Zwycięstwo zobowiązuje
– Tomasz Raudner: – Na wstępie chciałbym wrócić do tematu wyjazdu do Australii. Niezgodnie z prawdą napisaliśmy, że brał pan w nim udział. Pragniemy jako redakcja Nowin Wodzisławskich przeprosić pana za te słowa. Zdajemy sobie sprawę, że ugodziły w dobre imię pana i rodziny. Przepraszamy również pana bezpośredniego przełożonego Stanisława Konska, dyrektora Centrum Wydobywczego Południe.
Przejdźmy do tematu rozmowy. Werdyktem Kapituły konkursu organizowanego przez Szkołę Eksploatacji Podziemnej oraz Górniczą Izbę Przemysłowo-Handlową KWK Marcel zwyciężyła w konkursie na najlepszą kopalnię w Polsce w 2010 roku. Proszę przyjąć gratulacje, ale też wyjaśnić, na jakiej podstawie Marcel wygrał?
– Adam Robakowski: – To wyróżnienie, które spotkało Kopalnię Marcel jest najbardziej honorowym i prestiżowym w całej branży wydobywczej. Natomiast to nie są żadne zawody. To nie jest tak, że z początkiem roku zastanawiamy się, co zrobić, by dobrze wypaść w konkursie. Zmiany w regulaminie konkursu uwzględniające również warunki w jakich kopalnia funkcjonuje pozwoliły nam zdobyć to wyróżnienie. Nie było już przyznanych miejsc pierwszego, drugiego i trzeciego, tylko to jedno wyróżnienie. Pracownicy Akademii Górniczo-Hutniczej opracowali logarytm porównujący wyniki osiągane przez kopalnie w danych warunkach górniczo - geologicznych i zagrożenia naturalne w porównaniu ze wskaźnikami ekonomicznymi. Kopalnia Marcel to 128 lat tradycji, ale postrzega się ją jako nowoczesną, w której wykorzystuje się najnowsze technologie. Potwierdzeniem tego jest wizytówka Marcela -upadowa odstawczo-transportowa.
– Co to takiego?
– Kopalnia Marcel jest dwupolowym zakładem wydobywczym. Węgiel wydobywany jest w części macierzystej oraz w polu marklowickim, skąd pochodzi 80 procent produkcji. Do 2008 roku węgiel z tego pola wydobywany był na powierzchnię szybem. Długa droga transportu powodowała, że kopalnia mogła maksymalnie szybem wydobyć z części marklowickiej 7,5 tys. ton netto na dobę. Ta wielkość to również granica rentowności kopalni . Jeszcze w połowie lat 90 dyrektor Jan Materzok z osobami kierownictwa przedstawił nowatorską koncepcję wydrążenia wyrobiska z powierzchni do wyrobisk na poziomie 400 w części marklowickiej, którym to wyrobiskiem miał być transportowany urobek w rejon szybów macierzystych. Koniec lat dziewięćdziesiątych to okres prac studyjnych i projektowych. Dzięki dużej determinacji i zaangażowaniu ówczesnego dyrektora Andrzeja Badaja, obecnie dyrektora ds. produkcji CW Południe wyrobisko zostało wydrążone w latach 2002–2006, a do roku 2008 trwał proces jego przystosowania do funkcji dla której zostało zaprojektowane. Wiosną 2008 upadowa została oddana do eksploatacji. Węgiel odtąd nie jest transportowany jak w większości polskich kopalń bezpośrednio do zakładu przeróbczego na powierzchnię szybem, ale z poziomu 400 od zbiornika retencyjnego taśmociągami.
– Efekty?
– Inwestycja przyniosła same korzyści. Skrócił się czas transportu. Poprawiło się bezpieczeństwo, wzrosła wydajność, co natychmiast przełożyło się na zwiększenie wydobycia z pokładów w części marklowickiej. Polepszył się wynik ekonomiczny. Wydobywamy 10,5 tys. ton netto na dobę, a próg rentowności kopalni przy dzisiejszym zatrudnieniu liczącym 3136 osób wynosi 7450 ton.
– W roku ubiegłym kopalnia wygenerowała zysk brutto na poziomie 168 mln zł.
Mówił pan, że poprawiło się bezpieczeństwo.
– Rok 2010 zakończyliśmy liczbą 26 wypadków. Możemy dyskutować, czy to dużo, czy mało. My podkreślamy, że pracowaliśmy bezpiecznie, aczkolwiek każdy wypadek to nasza porażka. Zdajemy sobie sprawę, że uniknięcie wypadków czy zminimalizowanie ich do zera jest zadaniem karkołomnym. Ale co najważniejsze, w zeszłym roku kopalnia uniknęła wypadków kategorii pierwszej oraz ciężkich. Zawsze bezpieczeństwo stawiamy przed wynikiem ekonomicznym, ale są to tematy ściśle ze sobą powiązane. Ludzie pracują wydajniej, kiedy wiedzą, że jest bezpiecznie.
– Czy tylko opisane rozwiązanie technologiczne wpłynęło na wasze zwycięstwo?
