Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Zadusiłem ją z miłości…

15.03.2011 00:00 acz
Po zamordowaniu żony wykąpał się, wyprowadził psa i pojechał do pracy.

Przed Sądem Okręgowym w Gliwicach w nowym gmachu ośrodka zamiejscowego w Rybniku ruszył proces Jarosława Sz.,  oskarżonego o zaduszenie swojej żony. Raciborzanin szczegółowo opisał okoliczności dramatu oraz próby uczynienia z siebie osoby niepoczytalnej.

Sprawa dotyczy tragedii jaka rozegrała się 15 lipca ubiegłego roku w kamienicy przy ulicy Ogrodowej w Raciborzu. Mord wstrząsnął wtedy całym regionem. Jarosław Sz., wówczas 25-letni pracownik prywatnego pogotowia zadusił gołymi rękami swoją o rok starszą żonę Antoninę. Jak się okazuje, kobieta mogła żyć, jednak oprawca zostawił ją nieprzytomną w łóżku, gdzie nad ranem zmarła. Do gmachu w Rybniku przyjechała rodzina Antoniny Sz., koleżanki i sąsiedzi z dzielnicy Ostróg, skąd pochodziła. Zbigniew Kaczkowski, ojciec zamordowanej, na salę rozpraw przyniósł zdjęcie córki. Oskarżony nie miał jednak odwagi spojrzeć w oczy rodzinie swojej żony ani na sali rozpraw, ani na sądowych korytarzach. Prowadzony przez policyjną obstawę trzymał spuszczoną głowę z mocno naciągniętą czapką z daszkiem.

Tylko zabiłem

Jarosław Sz. miał opinię skrytej osoby. W kamienicy przy Ogrodowej nie kłaniał się sąsiadom, przemykając cicho na klatce schodowej. Inaczej było kiedy pił alkohol lub zażywał narkotyki. Mężczyzna nie stronił od narkotyków czego nie krył na rozprawie. Miał problemy z amfetaminą i extasy. – Jarosław Sz. wszczynał awantury będąc pod wpływem alkoholu w trakcie których bił swoją żonę oraz wyzywał ją. Podczas jednej z awantur rozbił w mieszkaniu telewizor, biegał po mieszkaniu z nożem i zapowiadał, że podetnie sobie żyły. Innym razem podczas awantury na klatce schodowej kopał swoją żonę – czytał w uzasadnieniu aktu oskarżenia prokurator Franciszek Makulik zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu. Śledczy postawili oskarżonemu dwa zarzuty: morderstwa i znęcania się psychicznego i fizycznego. Jarosław Sz. przyznaje się tylko do zabicia swojej żony. Podczas sekcji zwłok u kobiety odkryto zastarzałe złamania żeber, do których według śledczych miało dojść podczas którejś z bójek.

Słyszałem głosy

Piątkowa rozprawa trwała aż siedem godzin. Przewodnicząca składu sędziowskiego Ewa Stępień odczytywała kolejne wyjaśnienia oskarżonego. Te okazały się dość zaskakujące. Zgodnie z treścią aktu oskarżenia, feralnej nocy z dnia 14 na 15 lipca 2010 roku młode małżeństwo przebywało na zakrapianej alkoholem imprezie. Do mieszkania przy Ogrodowej wrócili o czwartej nad ranem. Antonina Sz. po przebraniu się usiadła przed komputerem. W tym momencie Jarosław S. miał usłyszeć w swojej głowie głosy nakazujące mu zabicie swojej żony. Oskarżony zaszedł swoją żonę od tyłu i chwycił ją za szyję prawym przedramieniem. Nie zwalniając uścisku zawlókł ja do sypialni, przerzucił na łóżko półobrotem a następnie kontynuując duszenie usiadł jej na plecach. Po wszystkim upewnił się, że żona nie żyje i z szafy wyciągnął letnią sukienkę, w którą przebrał zmarłą. Po wszystkim przykrył ją kołdrą a sam położył się w drugim pokoju spać. Rano zgłosił się na policję.

Chciałem się ratować

Podczas wyjaśnień przed sądem Jarosław Sz. po kolei wycofywał się z pierwszych zeznań, tłumacząc, że próbował się ratować symulacją choroby psychicznej. Dlatego prokuratorowi tłumaczył, że od dłuższego czasu w głowie słyszy głosy, które każą mu zabić i „zachlastać” żonę.  – Jako student ratownictwa medycznego doskonale wiedziałem jak symulować schizofrenię – tłumaczył szczerze przed sądem oskarżony. – Z tego powodu przebrałem ją również w sukienkę aby wzięli mnie za wariata. Nie dusiłem jej siedząc na plecach, ale musiałem tak zeznawać aby zachować konsekwencję. To oczywiste, że jeśli głosy kazały mi ją zabić musiałem  to zrobić do końca. W rzeczywistości to był nieszczęśliwy wypadek – wyjaśniał. Jarosław Sz. potwierdził, że robił co mógł aby przez cztery tygodnie na obserwacji psychiatrycznej we Wrocławiu zrobić z siebie schizofrenika. Biegli jednak nie dali się nabrać.

