Garderoby dla artystów mamy lepsze, niż w Warszawie
Miało ich odwiedzać 12 tysięcy osób rocznie. A przychodzi 47 tysięcy. Na początku wyświetlali 250 seansów filmowych, teraz już prawie 800 - o sukcesach i słabszych stronach Rydułtowskiego Centrum Kultury Feniks rozmawiamy z dyrektor Janiną Chlebik-Turek. Powód jest szczególny, bo 9 września RCK obchodziło 5-lecie działalności w nowej siedzibie i zamknięcie projektu „Adaptacja budynku basenu krytego na potrzeby instytucji kultury pod nazwą Rydułtowskie Centrum Kultury”.
Nowiny Wodzisławskie: Rydułtowskie Centrum Kultury świętowało 5-lecie działalności w nowym budynku. Był tort?
Janina Chlebik-Turek, dyrektor Rydułtowskiego Centrum Kultury Feniks: Nawet dwa!
Początki działalności RCK na pewno nie były łatwe. Mylili was z innymi instytucjami kultury?
Skrót RCK jest dość popularny w regionie, bo i Raciborskie Centrum Kultury i Rybnickie Centrum Kultury. Ale uparliśmy się, by wymawiać pełną nazwę i to przyniosło efekt. Pomogło też dodanie słowa „Feniks”. A skrótu używamy tylko w gronie rydułtowików.
RCK powstało w budynku byłego basenu. To prawda, że niektórzy przychodzili i pytali o krytą pływalnię?
Były takie sytuacje. Pojawiały się też pytania: „A to my będziemy w wodzie?” Żartobliwie odpowiadaliśmy, że kino mieści się w niecce basenu więc trzeba wchodzić w strojach kąpielowych. Co ciekawe, wielu artystów kojarzy nas jako miejsce, gdzie wcześniej był basen. Na przykład Stanisław Tym stwierdził, że już tylu jego kolegów występowało w Rydułtowach i mówiło mu o przerobionym basenie: „I Damięcki mówił, i Skarga, i Widawska”. Więc sam nie mógł sobie odmówić, przyjechał do nas, zobaczył i wystąpił na scenie.
Co gwiazdy mówią o garderobach?
Że takich nawet w Warszawie nie mają. Garderoby to nasz powód do dumy. Są jasne i przyjemne. Zostały wykonane zgodnie ze wskazówkami aktorów. Na przykład lustra mają wewnętrzne światło. To nie powoduje cienia na twarzy i ułatwia charakteryzację. Poza tym w garderobach jest część socjalna, czyli toalety i prysznic. Do tego przestronny korytarz, który tworzy trakt artystyczny, i tak zwany aktorołap, czyli miejsce, gdzie przygotowani aktorzy czekają na moment wejścia na scenę.
Siedziba RCK jest ogromna. Od początku myśleliście o budynku z takim rozmachem?
Ogromnie nas cieszy, że to, co powstało, przeszło nasze najśmielsze wyobrażenia. Oczywiście na plus. Budynek RCK to 16 tys. metrów kubatury. Mamy 13 własnych grup artystycznych oraz trzy grupy, które u nas działają. Wiele spośród nich to grupy taneczne - od teatru tańca, przez taniec towarzyski, aż po balet. Dla różnych grup wiekowych. Okazało się, że tańca w Rydułtowach brakowało. A my reagujemy i odpowiadamy na potrzeby społeczeństwa.
A w czym się specjalizujecie?
Mogę powiedzieć, czego nie robimy. Nie uczymy gry na instrumentach, jest szkoła muzyczna. Nie prowadzimy też zajęć z plastyki, bo w Rydułtowach działają Państwowe Publiczne Ognisko Plastyczne oraz Galeria Sztuki Złote grabie. Nie stwarzamy więc sobie konkurencji. Na pewno wyróżnia nas kino, bo prezentujemy najnowszy repertuar. Jeśli ktoś poczeka tydzień od premiery danego tytułu w multipleksach, to u nas obejrzy ten sam film o 10 zł taniej i w bardzo dobrej jakości.
Kino w Rydułtowach ma się dobrze?
