Moja cierpliwość się wyczerpała
Z wójtem Mszany Mirosławem Szymankiem rozmawiamy o najpilniejszych rzeczach do zrobienia, problemach gminy, zarówno tych finansowych jak i natury politycznej
– Po wyborze na drugą kadencję spodziewał się Pan, że będzie ona, co tu dużo mówić tak niełatwa?
– Przeciwnie, raczej myślałem, że będzie łatwiej. Odnosiłem się do pierwszej kadencji, która była trudna choćby z powodu budowy autostrady. Wtedy miałem jednak wiatr w plecy, udawało nam się wiele zmienić. Miałem może więcej szczęścia. Stąd wydawało się, że podczas drugiej kadencji będzie prościej, bo pewne sprawy już są opanowane, mieszkańcy mają do mnie większe zaufanie. Oczywiście dalej realizujemy dużo spraw i tu jesteśmy konsekwentni. Niestety ta sytuacja finansowa, która nas spotkała sprawiła, że jest trudniej.
– Mówi pan o zwrotach podatków, zwrotach dodajmy niezawinionych przez samorząd.
– Każdy ocenia nasze rządzenie poprzez zrealizowane inwestycje. A myślę, że trzeba na nas spojrzeć również przez pryzmat tego, jak odnaleźliśmy się w tej trudnej sytuacji. Wraz z moimi pracownikami i radnymi udało nam się spłacić tę należność. Prawdą jest, że musieliśmy zrezygnować z pewnych inwestycji, ale pod względem finansowym nie jesteśmy rozłożeni, bo nie jest tak, że gmina nie ma pieniędzy. Gmina pieniądze ma, tylko musi przeznaczyć je na poprawę wskaźników finansowych. I to jest problem.
– Mieszkańcy raczej lepiej zapamiętują tych, którzy coś budują, niż tych, którzy są zmuszeni do oszczędzania.
– To jest niestety tak, że te zwroty, o których tyle się mówi trochę przyćmiły nasze osiągnięcia. Gdzieś w świadomości mieszkańców zostało, że gmina oddała duże pieniądze i jest w złej sytuacji finansowej. A tymczasem mamy się czym pochwalić. Mimo konieczności zwrotów zrealizowaliśmy kilka dużych inwestycji. W 2015 roku zrobiliśmy Park Aktywnej Rekreacji, zrobiliśmy place zabaw w Mszanie i Połomi, pozyskaliśmy dofinansowanie na przebudową Akacjowej w Mszanie i zrealizowaliśmy tę niemałe przecież inwestycję. Wykonaliśmy remont PSZOK-u, parkingów oraz chodników Realizowaliśmy projektu unijne tzw. miękkie w naszych jednostkach organizacyjnych. Niestety ta skala zwrotów, to że się tyle o nich mówiło, przyćmiła te nasze sukcesy.
– Mówiło się również o budowie hali w Gogołowej czy boisk ze sztuczną nawierzchnią. Tego nie będzie.
– Faktycznie z dużych inwestycji zrezygnowaliśmy m.in.z hali, na którą mieliśmy projekt i ministerialne dofinansowanie. Musieliśmy z tego zrezygnować bo kosztorys tej inwestycji opiewał na około 9 mln zł. Jeśli chodzi o budowę boiska ze sztuczną nawierzchnią, na co naciskało środowisko sportowe to rozpatrywaliśmy dwie lokalizacje: albo w Gogołowej, tam gdzie dziś jest obiekt trawiasty, albo boisko treningowe w Mszanie. Takie boisko to koszt około miliona złotych, więc z tego się wycofaliśmy. Co do boisk przy szkołach to zdajemy sobie sprawę z tego, że tej infrastruktury praktycznie nie ma, bo trudno mówić, że boiska asfaltowe w dzisiejszych czasach wystarczają, dlatego będziemy ją zmieniać. Boisko przy szkole w Mszanie mam nadzieję, że powstanie. Po to wchodziliśmy do Lokalnej Grupy Działania i liczymy na to, że uda się pozyskać dofinansowanie na ten cel w tym roku. Poza tym czeka nas termomodernizacja budynku szkoły w Mszanie oraz musimy remontować basen kryty w Połomi. Planujemy też remont szatni sportowej w Mszanie, jej przebudowę i termomodernizację. Budynek został wybudowany w czynie społecznym w latach 80-tych ubiegłego wieku, więc trzeba poprawić jego funkcjonalność. Tym bardziej, że zrobiliśmy nową szatnię w Połomi, więc środowisko sportowe z Mszany również oczekuje podobnej inwestycji.
