Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Baśka miała niezły luz a Algis powodzenie

20.05.2014 00:00 red

Konie to teraz dla rolników drogie hobby, a nie pomoc w gospodarce – mówią zgodnie moi rozmówcy na Targach Końskich w Pietrowicach Wielkich i dodają, że jak się od dziecka z końmi chowało to bez nich życia już być nie może.

Zwierzaki przytulaki

Proszę pani, te targi już się kończą, bo nie ma nabywców – mówi Ginter Berk z Walców w powiecie krapkowickim. Do Pietrowic przyjeżdża prawie co miesiąc, choć niekoniecznie jako sprzedający. – W domu zawsze były konie, u dziadków i u rodziców. Ja już jako 10-letni chłopak miałem konia, to ciągnie mnie na te targi – tłumaczy. Tym razem przyjechał z roczną Newadą. Szara klacz z ufnością podchodzi do ludzi i każdemu pozwala się pogłaskać. Jej matka niebawem się oźrebi. Oprócz niej w domu zostały jeszcze trzy konie. – Nieraz siadam na jednego z nich i jadę sobie w pole. Córka, która przejmie po mnie gospodarstwo też jeździ konno, choć teraz coraz rzadziej. Mechanizacja zabija  tradycję trzymania koni, nawet na targach jest ich coraz mniej – dodaje mój rozmówca.

Przez megafon co chwilę rozbrzmiewają głośne komunikaty. Trudno jest wtedy rozmawiać, ale koniom to najwyraźniej nie przeszkadza. Baśka jest chyba jednym z najspokojniejszych zwierząt na targach. – To klacz konika polskiego. Ma 5 lat i jest ulubienicą wszystkich oglądających – tłumaczy jej właściciel Czesław Bieldan z Kózek koło Gościęcina, gdzie został źrebak po Basi i jeszcze jedna klacz zimnokrwista. – Ja ją tu drugi raz przywiozłem, ale tak naprawdę to mi na tej sprzedaży bardzo nie zależy. Wie pani, to mój pierwszy koń, więc czuje się sentyment i przywiązanie – mówi pan Czesław. Ale utrzymanie takiego zwierzęcia kosztuje, więc rozsądek przemawia za sprzedażą. – Taki bal siana to 50 złotych kosztuje a ona na zimę potrzebuje co najmniej sześć. Do tego jeszcze około 400 kg owsa, dużo pracy i jeszcze więcej serca – tłumaczy  rolnik. Basia, nieświadoma rozterek, z jakimi boryka się jej właściciel, chętnie je siano prosto z ręki Oliwii. – Ta dziewczynka była tu już miesiąc temu i tak sobie moją klacz upodobała, że nie odstępuje jej na krok – mówi ze śmiechem pan Bieldan. Oliwia Fligiel przyjechała do Pietrowic z dziadkiem, który znając miłość wnuczki do koni, kupił jej kuca. Trzyma go dla niej u siebie w Raciborzu. – Ja mieszkam w Wodzisławiu Śląskim i zajmuję się nim jak przyjeżdżam do dziadka na weekendy – mówi dziewczynka i zdradza, że jej marzeniem jest by do kuca Zuzi dołączyła Basia. A marzeniem pana Czesława jest to, żeby jego klacz trafiła w jakieś dobre ręce. Kiedy widzę czasem jak ludzie strasznie traktują zwierzęta, to aż się serce kroi – mówi mając nadzieję, że Basi ten los nie spotka. 

Konia i chłopa bać się nie można

Ludwik Kania przywiózł na targi do Pietrowic Wielkich 6-letniego wałacha. W rodzinnym Jastrzębiu zostawił jeszcze trzy konie. – Ten przywieziony na sprzedaż był przeznaczony dla mojej wnuczki, ale okazało się że ma zbyt duży temperament. Wiktoria ma dopiero 9 lat, więc trzeba jej poszukać jakiegoś spokojniejszego zwierzęcia – mówi hodowca, który wziął ze sobą wnuka Karola. On od siedmiu lat ma też swojego konia u dziadka. – To już taka rodzinna tradycja. Moi dziadkowie mieli konie, a ja je hoduję od kiedy pamiętam – mówi pan Ludwik, który oprócz koni kocha też gołębie. A na targi będzie jeździć zawsze, chociażby po to, żeby popatrzeć na te piękne zwierzęta.

Artur Szuba prezentuje 2-letnią klacz pociągową i 11-letnią pod siodło. Na co dzień pomaga przy nich ich właścicielowi. Przed miesiącem konie nie znalazły nabywców, więc przyjechały tu z  Błotnicy Strzeleckiej jeszcze raz. – Niech pani redaktor wsiada na konia to się zrobi pamiątkowe zdjęcie do gazety – namawia mnie ich hodowca Joachim Zdyń. Oprócz pracownika wziął ze sobą na targi córkę Sandrę. Oboje świetnie jeżdżą konno więc nie rozumieją moich obaw. – Jak się pani będzie bała konia i chłopa to nigdy nic z tego nie wyjdzie – podsumowuje i od razu pyta czy w Raciborzu są jakieś fajne dyskoteki, na które warto przyjechać. – Nie wiem, jestem trochę za stara na dyskoteki – usprawiedliwiam się przed panem Joachimem, a on tłumaczy: – Proszę panią, dopóki człowiek ma dwie sprawne nogi, to nigdy nie jest za stary. Na koniec namawiam Zdyniów na wspólne zdjęcie przy koniu zamiast na nim.

Największe wrażenie na targach robią konie z Klubu Jeździeckiego „Jumping Team” w Brynicy. – Staramy się mieć konie dobrze utrzymane i zadbane. Nie jesteśmy typowymi handlarzami. Prowadzimy klub jeździecki, mamy czterdzieści koni, z którymi jeździmy na zawody sportowe – wyjaśnia Sebastian Gruszka, właściciel klubu. Do Pietrowic przywiózł ze sobą 11-letnią klacz Mirzę, która chodzi w zaprzęgu i 7-letniego wałacha Algisa. – To koń szlachetnej półkrwi, po niemieckim ogierze z matki wielkopolskiej, który przyszedł na świat w naszej stajni. Jest dobrze ujeżdżony i przygotowany do konkursów klasy L, choć nie startował jeszcze w zawodach – opowiada pan Sebastian, który wycenił swojego konia na siedem tysięcy złotych. Zainteresowanie jest ogromne. Algisowi towarzyszy przez cały czas tłum gapiów, ale nie wiadomo czy wśród nich znajdzie się ktoś, z kim będzie można dobić targu.

Tekst Katarzyna Gruchot

zdjęcia Paweł Okulowski

  • Numer: 20 (705)
  • Data wydania: 20.05.14