Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Oddała szpik choremu nastolatkowi z Ameryki

07.03.2017 00:00 red.

Joanna Hibner jest mieszkanką wodzisławskich Kokoszyc. Kilka miesięcy temu została dawcą szpiku kostnego. Uratowała w ten sposób życie choremu na białaczkę nastolatkowi ze Stanów Zjednoczonych.

WODZISŁAW ŚL. Początkowo Joanna Hibner nie chciała opowiedzieć nam o tym, że została dawcą szpiku kostnego. Przekonał ją jeden argument. Trzeba głośno mówić o potrzebie oddawania szpiku i w ten sposób zachęcać innych. Bo tego rodzaju szczytne akcje potrzebują ambasadorów. A ona – młoda kobieta, żona, matka dwójki małych dzieci – jest dowodem na to, że nie ma się czego bać, a radość z tego, że można pomóc drugiemu człowiekowi, jest nie do opisania.

Zaczęło się od reklamy

5 lat temu Joanna zarejestrowała się w bazie Fundacji DKMS. Jest to baza dawców komórek macierzystych. – Obejrzałam w telewizji reklamę. Ktoś prosił o pomoc w chorobie i zachęcał do rejestracji. Pomyślałam, że zgłoszę się – wspomina mieszkanka Kokoszyc.

Weszła na stronę internetową fundacji i zamówiła pakiet rejestracyjny. Później samodzielnie pobrała wymaz z policzków. – Prosta rzecz. Dostaje się dwa przedmioty, które wyglądają jak długie patyczki do uszu. Za ich pomocą pobiera się wymaz i odsyła razem z formularzem – wyjaśnia młoda kobieta. Wkrótce otrzymała kartę dawcy. Była już zarejestrowana w bazie jako potencjalny dawca szpiku.

Płacz i niedowierzanie

Zapadła długa cisza. Nikt w sprawie szpiku nie odzywał się. Joanna właściwie zapomniała o temacie. W międzyczasie urodziła drugie dziecko i... zmieniła numer telefonu, o czym nie powiadomiła fundacji. – A trzeba pamiętać, że o każdej zmianie należy informować DKMS – zaznacza.

Na szczęście fundacja miała numer telefonu do męża pani Joanny. – Akurat byliśmy wieczorem z córką u lekarza. I mąż niespodziewanie mówi mi: „A wiesz, że dzwonili z DKMS?  Prosili, żebyś się z nimi skontaktowała” – mówi Joanna.

Ponieważ było już późno, zadzwoniła kolejnego dnia, z samego rana. Było to w marcu ubiegłego roku. Usłyszała, że znalazł się biorca, czyli osoba, której może oddać swój szpik. – Najpierw był płacz. Wzruszenie, niedowierzanie i strach. Wszystkie te emocje mieszały się – podkreśla.

Dwie metody

Joanna zadeklarowała, że zgadza się na oddanie szpiku dwoma metodami: zarówno przez pobranie z krwi obwodowej (w 80 proc. przypadków komórki macierzyste pobierane są w ten sposób, procedura ta stosowana jest w medycynie od 1988 r.), jak i przez pobranie z talerza kości biodrowej (szpik pobierany jest z talerza kości biodrowej, a nie, jak się powszechnie uważa, z rdzenia kręgowego; zabieg wykonywany jest w znieczuleniu ogólnym przy użyciu specjalnej igły).

Z kości biodrowej

Tydzień później Joannie pobrano krew, żeby jeszcze raz potwierdzić zgodność z biorcą i wykluczyć ewentualne choroby. Czekała 6 tygodni na odpowiedź. Wreszcie zadzwonił telefon. Zgodność została potwierdzona. Później mieszkanka Kokoszyc trafiła na szczegółowe badania do kliniki pobrań w Gliwicach. EKG, USG jamy brzusznej, RTG klatki piersiowej, badania krwi i moczu – to lista badań, które wykonano. Wszystko po to, by upewnić się, że stan zdrowia Joanny pozwala na bezpieczne wykonanie pobrania. Joanna dowiedziała się też, że pobranie nastąpi z talerza kości biodrowej, bo tak będzie bezpieczniej dla biorcy. – Pomyślałam, że jeśli chodziłoby o moje dzieci, to nie wahałabym się ani przez chwilę. Lekarze wiedzą, co dla pacjenta jest najlepsze – podkreśla.

