Poniedziałek, 29 lipca 2024

imieniny: Marty, Olafa, Beatrycze

RSS

Szczur zaatakował chorą staruszkę

21.07.2009 00:00
Obłożnie chora 77-latka z Pszowa od dwóch lat nie porusza się samodzielnie, leży w łóżku. Szczur przyszedł nad ranem. Rany na rękach były głębokie aż do kości. Zwierzę pogryzło także twarz. Dramat rozegrał się w bloku przy ul. Księcia Witolda. Jakim sposobem paskudne zwierzę znalazło się w mieszkaniu, nie wiadomo. Władze spółdzielni mieszkaniowej twierdzą, że to nie ich wina. – Serce mi się kraje, że takie coś spotkało mamę niemal w ostatnich dniach jej życia – mówi Piotr Zawadzki, syn kobiety (na zdj.)


Elżbieta Zawadzka mieszka na parterze w bloku przy ul. Księcia Witolda. Choruje na Alzheimera. Od dwóch lat nie wstaje z łóżka. Potrzebuje całodobowej opieki, którą zapewnia jej syn. – Kontaktu nie ma z nią żadnego. Trzeba jej zmieniać pampersy, regularnie podawać leki, dbać, by nie powstały odleżyny – wylicza Piotr Zawadzki, syn starszej pani.
 
Szczur przyszedł nad ranem
 
Pan Piotr nie przypuszczał, że cierpiącą kobietę oprócz choroby może spotkać coś znacznie gorszego. Wieczorem 7 lipca jak zwykle ułożył mamę do snu. Sam poszedł do pokoju obok. Nad ranem obudziły go jęki dochodzące z dużego pokoju, gdzie śpi matka. Zerwał się na nogi i pobiegł sprawdzić co się dzieje. Nie wierzył własnym oczom.
 
– Mama miała całą zakrwawioną twarz. Nie wiedziałem co się stało. Kiedy obmyłem rany, okazało się, że są ślady jakby po zadrapaniu i sporych rozmiarów rana na szyi – opowiada Piotr Zawadzki.

Mężczyzna wezwał pogotowie. Lekarz opatrzył rany. Nikt jednak nie umiał odpowiedzieć na pytanie skąd się wzięły, choć lekarz sugerował już, aby skontaktować się z administracją budynku. 
 
Szczur znowu zaatakował
 
Pan Piotr kolejną noc postanowił spędzić przy łóżku matki. Nadmuchał materac. W nocy znowu zbudziły go jęki. Otworzył oczy i poczuł jak przebiega po nim jakieś zwierzę. Zapalił światło.
– Mama miała rany na ręce i nodze. Skóra była wygryziona aż do kości. Wtedy wiedziałem już, że to szczur ją pogryzł. Zwierzę uciekło do łazienki. Kiedy zdezynfekowałem rany i poszedłem po coś do kuchni, znowu wyszedł z łazienki. Wcale się mnie nie bał. Potem uciekł pod wannę – mówi przerażony mężczyzna.
 
To nie wina spółdzielni?
 
Rano o wszystkim została poinformowana administracja budynku. Blok należy do Spółdzielni Mieszkaniowej Orłowiec. Początkowo myślano, że szczur dostał się dziurą, która znajdowała się w rogu kuchni. Pracownicy techniczni z administracji położyli siatkę i zabetonowali otwór. Jednak pan Piotr upiera się, że zwierzę dostało się kanalizacją, bo ta przez administrację nie została odpowiednio zabezpieczona podczas wymiany pionów. Innego zdania jest Czesław Mazurek, prezes SM Orłowiec.
 
– Syfony nadstropowe połączone są bezpośrednio z wanną. Tamtędy więc nie mógł się dostać. Raczej po prostu zrobił sobie tam kryjówkę – mówi Mazurek.
 
Dodatkowe cierpienia
 
W budynku jeszcze raz została przeprowadzona deratyzacja. Piotr Zawadzki trutkę wysypał także pod wanną i zabezpieczył otwór rewizyjny, przez który wydostawał się szczur. Na razie gryzoń przepadł jak kamień w wodę. Kobietę czeka seria bolesnych zastrzyków m.in. przeciw wściekliźnie i tężcowi.
 
– Serce mi się kraje, że takie coś spotkało mamę niemal w ostatnich dniach jej życia – dodaje Piotr Zawadzki.
 
(j.sp)
  • Numer: 29 (494)
  • Data wydania: 21.07.09