Kiedy wpadliśmy na pomysł kina w mieście, to docierały do nas sygnały, że nie cieszy się szczególną popularnością sztuka kinematografii. Ale postanowiliśmy się temu przeciwstawić. I dzisiaj na pytania o kino zawsze odpowiadam „jest świetnie”, bo rzeczywiście nie mamy powodów do narzekań. Gramy dwa seanse popołudniowe dziennie. Do tego czasami dwa do południa. Zaczynaliśmy od 250 seansów rocznie, a teraz dochodzimy do 800. Ale oczywiście wszystko zależy od tytułu. Skupiamy się na edukacji filmowej, założyliśmy Dyskusyjny Klub Filmowy Wawel, współpracujemy z międzynarodowymi festiwalami, należymy do sieci kin studyjnych i lokalnych oraz sieci kin cyfrowych. Takie członkostwo ułatwia pracę z dystrybutorami. Udało nam się zrealizować projekt Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej i dzięki temu mamy jedyne w powiecie kino 3 D. To także przyczyniło się do promocji naszego niewielkiego kina. Początkowo nie chcieliśmy u siebie popkornu, ale okazało się, że dla dzieci jest to magnes, przed którym nie mogliśmy uciec.
A jakie były filmowe hity?
„Listy do M”, „Ludzie Boga”, „Minionki”, „Bogowie”, „Pingwiny z Madagaskaru”, „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Filmy były sukcesem frekwencyjnym i finansowym.
RCK jest na plus czy na minus, jeśli chodzi o pieniądze? Co jest najbardziej dochodową częścią?
Wszystko zależy od tytułu filmu, koncertu czy spektaklu. Wiele osób kieruje się nazwiskami występujących artystów czy nazwą teatru. My staramy się bilansować. Jeśli z jakiegoś wydarzenia jest przychód, to organizujemy kolejną imprezę, która już niekoniecznie zarobi pieniądze. Nie możemy zapraszać wyłącznie kabaretów, bo na ich występach jest pełna widownia. Potrzebny jest też blues czy spektakle w ramach projektu Teatr Polski. Te wydarzenia również mają swoich odbiorców.
Ile osób miało odwiedzać RCK? Były takie założenia?
Oczywiście były plany, tak zwane wskaźniki. I z ogromną przyjemnością muszę powiedzieć, że zwiększyły się o 300-400 proc. Sądziliśmy, że będzie nas odwiedzać 12 tys. osób rocznie. Tymczasem w ubiegłym roku było to już 47 tys. osób. Miesięcznie mamy 3 tys. stałych uczestników.
Z jakimi problemami zmaga się RCK?
Mimo wszystko z dotarciem do ludzi. Bo chociaż odwiedza nas dużo mieszkańców i gości, to mogłoby jeszcze więcej. Po ciekawym koncercie czy spektaklu słyszymy: „A to już było? Jakbym wiedział, to bym przyszedł. Ale ja tego kanału telewizyjnego nie mam, gazet nie czytam, radia nie słucham, internetu nie śledzę. A to jest jeszcze jakaś miejska gazeta z waszym repertuarem? Też nie wiedziałem”. Dotarcie do odbiorców jest więc czasami problemem. Oczywiście sami dbamy o promocję poprzez portale społecznościowe i kontakt z mediami. Współpracujemy też z Pocztą Polską. Co miesiąc 3-3,5 tys. naszych ulotek z repertuarem trafia do mieszkańców Rydułtów albo ościennych miejscowości. Nie są to za każdym razem te same ulice, bo staramy się zmieniać części miasta, by trafić do wszystkich. Widzimy, że to się sprawdza.
Przypomniałam sobie, że podobno ktoś zaciął się kiedyś w windzie RCK?
Grupa pięciu gimnazjalistów w ramach eksperymentu postanowiła poskakać w windzie. I winda zacięła się. Czekali na serwis 2 godziny. Szybko przekonali się, że to nie była dobra zabawa. Teraz w windzie jest kartka z napisem, że zabrania się skakania. Ale bardziej na wyobraźnię działa informacja o czasie oczekiwania na pomoc. Taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła.
Czego życzyć wam na kolejne 5 lat?
Wytrwałości, kreatywności, udanych inwestycji artystycznych i chęci do działania. Bo nie chcieć, to gorzej jak nie móc. Pięć lat działalności RCK oceniam jako bardzo udane. Tym bardziej, że tworzyliśmy RCK od zera. A temu zawsze towarzyszą obawy. Cieszę się, że pani burmistrz i rada miasta zaryzykowali, przekazali pieniądze i dali swoją akceptację. Zaryzykowali i wygrali. Ale największym wygranym jest społeczeństwo miasta, dla którego RCK funkcjonuje. Najbardziej cieszą nas słowa: „Dobrze, że jesteście”.
Rozmawiała: Magdalena Kulok
Najnowsze komentarze