Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

Gentlemani z autobusu…

27.02.2007 00:00
Wesoło się dzień zaczynał… Ponad głowami pasażerów  w zatłoczonym autobusie miejskim fruwały gęsto:  czasownik na  „p” i rzeczownik rodzaju  żeńskiego na „k”.  Jacyś dwaj gentlemani  sobie gwarzyli. Jeden drugiemu coś opowiadał. I tylko te dwa słowa było słychać…

Coś mnie urzekło w tej  salonowej konwersacji !  Tyle treści, a tylko dwa słowa!...Musiała być  i  treść, skoro jeden opowiadał, a drugi reagował, wykrzykując  raz po raz: - „O k…a.! Ja p…e!” . Wpadał na przemian  to w zachwyt i zdumienie,  to
w oszołomienie, wzburzenie, gniew, radość, rozbawienie i  nie wiem  w jakie  jeszcze stany…

Nawet  ci, co się brzydzą wulgaryzmami wiedzą, że te  dwa uniwersalne  wyrazy na „p”  i  „k”   wzbogacające  (czytaj: zubożające)  nasze  powszednie słownictwo, mogą przybierać rozmaity sens. Mała zmiana natężenia głosu i już nowa treść się wyłania  z niepozornego słowa. Można się w tej sztuce ćwiczyć, by dojść do perfekcji. Rozmawiającym w autobusie przyznałabym mistrzostwo.

Rozejrzałam się … Nikt  z  pasażerów  stojących czy siedzących w promieniu półtora metra  - oprócz mnie (sceniczne skrzywienie zawodowe) - nie zdradzał najmniejszego zainteresowania tą lingwistyczną wirtuozerią gentlemana. Każdy na pewno układał w myślach plan dnia, a młodzi ludzie ucinali sobie pogawędkę, rzucając najprostszymi słowami, jakie znali. Wielkie rzeczy!  

Co mnie to obchodzi, niech sobie rzucają… Każdy rzuca tym, co ma. Przecież to tylko słowa.  Nikogo to nie rusza. Może i rusza zresztą… A mnie ruszało? Też nie! Poczułam się nieswojo.

Wiedziałam, że muszę się oburzyć, choćby tylko z tego powodu, że nie jestem  oburzona!  Społeczny  obowiązek wobec współpasażerów nakazywał podjąć akcję.  Postanowiłam powiedzieć tym młodym, co o nich myślę. Energicznie zwróciłam się w ich stronę, bo dotąd  ich głosy dobiegały  mnie z boku:

 – Słuchajcie  – zagaiłam  stanowczo, ale głos mój brzmiał pojednawczo (sama nie wiem skąd mi się to wzięło) -  nie dałoby się  tej pasjonującej historyjki dokończyć z pominięciem wulgarnych słów na „k”  i  „ p” ? – Ciężko będzie, ale spróbujemy   odpowiedział za nich obu, uśmiechając się łobuzersko ten, który  przed chwilą  używał tak soczystego  języka, po czym  -  wcale nie speszony - kontynuował swoją  opowieść, tyle że już bez… zakazanych słów.

Szło mu ciężko, bo jak tylko brakowało któregoś z dwóch wszystko mówiących wyrazów, a żaden  nowy  się  nie nasuwał, był zmuszony używać rąk, wspomagając się  gestykulacją. Ale  wytrzymał…

Do trzeciego przystanku, na którym wysiadłam, żadne obsceniczne słowo nie padło. Gorzej miał ten drugi, co tylko słuchał i wtórował: „- O …!” – urywał, a  potem zakrywał dłonią usta, żeby  siłą rozpędu  nie wydostał się przypadkiem jeden  z  dwóch  wyrazów  na każdą okazję.

Żeby tylko chłopcy nie oniemieli od tych ćwiczeń!

Dorota Nowak - reżyser Teatru Wodzisławskiej Ulicy, w 1998 r. otrzymała tytuł Reżysera Roku w Teatrze Amatorskim

  • Numer: 9 (371)
  • Data wydania: 27.02.07