Skazani na listy, czyli lekkie pióro osadzonych
Każdego roku administracja więzienna i prokuratura zasypywane są pismami osadzonych w Zakładzie Karnym w Raciborzu. Więźniowie m.in. z Wodzisławia czy Rybnika grymaszą na łupież w zupie, zbyt cicho transmitowane msze czy... kradzież uszu.
O tym, że pod celą luksusów nie ma, wie każdy kto miał okazję oglądać świat zza krat. Osadzeni codzienną nudę kolejnych dni odsiadki próbują zabić na różne sposoby. Jednym z nich jest pisanie skarg do administracji i zawiadomień do prokuratury. Wystarczy zastosowanie kilku zwrotów i nawet najbardziej absurdalna skarga uruchamia administracyjną machinę. Osadzeni grymaszą na warunki, służbę więzienną i jedzenie. – Każde pismo musi być rozpatrzone z taką samą powagą, bez względu na treść, którą zawiera – mówi major Marek Kwiecień, oficer prasowy z Zakładu Karnego w Raciborzu. Liczba skarg rośnie w lawinowym tempie. W 2011 roku w ZK Racibórz rozpatrzono 345 skargi na blisko ośmiuset osadzonych w tutejszym zakładzie karnym. Rok później było ich 723, a w tym roku w kwietniu dyrekcja zarejestrowała już 200 pism od osadzonych.
Przez personel jestem zdrowy
Osadzeni skarżą się praktycznie na wszystko, zaczynając od niewłaściwego traktowania ich przez funkcjonariuszy, poprzez złe warunki bytowe, niewłaściwą opiekę medyczną, czy zarzuty co do liczby i jakości posiłkó. – Gama skarg jest ogromna. W tym roku jedna ze skarg dotyczy podważenia wyniku badania rtg płuc. Skazany skarżył się, że został specjalnie szturchnięty podczas wykonywania badania i dlatego jego wynik wyszedł negatywnie i przez to nie stwierdzono u niego choroby płuc – mówi Marek Kwiecień. Funkcjonariusze służby więziennej wspominają również skargę innego osadzonego, który wychodząc na wolność w niepogodę, napisał skargę, że nie otrzymał parasola, przez co zmókł. Inny uparcie twierdził, że podczas snu ktoś zamienił mu uszy i oczy. Ta skarga również została rozpatrzona.
Tysiące na znaczki
– Mamy rekordzistów w pisaniu. W minionym kwartale jeden ze skazanych wysłał już 50 skarg. W roku poprzednim wystosował ich 310. Istotne jest to, że jeśli osadzony nie ma pieniędzy na koncie, to administracja zakładu karnego zobowiązana jest pokryć koszty każdego wysyłanego listu urzędowego. Każdemu pismu – skardze, prośbie, musi nadać bieg i udzielić pisemnej odpowiedzi skarżącemu, niezależnie od „powagi” ważności skargi. Średnio każdego miesiąca wydajemy na znaczki blisko 500 zł na listy prywatne i około 800 złotych na listy urzędowe – podlicza major. W skali roku daje to kwotę ponad 15 tysięcy złotych. Fala więziennego pisarstwa rozlała się na inne jednostki penitencjarne. Aktualnie w 16 jednostkach penitencjarnych, podległych Okręgowemu Inspektoratowi Służby Więziennej w Katowicach przebywa łącznie 7855 osób, w tym 7088 skazanych i 767 tymczasowo aresztowanych. Pisze co drugi. – W roku 2012 zanotowaliśmy łącznie we wszystkich jednostkach 3036 skarg – przyznaje Mirosław Więcław z OISW w Katowicach.
Prokurator za kratami
O ile administracja zakładu karnego jest niejako „skazana” na kontakt z twórczością swoich osadzonych, o tyle prokuratorzy woleliby się skupić na prowadzonych przez siebie śledztwach. Tymczasem osadzeni nauczyli się angażować w swoje sprawy także Prokuraturę Rejonową w Raciborzu. Właściwość miejscowa nakłada na nią obowiązek zajmowania się zawiadomieniami płynącymi z Zakładu Karnego w Raciborzu. – Nie ma dnia, aby któryś z prokuratorów nie miał wizyty w zakładzie. Policjanci, którzy na nasze zlecenie pomagają nam w czynnościach niemal nie wychodzą zza murów obiektu przy Eichendorffa – przyznaje prokurator Danuta Kozakiewicz, szefowa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu. Tylko w ciągu pół roku do Prokuratury Rejonowej w Raciborzu wpłynęła setka doniesień i zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa. – Nie liczymy samych doniesień na prokuratorów, których decyzje nie podobały się osadzonym oraz pomocy prawnej wykonywanej dla innych prokuratur z terenu kraju – wyjaśnia prokurator. W statystyce nie ujęto kwietnia, gdzie jednego dnia Prokuratura Rejonowa w Raciborzu przyjęła 23 zawiadomienia od jednego z osadzonych. W kolejnych dniach dosłał kolejnych dziesięć.
Wiedzą co pisać
Dlaczego sprawy nie trafiają do sędziów penitencjarnych? Bo skazani nauczyli się używać w swoich pismach zwrotów, które niejako wymuszają rozpoczęcie czynności sprawdzających przez prokuratora. Wystarczy, że wcześniej opisywany więzień stwierdziłby, że brak parasola mógł narazić go na chorobę, a ta na ciężki uszczerbek na zdrowiu lub śmierć. Absurdalne? Tak, ale prawdziwe. – Jeden z osadzonych chce pastę do zębów Elmex i żadnej innej, inny chce konkretne lekarstwo zamiast zamienników, bo sam wie co mu najbardziej pomaga. Inne osoby chcą natychmiastowej konsultacji ze specjalistą, co często oznacza transport np. do Krakowa. Odmowa skutkuje zawiadomieniem, w którym czytamy o ciągu przyczynowo-skutkowym, które zdaniem autora pisma może zakończyć się śmiercią lub kalectwem – mówi szefowa prokuratury. Niektóre przypadki mogą pozornie śmieszyć, ale mają dalsze konsekwencje. – W sytuacji zarzutu dla funkcjonariusza publicznego to już jest poważna sprawa. Panowie osadzeni gładko przyjęli przepisy i wiedzą co do kogo pisać – mówi Danuta Kozakiewicz.
Zwolnijcie mnie a będzie spokój
Skąd upór osadzonych? Tymczasowo aresztowani chcą zmęczyć organy ścigania pisząc codziennie doniesienia. Codziennie prokurator niejako towarzyszy mu poprzez te doniesienia w jego codziennych czynnościach. Dochodzi do tego, że wszyscy są zmęczeni danym człowiekiem, a zakład karny nie nadąża z wysyłką listów. Inna grupa to skazani z dożywotnimi wyrokami. Oni piszą niejako dla rozrywki, bo zawsze to jakaś atrakcja dla nich. To, że ktoś musi ich dowieźć, że sobie zobaczą miasto z okien więźniarki. – W zakładzie karnym są pisarze, którzy za określone korzyści piszą za mniej wyrobionych kolegów. Wystarczy lekkie pióro i pewne podstawy prawa. W ten sposób można utrudnić pracę każdej instytucji – przyznaje prokurator.
Adrian Czarnota
Najnowsze komentarze