Pobranie szpiku

Wreszcie nadszedł dzień pobrania szpiku. Było to 12 lipca ubiegłego roku. – Dzień wcześniej zostałam przyjęta w klinice w Gliwicach. Jestem osobą wierzącą, więc dużo modliłam się. Przede wszystkim o odwagę – wspomina. – Na oddziale poznałam dwie dziewczyny, które chorowały. Jedna z nich była po przeszczepie. Wcześniej długo walczyła o zdrowie i życie. To zdarzenie jeszcze bardziej utwierdziło mnie, że podjęłam dobrą decyzję. Dziś wiem, że obydwie dziewczyny czują się dobrze – zaznacza.

12 lipca nastąpiło pobranie. Sala, narkoza. Joanna obudziła się po zabiegu. – Miałam lekkie zawroty głowy, czułam się słabo, ale był to efekt narkozy. Do tego lekka bolesność w miejscu wkłucia. Ale nic strasznego. Do przejścia. Więcej mamy w głowie, niż rzeczywiście odczuwamy – zapewnia młoda kobieta.

Przede wszystkim odpowiedzialność

Po powrocie ze szpitala Joanna przez dwa tygodnie odczuwała objawy przypominające przeziębienie. – Ale to jest nic w porównaniu z tym, co musi przejść osoba chora, która czeka na przeszczep, czyli chemię, naświetlania. Organizm chorego jest wówczas tak wyniszczony, że po prostu musi otrzymać przeszczep. Dlatego tak ważne jest, by dawca nie rezygnował w momencie, gdy trwają już wszystkie przygotowania. Taką decyzję należy podejmować bardzo odpowiedzialnie – podkreśla Joanna.

Jak czuje się nastolatek?

Krótko po pobraniu mieszkanka Kokoszyc dowiedziała się, że jej szpik otrzymał młody mieszkaniec Stanów Zjednoczonych. – Radość była ogromna – zaznacza Joanna. Tym bardziej, że już wiadomo, że nastolatek czuje się dobrze. We wrześniu przyszła wiadomość, że chłopak wyszedł z kliniki i rokowania są pomyślne. W lutym pojawiła się kolejna informacja. Chłopak wrócił do swoich codziennych czynności! – Wygląda na to, że będzie dobrze. Chociaż pierwsze dwa lata są zawsze niepewne. Mocno trzymam za niego kciuki – dodaje.

Joanna ma możliwość napisania do nastolatka, któremu podarowała szpik. – Czekałam na pozytywne informacje o jego stanie zdrowia. Teraz wiem, że jest dobrze. Zbieram się w sobie, by do niego napisać – podkreśla.

Transparent dla mamy

Mieszkanka Kokoszyc podkreśla, że przed podjęciem decyzji o rejestracji do bazy dawców warto poczytać na ten temat, by wyzbyć się strachu i poczuć pewnie. – Cieszę się też, że miałam wsparcie rodziny. Bliscy bardzo mi pomagali. Razem z mężem tłumaczyliśmy dzieciom, że idę do szpitala nie dlatego, że jestem chora, ale żeby pomóc innej osobie. Gdy wróciłam z pobrania, czekał na mnie transparent z powitaniem – uśmiecha się Joanna.

Przesłanie

A jakie to uczucie wiedzieć, że pomogło się chłopcu z innego kontynentu?  – Cudowne, niesamowite uczucie. Od razu w takiej chwili myślę o swoich dzieciach. Gdyby któreś zachorowało, zrobiłabym wszystko, by je ratować. Gdybym sama nie mogła oddać szpiku, liczyłabym na innych. Dlatego ja oddałam swój szpik, bo wiem, że inni ludzie tak bardzo liczą na to samo – puentuje Joanna.

Magdalena Kulok

  • Numer: 10 (851)
  • Data wydania: 07.03.17
Czytaj e-gazetę