Antropolog i muzealnik o Mongołce
O pracy nad rekonstrukcją twarzy wodzisławskiej Azjatki rozmawiamy z Dorotą Lorkiewicz - Muszyńską, antropologiem sądowym oraz Sławomirem Kulpą, dyrektorem Muzeum w Wodzisławiu
Jak długo trwały prace nad rekonstrukcją?
Dorota Lorkiewicz - Muszyńska - Gdyby się sprężyć, to na upartego możnaby to zrobić w dwa tygodnie, a trwało około roku.
Dla pani to normalne tempo pracy?
Inaczej, działał cały zespół i każdy musi wykonać swój wycinek badań. Każdy ma też swoje obowiązki. My, antropolodzy to również dydaktyka, praca ze studentami. Lekarze, stomatolodzy prowadzą swoje praktyki. Potem trzeba zrobić kilka spotkań, wymienić się spostrzeżeniami, wynikami. Każdy musi to opisać, przekazać innym. To kwestia koordynacji prac, wplecenia w codzienne obowiązki. Natomiast jakby się skupić tylko na tym, to może udałoby się to zrobić w trzy tygodnie.
Prace nad Mongołką były dla pani bardzo trudne? Czy był to pewien standard?
Trudno tu mówić o standardzie trudności. Zawsze pewna trudność wynika z niewiadomych. Tak się dzieje w każdym przypadku. Tutaj mieliśmy do dyspozycji pełny szkielet, zatem sporo możliwości pozyskania danych.
Jak doszło do tego, że pani antropolog zaczęła pracować nad Mongołką?
Sławomir Kulpa - Otwarłem kiedyś onet.pl, zobaczyłem panią na pierwszej stronie. Akurat była jakaś głośna sprawa, którą prowadziła. Znalazłem do niej numer i tak to się zaczęło.
Od razu się zgodziła?
Nie, nie. Rzadko się zdarza taki człowiek jak pani doktor. Zazwyczaj dziś nikt nie ma czasu. I nawet jak ktoś ma chęć, to nie ma czasu. Ja też się wgryzałem w jej czas, słałem maile, pytałem o postępy.
Dorota Lorkiewicz - Muszyńska - Zdaję sobie sprawę, że nie jestem łatwa we współpracy i dyrektor niejeden włos z głowy wyrwał. Trzeba zaznaczyć, że to nie tylko ja, ale cały zespół ludzi, którzy są pasjonatami. Każdy robi swoje, niemniej z przyjemnością podjął się tego z powodów naukowych, poznawczych. Goniłam ich tak, jak pan Sławek mnie gonił. Ale też zakres prac był rozbudowany. Dla porównania prace na potrzeby procesów sądowych trwają np. tydzień.
Kiedy się tak długo pracuje z obiektem, nadaje się mu jakieś imię?
Oczywiście, że tak, to była Mongołka. Mam też Albercika, Tatara. To są przydomki związane z pochodzeniem, pewną historią. Ale tak się dzieje z przypadkami muzealnymi, na pewno nie z obiektami badanymi na potrzeby medyczne.
Jak dobrze zrozumiałem państwa praca skończyła się na komputerowej rekonstrukcji, ale bez nadawania cech człowieczych.
Tak, na podstawie tej rekonstrukcji plastyk wykonał popiersie, nadał pigmentację, charakter oka ze źrenicami, tęczówką. Bardzo mi się podoba.
(tora)
Najnowsze komentarze