Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Ta noc należała do Muzeum…

26.06.2007 00:00
Trudno było nie zauważyć trwających już od jesieni ataków na wodzisławskie Muzeum. Dyrektor placówki zapewniał, że to bezzasadne napaści, natomiast autor artykułu zamieszczonego w przedwyborczej gazetce Forum Młodych „Dostojeństwo martwej placówki muzealnej” (cytuję z pamięci) nie tylko nie zmienił zdania, ale jeszcze nie tak dawno publicznie zaatakował  władze miejskie, że biernie tolerują ospałość tej instytucji.

Nic dziwnego, że tegoroczne Dni Wodzisławia stały się wyzwaniem dla kadry Muzeum, by zamanifestować, że instytucja służy miastu jak najlepiej.  Otwarły się podwoje szacownej placówki, której pracownicy w piątkowy wieczór wprawili
w oszołomienie nie tylko odwiedzających ale i siebie samych. Tyle się tam działo,  tyle ludzi przewinęło się między murami starej budowli.

Czegośmy tam szukali, my wodzisławianie? Siebie!  Okazja po temu była  nie byle jaka. Sławomir Kulpa, pracownik muzeum, zamówił w Telewizji Katowice zestaw filmów archiwalnych o Wodzisławiu, więc nie brakowało chętnych do obejrzenia kawałka własnego losu wpisanego w miasto.

Ileż było wesołości, gdy na ekranie pojawiali się zaproszeni do Wodzisławia przodownicy pracy różnych zakładów noszących imię 1 Maja, by  wśród braci górniczej wbrew ówczesnym rzeczywistym brakom odczuwanym w całej polskiej gospodarce roku 1977 w PRL zapewniać, że produkcja właśnie kwitnie.

– Kabaret Laskowika ma na noc! – Można było usłyszeć wśród rozbawionej widowni. Doprawdy impreza rozkręcała się fantastycznie…

– Proszę pana – zwracał się ktoś do Sławomira Kulpy  ujmująco przepraszającego wszystkich  za techniczne potknięcia  (stare kopie – nowe komputery) – Chciałbym kupić ten film! Można? I tu padała porażająca suma 20 tysięcy złotych grzywny, jaka zostałaby nałożona na kogoś, kto by się ośmielił skopiować film będący własnością telewizji.

Ale ku uciesze widowni, raz po raz ktoś wołał: „Proszę pana, a można ten film kupić?”. Bawiliśmy się tak świetnie, że ani się nie spostrzegliśmy, kiedy cała ekipa techniczna „braci” Minorytów obsługujących komputery znikła. A tu trrach… projekcja się zatrzymała. Najpierw ktoś poszedł po kogoś, potem ktoś wrócił z wieścią, że Minoryci poszli do kościoła ewangelickiego, bo tam też są techniczne przygotowania, a po dziesięciu minutach widownia zaczęła topnieć. Na sali zostało zaledwie kilkanaście osób…

Mała plamka na odzyskiwanym właśnie honorze muzeum. Ale działo się dalej… W kościele ewangelickim cudowny klimat starej świątyni wspomagany grą świateł i dyskretną muzyką. Przechadzający się pomiędzy kolumnami Minoryci  dopełniali wrażenia, że oto przenieśliśmy się  w odległe czasy przodków.

Najsłabszym punktem fantastycznej i wartej kontynuacji Nocy w Muzeum był pokaz ogni zupełnie nie zintegrowany ze znakomitą całością, zaaranżowany na trawniku przed gmachem dawnego klasztoru Minorytów, obecnego sądu.

Mimo minimalnych niedociągnięć, uważam Noc w Muzeum za imprezę niezmiernie wartościową, odpowiadającą oczekiwaniom wodzisławian. I co najbardziej istotne – godną kontynuowania…

Dorota Nowak reżyser Teatru Wodzisławskiej Ulicy, w 1998 r. otrzymała tytuł Reżysera Roku w Teatrze Amatorskim

  • Numer: 26 (388)
  • Data wydania: 26.06.07