Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Budował kościoły, a teraz buduje wspólnotę

07.07.2020 00:00 sub

W parafii Matki Boskiej Uzdrowienia Chorych w Rydułtowach od dwóch lat prowadzone są remonty i modernizacje. Dla proboszcza najważniejsza była jednak integracja parafian.

RYDUŁTOWY Nowe wejście do kościoła, odnowienie prezbiterium, zakup monstrancji i szat liturgicznych, a także nowa figura św. Michała Archanioła – to tylko kilka z dokonanych w ostatnim czasie zmian w parafii p.w. Matki Boskiej Uzdrowienia Chorych na Orłowcu. – Mam co robić do emerytury – zapewnia proboszcz.

Podjeżdżam pod probostwo w słoneczny czerwcowy dzień. Żar leje się z nieba, a w powietrzu słyszę dolatujące z balkonu probostwa wołanie: Baśka, Zuza, Zygfryd! Z zaciekawieniem podchodzę do drzwi, w których z uśmiechem wita mnie po chwili ks. Piotr Makosz. W 2018 roku objął funkcję proboszcza parafii na Orłowcu. Była to zmiana, której oczekiwało wielu parafian. Od tego czasu wiele się zmieniło. Wchodzimy na piętro i siadamy w wygodnych fotelach w pokoju z widokiem na parafialny ogród. Proboszcz na chwilę wychodzi, a w powietrzu już roznosi się aromat parzonej kawy. Południowe espresso jest najlepsze do prowadzenia ciekawych konwersacji. Pytam więc ks. Makosza o największe wyzwanie, jakie przed nim stało, kiedy objął funkcję proboszcza dwa lata temu? Ksiądz Piotr najpierw się uśmiecha, ale wraca pamięcią do tamtego czasu. – Po dwóch latach inaczej się na to patrzy. Były oczywiście obawy, jak będzie wyglądać sytuacja na miejscu i jak zostanę przyjęty, z uwagi na wcześniejsze zaszłości. Moim podstawowym zadaniem było zjednoczenie ludzi wokół kościoła i parafii, aby wrócili – wspomina proboszcz. W parafii wówczas panowała trudna sytuacja, bo ówczesny proboszcz nie potrafił zjednać sobie parafian i część wiernych przestała utożsamiać się z kościołem MB Uzdrowienia Chorych. W dodatku sporo kontrowersji budziły zarządcze umiejętności ówczesnego proboszcza, a w zasadzie ich brak. Ostatecznie proboszcz został usunięty z parafii. Od tego czasu jednak dużo się zmieniło i o tej obecnej sytuacji chcemy teraz rozmawiać. – Chciałem, aby ludzie się tu odnaleźli. Trudno mi ocenić, w jakim stopniu się to udało, ale zauważam powroty. Poruszamy to w rozmowach z proboszczami sąsiednich parafii, że według danych statystycznych, po moim przyjściu do parafii, u nich wiernych jest nieco mniej. Wydaje mi się, że jednak parafianie się odnaleźli i to daje motywację – mówi skromnie ks. Piotr Makosz. A w głowie dziennikarza stale kłębi się pytanie: kto to jest Zuza, Basia i Zygfryd?

To wszystko zasługa parafian

Orłowiecka parafia liczy około 6700-6800 wiernych. To całkiem sporo. To również sporo problemów do rozwiązania, potrzeb pomocy. Parafianie nie kryją pozytywnych zmian. – To jak niebo i ziemia. Teraz to mamy proboszcza, co do Kościoła zachęca, a nie odstrasza – komentują mieszkańcy Orłowca, podczas prac porządkowych w ogrodzie przed parafialnym odpustem. – Za poprzedniego proboszcza zaczęłam chodzić do kościoła do Rydułtów (św. Jerzego – red.). Ale teraz znowu chodzę do naszego – mówi nam jedna z parafianek.