Skaleczyła się

W materiale zebranym przez śledczych stale przewija się chorobliwa zazdrość Jarosława Sz. o swoją żonę. Kilka dni przed tragedią, widząc, że Antonina Sz., wróciła nad ranem, pociął jej większość ubrań i buty. Ze swoją zazdrością i myślami samobójczymi chodził do psychiatrów. Ci przepisywali mu kolejne leki. Feralnego dnia ich nie wziął, bo planował picie alkoholu. Tego wieczoru Jarosław Sz. odebrał swoją żonę po pracy spod domu opieki gdzie pracowała. Małżeństwo początkowo udało się ze znajomymi do jednego z pubów a następnie do szwagierki Jarosława Sz. Tego wieczoru wszyscy spożywali alkohol. Po godzinie trzeciej, taksówką małżeństwo Sz. dojechało na Ogrodową. – Nie wypiłem wielu piw, za to moja żona zataczała się. W łazience musiała zatoczyć się i uderzyć o mebel, bo skaleczyła się w nos. Ja jej chciałem pomóc i wycierałem niewielkie skaleczenia. Ona nie chciała pomocy. Usiadła przy komputerze – relacjonował łamiącym się głosem Jarosław Sz.

Poszło o naszą klasę

26-latka włączyła jeden z popularnych portali społecznościach. Pomiędzy parą wywiązała się kłótnia. Antonina Sz. zagroziła, że ponownie odejdzie od oskarżonego. – Rzuciła we mnie obrączką. Zaczęła krzyczeć. W pewnym momencie nie mogąc tego dłużej słuchać podszedłem do niej z boku i chwyciłem ją za szyję. Chciałem, aby się uspokoiła. Musiałem chwycić mocno bo nawet się nie broniła. Była bezwładna. Zaciągnąłem ją po panelach do sypialni. Tam ją puściłem. Sprawdziłem jej puls na szyi. Tętno było słabe, nitkowate. Ułożyłem ją w na boku, w tzw. pozycji bezpiecznej. Sam poszedłem spać. Myślałem, że się obudzi. To był mój błąd – tłumaczył przed sądem. Jak zeznawał mężczyzna, tej nocy spał najwyżej godzinę, ale ani razu nie poszedł sprawdzić do pokoju co się dzieje z żoną.

Kurs na prześwietlenie

Rano dotarło do niego co się stało. Kobieta miała sztywne kończyny, pojawiały się również związane ze śmiercią pierwsze plamy opadowe. – Znów sprawdziłem puls i oddech, ale nie było co sprawdzać. Ubrałem ją w tę sukienkę. Z komórki wyciągnąłem baterię, aby jej siostra się nie niepokoiła dlaczego nie odbiera. Sam wziąłem kąpiel i wyszedłem z psem – tłumaczył Sz. Mężczyzna po spacerze z psem chciał się zgłosić na policję. Na komórkę zadzwonił jednak jego kolega z pracy. – Mieliśmy transport sanitarny z Nędzy. Kolega powiedział, że mam się zbierać bo zaraz będzie u mnie. Bałem się, że zastuka do mieszkania, wejdzie i zobaczy co się stało. Pojechałem z nim. Zrobiliśmy ten transport. Musiałem się dziwnie zachowywać bo zapytał co się dzieje. Powiedziałem, że nic – tłumaczy.

Zabiłem Tosię

Po dwóch godzinach Jarosław Sz. zgłosił się na policję. Spod komendy zadzwonił do ojca mówiąc mu, że „zabił Tosię”. On jednak mu nie chciał wierzyć. Oskarżony rozłączył się i wszedł na komendę. Za drzwiami spotkał dwóch policjantów, którym powiedział co się stało. Dyżurny wziął jego dowód. Po zakuciu w kajdanki pojechał z patrolem na Ogrodową. Tam policjanci potwierdzili znalezienie zwłok.

Pytania do niemej sali

Podczas rozprawy oskarżony odmówił odpowiadania na pytania prokuratora, matki zamordowanej, która występuje w roli oskarżyciela posiłkowego. 26-latek rozmawiał tylko z sędzią i swoim obrońcą, raciborskim adwokatem Stefanem Ziętkiem. Prokurator Franciszek Makulik pytał miedzy innymi gdzie jest obrączka, którą miała rzucić Antonina Sz. oraz czy kiedykolwiek widział ją z innym mężczyzną. – Wysoki sądzie, cierpię podwójnie, bo czeka mnie surowa kara i straciłem kobietę, którą kochałem – podkreślał co chwilę Jarosław Sz. Za zabójstwo oskarżonemu grozi kara dożywotniego więzienia. Matka zamordowanej złożyła wniosek o wypłatę zadośćuczynienia w kwocie 100 tysięcy złotych. Następna rozprawa odbędzie się w kwietniu.

Adrian Czarnota

  • Numer: 11 (540)
  • Data wydania: 15.03.11