– W Połomi szatnia była w fatalnym stanie. W Mszanie jest znacznie lepsza.
– Tak to jest w małych gminach. Jak w jednej miejscowości coś się zrobi, to zaraz w drugiej też ludzie chcą. Staramy się to jakoś pogodzić, prowadzić ten zrównoważony rozwój. Choć zdaję sobie sprawę, że obecnie najbardziej poszkodowanym sołectwem jeśli chodzi o inwestycje jest Gogołowa. Natomiast planujemy rewitalizację centrum tego sołectwa.
– Co konkretnie to oznacza?
– Zastanawialiśmy się nad tym co zrobić z remizą i ośrodkiem kultury. Obiekt jest mały, ciasny, dlatego myśleliśmy nad dobudowaniem piętra, ale tego nie da się zrobić. Nie znamy nośności ścian, poza tym jest tam olbrzymia wilgoć. Raczej trzeba więc to wyburzyć i wybudować remizę wraz z ośrodkiem w nowym miejscu. Po drugiej stronie drogi, pod szkołą, może to będzie dobra lokalizacja. Rozmawiamy też ze Spółdzielnią Kółek Rolniczych, żeby przejąć od nich część terenu. Najpierw jednak musimy zrobić lokalny program rewitalizacyjny. Na jego podstawie będziemy mogli ubiegać się o środki na te zadania. W tym programie może znajdzie się też sala sportowa. Nie będzie to duża hala, ale mniejszy obiekt na potrzeby szkoły. To na razie luźne propozycje, bo co dokładnie wyjdzie nam w tym programie rewitalizacyjnym, to dopiero zobaczymy. Będziemy na ten temat na pewno dyskutować. Chcemy jednak, żeby program był gotowy do końca tego roku. Później czeka nas projektowanie. Równocześnie chcemy wnioskować o środki na realizację. Liczymy, że w 2018 roku uda nam się rozpocząć jakieś prace.
– Do niedawna był plan żeby wybudować dużą halę, w której mógłby funkcjonować też ośrodek kultury. Obecnie gmina zmienia więc koncepcję. Będzie budować dwa mniejsze obiekty.
– Koncepcja dwóch mniejszych obiektów oznacza, że będzie można rozbić koszty w czasie, będzie można najpierw wykonać jedną rzecz, następnie drugą. Problem jest gdzie indziej. Regionalna Izba Obrachunkowa, mimo naszych tłumaczeń uznała, że w pierwszej kolejności mamy ratować wskaźniki. Tych wskaźników i tak jednak od razu nie naprawimy, bo musielibyśmy wpompować w budżet tyle pieniędzy, ile żeśmy dokonali zwrotów podatkowych czyli ok 17 mln. Dlatego jeszcze przez dwa lata to RIO będzie nam ustalać budżet. A my już teraz musimy znaleźć środki na wkład własny, na te projekty, które chcemy realizować przy wsparciu ze środków zewnętrznych. Chodzi o kwotę około 2,5 mln zł. Te pieniądze musimy znaleźć, bo inaczej te same inwestycje będziemy musieli i tak w przyszłości zrealizować, ale już bez unijnego wsparcia. 400 tys. zł już mamy, kolejne pieniądze też nam wpadną, choćby od JSW z tytułu renty planistycznej, którą spółka musi zapłacić gminie w związku ze sprzedażą terenów na Szybach Zachodnich. To będzie około 130 tys. zł. Jestem optymistą, że się uda. Próbujemy szukać środków wszędzie gdzie się da.
– Problemy finansowe to jedno. Druga sprawa, której chyba wójt się nie spodziewał, to opozycja w radzie gminy. Tworzą ją głównie radni, którzy weszli do rady gminy z listy wójta. Niecodzienna sytuacja. Z czego ona zdaniem wójta wynika?
