Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Tacy jesteśmy, czyli prosto w oczy

20.03.2007 00:00
W ostatnim czasie Gazeta Wyborcza sprowokowała czytelników do burzliwej dyskusji o Śląsku. Na dzień dobry artykuł naczelnego redakcji katowickiej Dariusza Kortka „Śląsk mnie wkurza” doprowadził do białej gorączki niejednego mieszkańca naszego regionu. Echa tego artykułu można jeszcze teraz doświadczać, chociaż minęły ponad cztery tygodnie od jego publikacji.

Rozmów o Śląsku i o Ślązakach nigdy nie było i nie jest za dużo. I dobrze, że naczelny od razu pierwszym artykułem rozpalił głowy mieszkańców. Nastąpiła lawina pozytywnych jak też i negatywnych wypowiedzi. W debacie uczestniczył każdy, kto miał coś do powiedzenia. Starsi pisali listy do redakcji, młodsi wyżywali się na stronie internetowej. Do dyskusji dołączyli parlamentarzyści, prezydenci, burmistrzowie, wreszcie radni miast i gmin. Wyglądało na to, że obecnie Ślązacy niczym innym się nie zajmują jak tylko sobą. No i dobrze! Może ta „ogólnośląska” debata zamieni się w trzeźwe spojrzenie na nasze potrzeby. Zwróci uwagę na palące problemy przemilczane od lat i je rozwiąże. Padną konkretne pomysły na nowe miejsca pracy lub znajdzie się złoty środek na lokalne obwodnice, czy też ktoś uzmysłowi nam, że tak w ogóle to jesteśmy „super” i możemy wszystko. W najgorszym razie chociażby parkowanie w naszych miastach będzie łatwiejsze.

Ja się cieszę, że śląska debata nie odbyła się przed wyborami samorządowymi. To by dopiero były pomysły! Znając pesymizm jednych, a poczucie humoru drugich, to jestem przekonany, że mielibyśmy pełne „góry” obiecanek i zapewnień. I tyle by z tego było.

Bardzo mnie martwią artykuły w gazetach o niepewnych rodowodach, których zadaniem głównym jest notoryczne straszenie czytelnika. Strach to według nich świetna reklama. Nieważne jakie tego będą konsekwencje. Ważne, że gazeta dobrze się sprzedaje. A my, potencjalni odbiorcy tych wizji z nieukrywaną ciekawością wczytujemy się w nie i wypracowujemy sobie nieprawdziwe obrazy. Tak zwany syndrom ślepej wiary we wszystko co napisane. Pesymizm przecież jest naszą mocną stroną. Lubimy wszystkich i wszystko krytykować. Narzekać wszerz i wzdłuż. Taka postawa na życie jest wygodna, nie odbiega od ogółu, nic nie kosztuję, i daje satysfakcj.

Może dla odmiany spróbujmy wyhamować i rozsądnymi oczami popatrzmy na to co nas otacza. Zadajmy sobie pytania: Co dla mnie znaczy moja miejscowość, w której mieszkam? Na ile ją znam? Co dobrego w ostatnim czasie wykonałem, by była piękniejsza? W końcu, czy jestem z niej dumny?

Każdemu z nas przydałaby się tak pojmowana miłość do swojego miejsca zamieszkania, jaką wygłosił pewien uczeń szkoły średniej:
„... bardzo interesuja się Śląskiem i godołech już z trzyma pokoleniami o nim. Naprzód za kożdym razym godali mi co to je ojczyzna. Definicje były różne, ale jo to pojmuja tak: Ojczyzna to je teryn, plac, kaj żyli moi starzykowie i ojcowie. To te miejsce, kierymu pszajesz za to że je...”.

Bogusław Kołodziej prezes Towarzystwa Przyjaciół Pszowa

  • Numer: 12 (374)
  • Data wydania: 20.03.07