Żona ze mną wytrzymuje
O galeriach handlowych, których nie ma, włoskiej przygodzie, rodzinie i ważnych ludziach rozmawialiśmy z Mieczysławem Kiecą, prezydentem Wodzisławia Rafał Jabłoński: Od początku Pana kadencji głośno o wielkich inwestycjach, takich jak chociażby galerie handlowe czy areszt śledczy. Mówi się dużo, a w terenie prac nie widać.
Mieczysław Kieca: Przygotowanie inwestycji od momentu pierwszej rozmowy z inwestorem poprzez zmianę w planach zagospodarowania terenu, pozwolenia na budowę trwa od 12 do 24 miesięcy. Tego się nie da przeskoczyć. Z kolei budowa, szczególnie rzeczy komercyjnych, to sprawa roku.
– W jakim miejscu jesteśmy w konkretnych przypadkach?
– Pierwszą galerią, o której mówiliśmy jest obiekt mający powstać na terenie dworca PKS-u. Długo nie mogło dojść do zakupu terenu przez inwestora, ponieważ rok trwało przekształcenie PKS-u w spółkę. Dopiero teraz nowa rada nadzorcza może podpisać akt notarialny. W dalszym ciągu możliwe jest wybudowanie Galerii Odra. Rozmowy prowadzone są z sześcioma potencjalnymi inwestorami. Ponad połowa z nich to sieci handlowe, natomiast pozostała część to sieci turystyczne i hotelarskie. W przypadku Focus Parku okazało się, że teren, na którym miałby stanąć budynek jest grząski i należy go palować. To podraża inwestycję, ale nie powoduje, że jest ona nierealna. W Wodzisławiu był już konserwator zabytków z Warszawy. Myślę, że do dwóch tygodni będziemy mieli odpowiedź, czy budynek Koncentratów można całkowicie wyburzyć.
– Od blisko roku mówi się także o areszcie śledczym, który ma się pojawić przy ul. Marklowickiej.
– Właśnie otrzymaliśmy informację od starosty, że wojewoda wyraził zgodę na przejęcie naszego terenu na rzecz skarbu państwa. Decyzja ta jest kluczowa, ponieważ od tej chwili można rozpocząć procedurę planowania tej inwestycji.
– Kolejne inwestycje na przyszłość? Co z terenami za „mostem donikąd” przy ul. Witosa?
– To już nie jest „most donikąd” tylko „most nadziei” (śmiech). A nadzieję mamy taką, że przyjdzie tam inwestor. Teren jest przygotowany, były już prowadzone rozmowy z czterema inwestorami. Są to osoby zainteresowane budową czegoś na wzór bazy karawaningowej, czegoś na wzór parkingu z zapleczem gastronomicznym, z obsługą techniczną i niewielkim hotelem. Pojawili się także inwestorzy zainteresowani budową marketu z branży budowlanej typu OBI czy Leroy Merlin. Nie rozmawiamy na temat tego terenu z żadną branżą spożywczą.
– Po drugiej stronie ulicy może także stanąć market. Działka po rozebranej hali Semetu to idealny teren na tego typu przedsięwzięcie. Tak więc markety po obu stronach ulicy?
– Czy powstanie market w miejscu hali, nie wiem. Ja jako prezydent wspólnie z radnymi mogę o tym decydować na poziomie sporządzenia planu zagospodarowania przestrzennego tego terenu. Obecny plan nie przewiduje budowy w tym miejscu tego typu obiektu.
– Specjalista od budowy galerii i marketów. Tak o Panu mówią złośliwi. Czy nie obawia się Pan, że po wybudowaniu tych obiektów zrobi się w mieście za ciasno? Czy istnieje jakaś koncepcja rozwiązań komunikacyjnych? Łatwo przecież zakorkować centrum.
– Dysponujemy bardzo dokładnymi badaniami ruchu w mieście. Uwzględniają one ruch lokalny i tranzytowy. Właśnie po to udrażniamy ruch poprzez budowę wewnętrznej obwodnicy miasta. Myślę, że obawy co do zakorkowania miasta są nieuzasadnione. Duże obiekty napędzają koniunkturę, pod warunkiem, że są umieszczone w dobrych punktach. Proszę porównać dwa miasta: Żory i Rybnik. W Rybniku galerie powstały w centrum i rynek nie opustoszał. Żory wyprowadziły markety na zewnątrz. Czy żyje rynek? Nie żyje. Galeria na PKS-ie i Focus utworzą nowe ciągi pieszej komunikacji przez rynek i park miejski. Być może na wodzisławskim rynku powinno powstać więcej restauracji i gastronomii, punktów, których nie będzie w galeriach handlowych. Być może trzeba się przebranżowić.
– Jedna z dużych inwestycji była kością niezgody pomiędzy Panem a starostą. Pojawił się pomysł budowy Galerii Odra, a wraz z nim spór.
– Od początku kadencji ze starostą spotykam się min. raz na tydzień, zazwyczaj w czwartek. Współpraca układa się dobrze. Konfliktu nie było, różnicy zdań również nie, był zapewne konflikt interesów. Na miejscu starosty też zgłosiłbym wątpliwości jeśli planowana inwestycja przechodziłaby przez obiekt, który jest mój i na dodatek obiekt, który remontuję (chodzi o budynek pogotowia przy ul. Mendego, który należy do starosty – przyp. red.).
– Wiele wskazuje na to, że również współpraca z Radą Miejską jest wzorowa. Poza sprawą przekształcenia Służb Komunalnych Miasta głosowania idą gładko. Sielanka trwa. Nie czuje się Pan rozpieszczany? To może zaszkodzić.
