Był obrażany czy sam obrażał?
Jest inna wersja zdarzeń, do których doszło przed urzędem gminy, kiedy ruszył nabór o dofinansowanie do wymiany kotłów
GORZYCE Dwa tygodnie temu pisaliśmy o awanturze do jakiej doszło przed budynkiem urzędu gminy 25 sierpnia. Wtedy ruszył (a nie kończył się jak napisaliśmy w pierwszym artykule) nabór wniosków o dofinansowanie w ramach programu ograniczenia niskiej emisji, czyli na wymianę kotłów i instalację solarów. Liczba dofinansowań była ograniczona. Z tego też powodu miało dojść do przepychanek, o czym poinformował nas Karol Sowada, który twierdził, że jeden z oczekujących miał go popchnąć i obrażać. Bo nasz rozmówca nie chciał wpisać się na nieformalną listę kolejkową, jaką utworzyli inni oczekujący pod urzędem. - W urzędzie informowali mnie, że liczy się godzina i data wpływu wniosku zarejestrowana przez urzędnika, a nie jakaś lista kolejkowa tworzona na parkingu – argumentował Sowada. Ostatecznie wszyscy wnioskujący o dofinansowanie zmieścili się w limitach urzędu.
„On był bezczelny”
Artykuł spotkał się ze sporym odzewem. Kilka dni po jego opublikowaniu zgłosił się do nas Zbigniew Cybulski z Turzy. 25 sierpnia też chciał złożyć wniosek o dofinansowanie. Przedstawia odmienną wersję zdarzeń. Jego zdaniem cała awantura to efekt kiepskiego zachowania właśnie Karola Sowady. - Ja przyjechałem pod urząd przed godziną 7.00. Wpisałem się na tę nieformalną listę kolejkową. W sumie uznałem, że to zupełnie normalne, bo liczba miejsc była ograniczona, a nikt przecież nie wiedział ilu będzie chętnych. Byłem siedemnasty. Czekaliśmy z kilkoma panami na parkingu i rozmawialiśmy. Panie siedziały w autach, bo była kiepska pogoda. Było spokojnie. Koło 7.30 przyjechał ten młody człowiek i spokój się skończył. Taki starszy pan, chyba z Czyżowic zapytał go grzecznie czy przyjechał złożyć wniosek. A ten Sowada na niego wyskoczył podniesionym głosem, że to nie jego interes i on nie musi się mu tłumaczyć. Zaczął wchodzić do urzędu. Ten starszy zapytał go gdzie wchodzi bez kolejki, ale na pewno nie użył słowa „gówniarzu” i go nie szarpał. To ten młodzian zaczął w drzwiach urzędu popychać klatką piersiową tego starszego pana. To było skandaliczne zachowanie. Zapytałem go czy tak powinien zachowywać się wobec starszego? Zaczął wyzywać nas wszystkich od wieśniaków i buraków. Szkoda, że ktoś nie nagrał tego zajścia z głosem. Wydaje mi się, że swoją bezczelnością chciał sobie wywalczyć wejście do urzędu bez kolejki. Uspokoił się dopiero jak przyszła taka starsza pani, która najwyraźniej miała na niego jakiś wpływ – opowiada Zbigniew Cybulski.
Bezsensowne zachowanie
Podobną wersję przedstawia również Krystyna Okoń, redaktorka gazety „U nas”, która tego dnia też składała wniosek o dofinansowanie. - Przed urzędem było spokojnie, dopiero jak zaczęliśmy wchodzić do urzędu, to się okazało, że jakiś pan się awanturuje, twierdzi, że na pewno są jakieś nieprawidłowości w tej kolejce, że coś jest załatwiane nie tak. To był młody człowiek, którego w tym momencie nie kojarzyłam. Wszyscy byli tym jego zachowaniem zaskoczeni, bo staliśmy spokojnie, a tylko on cały czas o coś się awanturował. Nie słyszałam i nie widziałam, żeby ktoś był agresywny w stosunku do niego. Taki starszy mężczyzna grzecznie mu tylko zwrócił uwagę, żeby się uspokoił. Ktoś zaproponował mu też by wpisał się na listę, którą zrobiła jedna z pań. W końcu tak zrobił. Był na liście tuż za mną – opowiada Krystyna Okoń. - W moim przekonaniu dobrze, że została zrobiona ta społeczna lista, bo dzięki niej był porządek. Tylko zachowanie tego młodego pana było bez sensu. Choć może było związane z tym, że jak zobaczył grupę ludzi stojących przed urzędem, to zaczął się obawiać, że nie załapie się na dofinansowanie? - zastanawia się Krystyna Okoń.
Nie ma wyjścia
Karol Sowada podtrzymuje jednak swoją wersję zdarzeń. - Nie wiedziałem na początku o żadnej liście. Chciałem normalnie wejść do urzędu. Wtedy starszy mężczyzna zaczął mieć do mnie pretensje, zaczął mnie szarpań i wyzywać. Wtedy się zdenerwowałem – mówi Sowada. - A lista była dla mnie podejrzana. Przy wyczytywaniu nazwisk okazywało się, że były na niej osoby, których pod urzędem nie było, bo niektórzy sobie pełnomocników powysyłali – twierdzi. Dodaje, że do tej pory nie miał czasu wnioskować o dostęp do monitoringu, bo okazuje się to dość skomplikowaną procedurą. - Ale teraz nie mam wyjścia i o nagranie na pewno wystąpię – kończy Sowada.
Artur Marcisz
Najnowsze komentarze