy to ogień strawił Pszczynę w 1748 roku, czy pół wieku później pobliskie Żory. W tym czasie w Wodzisławiu nadal w większości funkcjonowała drewniana zabudowa, a mieszkańcy ze względów ekonomicznych nie byli w stanie wznieść murowanych domostw. Ponadto mocno niedoszacowane były ich majątki, jeśli chodzi o ubezpieczenie.
Czerwcowego przedpołudnia 1822 roku panowała od kilku tygodni susza. Upalny dzień i wiejący wiatr sprawiły, że mała iskierka, która pojawiła się w budynku gospodarczym stojącym przy obecnej ulicy Sądowej doprowadziła do wielkiego nieszczęścia. Żywioł był nie do opanowania. Mamy też informacje o bohaterach, którzy gasili pożar ,za który dostali medal w styczniu 1823 r. Był to pierwszy medal, który otrzymali wodzisławscy żandarmi działający w służbie pożarniczej. Odznaczenie nadał im sam król Fryderyk III Hohenzollern, który również osobiście pomógł miastu, nakazując wygospodarować urzędnikom dodatkowe środki na odbudowę Wodzisławia. Po tej tragedii powstało już miasto murowane. Ze źródeł wiemy np. że 10 tys. beczek węgla do wypalania cegły podarowała kopalnia Hoym. Do miasta napłynęło także wiele ubrań dla pogorzelców, które skutecznie wyparły z użytku nasz strój wodzisławski. Można powiedzieć, że Wodzisław dzięki pomocy podnosił się z popiołów, niczym mityczny Feniks. Stało się to dzięki solidarności mieszkańców. Nieszczęście to scaliło społeczność miasta i Wodzisław osiem lat po tej tragedii liczył już około 1550 mieszkańców.
– Bardzo szerokie pole zajmuje także okres po wielkim pożarze oraz czasy najnowsze. Czy tylko pasjonaci pożarnictwa będą zaciekawieni publikacją?
– Mam nadzieję, że nie tylko, bo przebadaliśmy kawał wodzisławskiej historii, a także prezentujemy wiele dotąd nieznanych faktów. Prace nad publikacją trwały ponad dwa lata. Jest grono osób, którym chciałem szczególnie podziękować. To oczywiście władze miasta, kierownictwo Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Wodzisławiu Śląskim oraz wspomniani już Roman Cop, oraz mł. bryg. Stanisławow Tkocz, który dostarczył wiele cennych dokumentów i zdjęć z czasów powojennych.
– Zatem nie zdradzajmy już zbyt wiele, możemy zaprosić na prezentację książki do I LO. Wówczas każdy będzie miał możliwość nabycia książki.
– Zapraszam serdecznie 11 marca, kiedy to opowiem trochę ciekawostek z dziejów funkcjonowania ochrony przeciwpożarowej w mieście.
17 lipca 1887 r. – oficjalna data założenia formacji straży pożarnej w Wodzisławiu Śląskim.
Najnowsze komentarze