Szampan wypity... co dalej?
Racibórz poparł przystąpienie do Unii w takim samym stopniu jak Wisła, mimo że nie mieliśmy lokomotywy w postaci Adama Małysza, osiągając niemal ex aequo najlepszy wynik w województwie śląskim. Niewiele gorzej wypadł Wodzisław i, w ogóle, oba powiaty. Problemy niższej frekwencji w gminach powiatu raciborskiego to, niestety, w dużej mierze efekt ciągle nierozwiązanego problemu „martwych dusz” czyli osób, które tylko formalnie są tu zameldowane, a przebywają stale w Niemczech i, mimo figurowania na listach wyborców, po prostu nie głosują. Zatem jesteśmy już de facto w Unii, szampan wypity, co dalej?
Okres referendum i dni po nim spędziłem w Irlandii, kraju bodaj najczęściej przywoływanym jako błyskotliwy przykład korzyści z przystąpienia, żal zatem było nie zapytać Irlandczyków o ich opinie na temat Unii. Uzyskane odpowiedzi obaliły mit, że ilu Polaków tyle odmiennych opinii, bowiem każdy Irlandczyk też o Unii mówi inaczej. Generalnie Unia najlepiej jest oceniana przez tych, którzy pamiętają czasy sprzed 1973 r. i mają porównanie „przed” i „po”. Młodsi raczej nie wiedzą, że to co dla nich teraz jest normalne, kiedyś takie nie było i częściej narzekają. Na wysokie ceny, na dużą konkurencję na rynku, w tym na rynku pracy, itd. Większość z nich pewnie nie uwierzyłaby opowieści taksówkarza (notabene narzekającego na fatalne przepisy regulujące ich pracę, które były przyczyną jednodniowego strajku dzień wcześniej) o tym, że w latach sześćdziesiątych jego rodzice na wsi zwyczajnie głodowali. Lepiej wykształceni mieszkańcy Dublina kończyli swoje wypowiedzi bardziej filozoficznie, mniej więcej w tym stylu: teraz będziecie mieć dużo lepiej, rzecz jasna, ale czeka was mordercza praca i wyrzeczenia... Niezła zachęta, prawda...? Irlandia w czasie swoich 30 lat w Unii powiększyła swój produkt krajowy brutto dwukrotnie, co jest argumentem rzeczywiście zwalającym z nóg. Stało się tak nie tylko dzięki bezlitośnie konsekwentnej polityce finansowej i gospodarczej rządu, polegającej m.in. na ograniczaniu wydatków budżetu i obniżaniu podatków. Równie ważne było to, że taka polityka była możliwa dzięki wynegocjowanej w bólach, trójstronnej umowie społecznej pomiędzy pracownikami, pracodawcami i rządem, w której wszyscy partnerzy zgodzili się na wyrzeczenia i określili plan działań dla rozwoju kraju. Oj, ciężko było... wzdycha jeden z moich rozmówców, działający kilkanaście lat temu w związkach zawodowych... ale udało się.
Ale może się też nie udać, w każdym razie na pewno nie tak dobrze. Tu przykładem jest Grecja, która po przystąpieniu do Unii generalnie…zrobiła odwrotnie niż Irlandia. Dlatego od 1981 roku, kiedy Grecy dokonali akcesji, ich gospodarka poczyniła kilkakrotnie mniejsze postępy niż irlandzka. I dalej jest w Grecji ciężko, choć oczywiście per saldo, i tak łatwiej niż nam teraz.
Na koniec ostatnia dawka statystyki. Szacuje się, że w dotychczasowej historii UE kolejne przystępujące kraje niwelowały swój niedorozwój wobec średniej unijnej przeciętnie o 2 proc. rocznie, czyli średnio zabierało im to 30 lat. Są jednak i pozytywne wyjątki: szybciej zrobiła to (a właściwie robi) Hiszpania. W negocjacjach często znajdowaliśmy wiele podobieństw Polski do tego kraju. Oby to było kolejne...
Arkadiusz Gruchot
Okres referendum i dni po nim spędziłem w Irlandii, kraju bodaj najczęściej przywoływanym jako błyskotliwy przykład korzyści z przystąpienia, żal zatem było nie zapytać Irlandczyków o ich opinie na temat Unii. Uzyskane odpowiedzi obaliły mit, że ilu Polaków tyle odmiennych opinii, bowiem każdy Irlandczyk też o Unii mówi inaczej. Generalnie Unia najlepiej jest oceniana przez tych, którzy pamiętają czasy sprzed 1973 r. i mają porównanie „przed” i „po”. Młodsi raczej nie wiedzą, że to co dla nich teraz jest normalne, kiedyś takie nie było i częściej narzekają. Na wysokie ceny, na dużą konkurencję na rynku, w tym na rynku pracy, itd. Większość z nich pewnie nie uwierzyłaby opowieści taksówkarza (notabene narzekającego na fatalne przepisy regulujące ich pracę, które były przyczyną jednodniowego strajku dzień wcześniej) o tym, że w latach sześćdziesiątych jego rodzice na wsi zwyczajnie głodowali. Lepiej wykształceni mieszkańcy Dublina kończyli swoje wypowiedzi bardziej filozoficznie, mniej więcej w tym stylu: teraz będziecie mieć dużo lepiej, rzecz jasna, ale czeka was mordercza praca i wyrzeczenia... Niezła zachęta, prawda...? Irlandia w czasie swoich 30 lat w Unii powiększyła swój produkt krajowy brutto dwukrotnie, co jest argumentem rzeczywiście zwalającym z nóg. Stało się tak nie tylko dzięki bezlitośnie konsekwentnej polityce finansowej i gospodarczej rządu, polegającej m.in. na ograniczaniu wydatków budżetu i obniżaniu podatków. Równie ważne było to, że taka polityka była możliwa dzięki wynegocjowanej w bólach, trójstronnej umowie społecznej pomiędzy pracownikami, pracodawcami i rządem, w której wszyscy partnerzy zgodzili się na wyrzeczenia i określili plan działań dla rozwoju kraju. Oj, ciężko było... wzdycha jeden z moich rozmówców, działający kilkanaście lat temu w związkach zawodowych... ale udało się.
Ale może się też nie udać, w każdym razie na pewno nie tak dobrze. Tu przykładem jest Grecja, która po przystąpieniu do Unii generalnie…zrobiła odwrotnie niż Irlandia. Dlatego od 1981 roku, kiedy Grecy dokonali akcesji, ich gospodarka poczyniła kilkakrotnie mniejsze postępy niż irlandzka. I dalej jest w Grecji ciężko, choć oczywiście per saldo, i tak łatwiej niż nam teraz.
Na koniec ostatnia dawka statystyki. Szacuje się, że w dotychczasowej historii UE kolejne przystępujące kraje niwelowały swój niedorozwój wobec średniej unijnej przeciętnie o 2 proc. rocznie, czyli średnio zabierało im to 30 lat. Są jednak i pozytywne wyjątki: szybciej zrobiła to (a właściwie robi) Hiszpania. W negocjacjach często znajdowaliśmy wiele podobieństw Polski do tego kraju. Oby to było kolejne...
Arkadiusz Gruchot
Najnowsze komentarze