– Dla mnie to rzeczywiście nowa sytuacja. W poprzedniej kadencji radnych, którzy mnie wspierali było na początku 8. Reszta nie była ze mną związana. Mieliśmy różne trudne, społeczne sprawy do rozwiązania, np. kwestię budowy przedszkola. A mimo to udawało się rozmawiać merytorycznie. Ta druga strona rozumiała, że pewne sprawy są dobre, konieczne. W tej kadencji niektóre osoby np. Jarek Wala, będące w radzie po raz pierwszy, zaczęły swoją pracę od prób rozliczania. Pierwsza taka akcja dotyczyła studzienek odpływowych na drodze powiatowej. Gmina miała się tłumaczyć radnym z działań, realizowanych przez powiat na ul. Skrzyszowskiej. To nie była nasza inwestycja, a my mieliśmy za nią odpowiadać, tym bardziej, że mamy zaufanie do Powiatu. Zaczęto nam zarzucać, żeśmy w pierwszej kadencji nie działali dobrze. Dla mnie to dziwne. Ja np. poprzedniego wójta nie rozliczałem z jego wcześniejszej działalności. Oczywiście były wybory, a w nich konfrontacja, zarzuty, wskazania. Ale potem nie było rozliczania działalności mojego poprzednika, choć niektórzy radni jak np. pan Alojzy Wita, aż się trzęśli, żeby czegoś szukać. Ja to zahamowałem. Mieszkańcy nie chcą słyszeć, że mi się coś nie udaje, przez to, że poprzednik coś zawalił. Uważam, że najpierw samemu trzeba pokazać, że się coś potrafi. I ja poszedłem raczej w tym kierunku. A np. radnemu Sebastianowi Bergerowi nic z dotychczasowych osiągnięć się nie podoba. On akurat wszedł do rady, kandydując z komitetu mojego rywala, pana Walkowskiego, który gdzieś tam w kampani wyborczej zapowiadał takie rozliczenia. Ale kampania to jedno, a pan Berger nadal jakby pozostał na tej ścieżce wyborczej. Do tego doszły ambicje personalne niektórych radnych, np. pana Piotra Kuczery. No więc ci niezadowoleni radni się porozumieli i powstała taka opozycyjna grupa.
– A pan wójt nie ma sobie do zarzucenia nic w tej sprawie? Np. że pewnych ambicji nie potrafił zaspokoić, pewnych spraw rozwiązać? Takie sytuacje świadczą również w jakimś stopniu o skuteczności włodarza lub jej braku. Świadczą o tym, że pewne sprawy potrafi poukładać lub nie.
– W pierwszej kadencji starałem się być takim dyplomatą. Ciągle negocjowałem oraz łagodziłem konflikty między radnymi. Bo każdy czegoś oczekiwał, każdy coś chciał. Dla dobra sprawy zgadzałem się na pewne kwestie, dla dobra spokoju w gminie. Z drugiej strony było środowisko ludzi, którzy mówili, nawet wprost zarzucali mi, że na moje decyzje wpływ mają radni z Połomi. Oczywiście starałem się to wyjaśniać, lecz trudno być adwokatem we własnej sprawie.
– Sam wójt powiedział, że tamta kadencja nie była zła.
– Tak, ale doszedłem do wniosku, że wszystko ma swoje granice. Ja jestem człowiekiem, który uważa, że białe jest białe, a czarne czarne. Nie lubię lawirować. Jeśli mogę komuś pomóc, to z chęcią pomogę, ale nie może być tak, że ktoś mnie ciągle szantażuje, że stara się mnie zastraszyć. Dlatego moja cierpliwość w pewnym momencie się skończyła. Ja mogę pomóc, ale jeśli ktoś ciągle czegoś żąda, czegoś wymaga, chce narzucić swój tok myślenia, to z tym się nie zgadzam. Ta grupa radnych uznała, że zrobi w Mszanie PZPR-bis. Oto rada będzie kazać wójtowi co ma robić. Ja np. radnego Walę cenię. Mówię mu, Jarek ty mi pomóż załatwić, wskaż kierunki, ale ty nie każ mi czegoś robić, bo ty tak chcesz, a jeśli już to przedstaw jakieś argumenty.
– Użył pan mocnego słowa o szantażowaniu. Co to oznacza?
– Być może niefortunnie się wyraziłem. Nie chodzi o takie szantażowanie, że coś się wydarzyło i ktoś ma na mnie jakieś haki. Gdyby tak było, to nie wojuję z nimi. Może musiałbym się inaczej zachowywać. Nie mam sobie nic do zarzucenia i dlatego mogę sobie pozwolić na ostre relacje. Chodziło mi o szantaż polityczny, na zasadzie, że mi ci pokażemy, że będziemy ci przeszkadzać, krytykować każdą decyzję, jak nas nie będziesz słuchać. Na to mojej zgody nie było i nie będzie. Mieszkańcy myślę nie lubią osób, które jak się tupnie nogą to uciekają. Ja taką osobą nie jestem a problemy zamieniam w wyzwania.
– Dziękuję za rozmowę.
Najnowsze komentarze