– Zawsze uważałem, że ludzie powinni się czuć w parafii jak w swoim własnym domu. Kościół to specyficzne miejsce, ale też takie swojskie. Tu każdy ma tę swoją ławkę, swój klęcznik. Taka była moja idea, a obecnie z wikarymi próbujemy tworzyć grupy parafialne. Wiadomo, że każdy ma wiele ciekawych i mocno angażujących zajęć, ale nie poddajemy się, a też powoli coś zaczyna się dziać – podkreśla proboszcz, który wcześniej posługiwał m.in. w parafiach w Chorzowie, Rudzie Śląskiej oraz budował kościół w Bytomiu. Jak wspomina, trafiał do parafii, gdzie było sporo roboty budowlanej. Kiedyś budował mury, ale teraz otrzymał zadanie trudniejsze – zbudowanie wspólnoty. Pochodzi z Katowic-Kostuchny, niegdyś dzielnicy o wiejskim charakterze. Dlatego łatwiej było mu się odnaleźć w Rydułtowach, ale tutejszy kościół i jego otoczenie wymagało wielu koniecznych modernizacji. Dzięki współpracy z parafianami, wsparciu rady parafialnej i dobrej koordynacji, w ciągu ostatnich dwóch lat udało się już stworzyć nowe wejście do kościoła (wiatrołap i schody), zmienić oświetlenie w świątyni oraz przerobić prezbiterium. Figury nad ołtarzem zostały poddane renowacji, dzięki czemu teraz cieszą oczy wiernych dostojnymi kolorami miedzi i złota. Stworzono również kaplicę Matki Boskiej Uzdrowienia Chorych z obrazem podświetlonym niebieską poświatą. Przed wejściem stanęła nowa figura św. Michała Archanioła. Dźwięk dzwonów również stał się elektroniczny, zastępując nagrane na magnetofon dzwony puszczane przez megafon. – Mówię ludziom, że to jest ich. To z ich pieniędzy, ich ofiarności – podkreśla ks. Makosz. Proboszcz skromnie podchodzi do tych inwestycji, mówiąc, że to wszystko zasługa parafian. Oni jednak aż za dobrze wiedzą, że bez dobrego zarządzania parafią, to wszystko co udało się zrobić w dwóch ostatnich latach nie byłoby możliwe.

Trudny czas koronawirusa

Zarówno dla parafian, jak i dla księży trudnym czasem była izolacja spowodowana koronawirusem. – Takich świąt jak tegoroczne jeszcze nie było. Ale dostrzegamy także plusy tej sytuacji. W tym roku podczas świąt szczególnie można było je przeżyć duchowo. W wiernych natomiast pojawił się głód eucharystyczny. Kiedy już mogli uczestniczyć we mszy po zniesieniu obostrzeń, w oczach wielu osób podczas przyjmowania Komunii pojawiły się łzy. Sporo osób także się nawróciło – podkreśla proboszcz z Orłowca.

Kiedy wchodzimy do kościoła widać, że przed proboszczem jeszcze sporo pracy. Budowla powstała pod koniec lat 70. ubiegłego wieku i wpisuje się w ówczesną architekturę. To połączenie żelbetu i drewna. Nieco przytłaczające betonowe filary rekompensuje tu ogromna przestrzeń sięgająca po ostro zwieńczony sufit. Choć z zewnątrz kościół nie wydaje się duży, w środku jest bardzo wysoki i przestronny. – Mam tu co robić do emerytury – śmieje się proboszcz. W najbliższym czasie odpowiednich regulacji będzie wymagać cmentarz. W parafii nie ma też salek dla grup parafialnych, dlatego już pojawiły się plany adaptacji na ten cel dolnego poziomu kościoła.

Orłowiecka owczarnia

Mimo ogromu zajęć, ks. Piotr ma jeszcze czas na pasje. – Kto to Zygfryd, Baśka i Zuza? – wypalam wreszcie. – Proszę przejść ze mną, pokażę – odpowiada ks. Piotr. Przechodzimy do ogrodu przy plebanii i znów słyszymy znajome nawoływanie proboszcza. Po chwili zza zielonych liści drzewek wyłania się trójka przyjaciół. Okazuje się, że Basia, Zuza i Zygfryd to owce kameruńskie, wyglądem przypominające kozy. To nowi mieszkańcy parafii, zaledwie od miesiąca. – Z dzieciństwa wyniosłem, że w domu zawsze były zwierzęta. Praktycznie są bezkosztowe, a ile dają radości. Już ktoś powiedział mi, że to przyczynek do żywej szopki. Ale pożyjemy, zobaczymy – podsumowuje proboszcz.Szymon Kamczyk

  • Numer: 27 (1024)
  • Data wydania: 07.07.20
Czytaj e-gazetę