Tatuaż do kontroli
Wiceszef śląskiej policji, Marek Karolczyk wysłał drobiazgowe wskazówki jak lepiej legitymować ludzi. Teraz policjanci będą musieli zwracać uwagę na charakterystyczne cechy wyglądu u legitymowanego, takie jak kolczyki, tatuaże czy... brak jedynki.
– Legitymowane są osoby, które zachowują się podejrzanie lub znajdują się na tzw. obszarach zagrożonych. Dotyczy to zwłaszcza godzin nocnych – mówi aspirant sztabowy Jacek Pytel z biura prasowego śląskiej policji.
Stara procedura wyglądała mniej więcej tak. Policja legitymując według niej podejrzaną osobę, prosiła o imię, nazwisko, adres, imiona rodziców, PESEL. Drogą radiową łączyła się z dyżurnym w komendzie i potwierdzała dane. Teraz to nie wystarcza. Patrol musi jeszcze zebrać dodatkowe informacje m.in. o wyglądzie. Funkcjonariusze odnotowują wszystkie widoczne cechy wyglądu, a więc widoczne tatuaże, kolczyki, fryzury (np. dready) czy blizny. Policjanci mają także obowiązek odnotowania widocznej przynależności do danej subkultury.
– Nie należy popadać w panikę. Nowe wytyczne nie są niczym nowym, a jedynie przypomnieniem pewnych procedur. Nie będziemy przecież nikogo rozbierać na ulicy, bo nie o to tu chodzi. Tego typu szczegółowe dane mogą nam pomóc w późniejszym ustaleniu sprawców przestępstwa. W tym może pomóc np. notatka o tym, że godzinę wcześniej widziano zanotowanego w ten sposób mężczyznę – tłumaczy Pytel.
Każda taka notatka dostanie swój własny numer tzw „OLE”. Zebrane dane trafią do systemu komputerowego, a stamtąd do ogólnopolskiej bazy danych. Sęk w tym, że nowe przepisy zwiększą jeszcze biurokrację w komendach. Legitymowana osoba będzie także musiała dłużej stać na ulicy, nawet do 30 minut.
Śląski „wynalazek” obserwują komendanci z innych województw. Jeszcze w tym roku podejmą decyzję, czy wprowadzą popularnie zwane „OLE” u siebie.
Część policjantów uważa, że to żadna nowość. Ich zdaniem od dawna procedura legitymowania jest tak drobiazgowa.
Adrian Czarnota
Najnowsze komentarze