– Najpierw sielanka miała trwać tydzień, potem dwa tygodnie, potem był miesiąc miodowy, pół roku i tak dalej. Myślę, że sielanka będzie trwała cztery lata. Przed wyborami może być nieco inaczej. Myślę, że poparcie radnych jest stabilne. Nie czuję się rozpieszczany, choć osoby starsze, znacznie bardziej ode mnie doświadczone mówią mi, że nie spodziewali się, że tak młody człowiek złapie bakcyla samorządowego. Cieszy mnie to, choć wiem, że muszę uważać. Bardzo ważną dla mnie postacią jest przewodniczący rady Lech Litwora. Potrafi przyjść do mojego gabinetu i powiedzieć co myśli o niektórych koncepcjach czy pomysłach. Czasem jest to kubeł zimnej wody, mimo wszystko to sobie bardzo cenię. Wiem, że to jest szczere.
– Wspólnie z radnymi zaplanował Pan budżet, w którym zabrakło pieniędzy dla młodych sportowców. Jest ich prawie 200 tys. zł mniej niż w roku ubiegłym.
– Dotacja miast może być na różnym poziomie w zależności od możliwości budżetu. Świadomość tego powinien mieć każdy klub. Nikt nie mówi, że określona pula jest dana na cztery lata czy do końca życia. Każdy klub musi prowadzić działalność w kwestii pozyskiwania środków z różnych funduszy zewnętrznych. Miasto ma dużą bazę sportową, którą trzeba modernizować. Można zadać pytanie, ile dzieci i młodzieży trenuje w klubach sportowych, a ile korzysta z innych form rekreacji i wypoczynku, do czego potrzebna jest infrastruktura sportowa, w bardzo dużej mierze bezpłatna.
– Pana zdaniem wszyscy powinni pozyskiwać pieniądze. To wymóg numer jeden stawiany przed każdym dyrektorem czy kierownikiem jednostki miejskiej.
– Tak. Dyrektor powinien być menadżerem. To jest dla mnie jasne. Nie wystarczy administrować jednostką i za każdym razem wyciągać do miasta rękę po dotację. Równie dobrze może to robić księgowa. Ważne jest, by samemu próbować pozyskać pieniądze. Proszę zobaczyć co robi dyrektor biblioteki, domu kultury czy muzeum. Te osoby udowadniają, że można.
– Ci, którzy się nie sprawdzili odeszli. Czy dzisiaj ma Pan zaufanie do wszystkich dyrektorów, naczelników czy kierowników jednostek miejskich? A może szykują się zmiany?
– Na dzisiaj nie mam powodu, by komuś nie ufać. Jeśli okaże się, że ktoś popełni błąd, to sprawa będzie wyjaśniona. Gdy problem będzie poważny i osoba odpowiedzialna nie będzie potrafiła tego wyjaśnić, to bez względu na komplikacje prawne można doprowadzić do jej zwolnienia. Urząd Miasta nie działa jeszcze jak powinien, ale będzie działał. Prowadzimy szereg szkoleń. Rozpoczynamy od kodeksu postępowania administracyjnego, czyli sfery kontaktów na linii urzędnik - klient. Poza tym nauczyliśmy się działać w zespołach zadaniowych. Nad każdą poważną sprawą pracuje sztab ludzi.
– Często wytykano Panu, że większość swojego życia spędził Pan poza Wodzisławiem, w Bielsku. Jeden z wiceprezydentów jest z Pszczyny, drugi z Bełku.
– Nie wyobrażam sobie kandydowania na urząd prezydenta, gdybym był spoza miasta. Znam to miasto bardzo dobrze. Jeśli chodzi o moich współpracowników to prezydent dobiera sobie ludzi do pracy i za efekty działania jest rozliczany. Rzeczywiście są i tacy, którzy zarzucają mi, że nie wziąłem swoich ludzi z Wodzisławia. Moim zdaniem swój człowiek to ten, który mnie rozumie i maksymalnie angażuje się w pracę na rzecz miasta, tak jak moi zastępcy. Swój to nie tylko mieszkaniec tej samej miejscowości. Możemy mówić, że swój to sąsiad, kolega ze szkolnej ławy czy ten, z którym w dzieciństwie kopałem w piłkę. Przecież to czyste kumoterstwo. Moich współpracowników poznałem po ich dotychczasowej pracy.
– Pozwoli Pan, że przeniesiemy się na grunt prywatny. Czy żona jeszcze z Panem wytrzymuje? Chyba nie spodziewaliście się, że ta praca pochłonie tak dużo czasu.
– Żona jest dzielna i wytrzymuje. Rzeczywiście ani ona ani ja nie spodziewaliśmy się, że w domu będę gościem. Jestem pracoholikiem i się z tego leczę. Już jest jeden plus. Ostatnio nauczyłem się wypisywać wniosek urlopowy.
– Mieczysław Kieca z racji zajmowanego stanowiska często bywa na imprezach kulturalnych. Trudno doszukać się w pobliżu żony.
– Żona jest osobą, która ceni sobie prywatność i to szanuję. Chce pozostać osobą prywatną i tak jest. Decyzję podjęliśmy wspólnie. Prezydentem się bywa, a rodzinę się ma.
– Na zakończenie z czysto dziennikarskiej ciekawości. Gdzie obrączka Panie Prezydencie?
– Niestety zabrali złodzieje. Okradli nas na wczasach we Włoszech. Przed wyjściem na plażę obrączkę zostawiłem w pokoju hotelowym. Dlatego m.in. wielu ludzi nie wie, że mam żonę.
– Dziękuję za rozmowę, życzę spokojnych i rodzinnych świąt wielkanocnych.
– Ja również dziękuję, życzę tego samego Panu i wszystkim Czytelnikom „Nowin Wodzisławskich”
Najnowsze komentarze