– Miało duży ale nie zasadniczy wpływ. Przykład upadowej pokazuje, że mądrze zaplanowane inwestycje w kopalniach w dłuższym przedziale czasowym zwracają się. Są to działania wieloletnie. Jednakże z całą mocą chciałbym podkreślić, że to wyróżnienie to zasługa wszystkich naszych pracowników, bez ich zaangażowania nie byłoby tej nagrody. To oni są największą wartością Marcela, za co im serdecznie dziękuję. Jest tak, że choć mieszkamy w środowisku kojarzonym z węglem, to nie potrafimy się dobrze sprzedać. Mówi się o nas głośno, w chwilach tragedii i po wypadkach doszukując się niepotrzebnej sensacji. Wszyscy rozpisują się wtedy, jak to ciężko jest górnikom. Potem zastanawiamy się, gdzie popełniliśmy błędy. Wyzwania, przed którymi stajemy czy to w kopalni Marcel, czy każdej innej, to są zadania, niejednokrotnie bardzo skomplikowane, związane z geologią, zagrożeniami naturalnymi i dużym zaawansowaniem technologicznym, z którymi to problemami musimy się zmagać codziennie. Mówimy tu o ciągłej walce z naturą. Musimy znaleźć środki, aby zasymilować się z przyrodą i skorzystać z tego, co nam daje. Węgiel nie jest nam dany raz na zawsze. Na Marcelu mamy go na 25 lat eksploatacji, jak się wszystko dobrze powiedzie. 25 lat to jedno pokolenie górnicze.
– Kieruje pan zakładem od czerwca zeszłego roku. W kopalni jest pan od 1 kwietnia 2009 roku. Jaki obraz kopalni pan zastał?
– Zacznijmy od tego, że miałem bardzo dobre przyjęcie. Jestem mieszkańcem Radlina, ale pracowałem w KWK Rydułtowy – Anna, Ruch Anna w Pszowie. Podejmując pracę na Marcelu byłem pełen obaw. Objąłem stanowisko kierownika działu robót górniczych. Obraz kopalni był mi znany, bo pracujemy w ramach jednego przedsiębiorstwa Kompanii Węglowej SA i w strukturach Centrum Wydobywczego Południe. Musiałem poznać specyfikę kopalni i się jej nauczyć. Kopalnię poznałem jako nowoczesny zakład o ustabilizowanej pozycji na rynku z przygotowanym frontem wydobywczym, gdzie w razie nieprzewidzianych kłopotów jest alternatywa. A powołanie mnie na dyrektora było dla mnie niespodzianką. Podobnie jak powołanie mojego poprzednika Wojciecha Szymiczka na dyrektora Centrum Wydobywczego Północ.
– Czy od czerwca, zatem od połowy roku tak wysoko ocenionego w konkursie, podjął pan już jako dyrektor decyzje, które mogły mieć wpływ na ostateczny werdykt komisji?
– Podejmuje się sporo decyzji wynikających z bieżących potrzeb, ale nie były to decyzje strategiczne. Proces kierowania kopalnią jest długofalowy. I jest w tym ciągłość. Jest marzec 2011, a my już zastanawiamy się nad inwestycjami w 2012 roku, a nawet tymi w dłuższej perspektywie czasowej oraz planujemy działania z wyprzedzeniem kilkuletnim.
– Górnicy lubią tu pracować? Macie dużo podań o pracę?
– O tak, bardzo dużo, z rejonu rybnicko-wodzisławskiego. Przyjęć , co stwierdzam z przykrością w obecnej chwili nie ma. Jeżeli są, to jakieś indywidualne przypadki nie licząc przyjęć absolwentów szkół które mają umowy z Kompanią Węglową i gwarancje zatrudnienia. Musimy pilnować wyniku ekonomicznego, co oznacza, że musimy też trzymać w ryzach koszty. To również miało zasadniczy wpływ na przyznanie nam nagrody. A kopalnia cieszy się dużą renomą. Jak się czyta podania, to widać, że ludzie chcą tu pracować, a nasza kopalnia postrzegana jest jako zakład pracy z perspektywami o ustabilizowanej pozycji.
– Jak w najlepszej kopalni wygląda współpraca ze związkami zawodowymi?
– Z mojego punktu widzenia wydaje mi się, że potrafię nawiązać dialog z organizacjami związkowymi. Oczywiście nie jest tak, że zawsze mamy wspólne zdanie. Ale rozmawiamy. Podkreślam, że znajduję zrozumienie u przedstawicieli związków zawodowych. Nie było problemu, którego nie dało się rozwiązać.
– Zwycięstwo było dla pana zaskoczeniem?
– Tak, sporym, o nagrodzie dowiedziałem się z faksu w piątkowe popołudnie. Informację ogłosiłem w poniedziałek osobom kierownictwa i przedstawicielom związków zawodowych, dla wszystkich była przyjemną niespodzianką.
– Jak wyglądała gala w Krakowie, na której odebrał pan statuetkę?
– Samo miejsce – teatr Stary im. Juliusza Słowackiego – zobowiązywało. Grali tu najlepsi aktorzy w Polsce. Odbierając nagrodę miałem tremę. To jednak jest przeżycie. Dopiero na miejscu dowiedziałem się, że w kategorii, w której byliśmy oceniani, była tylko jedna nagroda, bez drugiego i trzeciego miejsca. Więc moje zaskoczenie było tym większe. Ale było sympatycznie, odebrałem szereg gratulacji. Towarzyszyły im słowa, że poprzeczka została wysoko zawieszona. W tym miejscu chciałbym podziękować Zarządowi Kompanii Węglowej SA oraz dyrekcji Centrum Wydobywczego Południe za wsparcie i okazywaną nam pomoc.
– No właśnie, co teraz?
– Zwycięstwo zobowiązuje, ale nie zachłystujemy się specjalnie sukcesem. Robimy swoje. Powtarzam, to nie są zawody. Zadania postawione przed nami do wykonania są ambitne. Oby każda dniówka dla każdego pracownika każdej polskiej kopalni, nie tylko Marcela, kończyła się szczęśliwym powrotem do domów. Dość już tragedii i złych sensacji.
Najnowsze komentarze