Dzieci urzędników lepsze od innych
Jest szansa. Powiatowy Urząd Pracy wyszukuje wśród zarejestrowanych bezrobotnych kandydatów do roznoszenia listów w Starostwie Powiatowym. Wcześniej Starostwo zatrudniało na tych stanowiskach pociechy swych urzędników.
Wiele kontrowersji wzbudza sprawa gońców w Starostwie Powiatowym. Pomysłodawcą roznoszenia listów przez gońców i rezygnacji z usług poczty był Zbigniew Seemann, sekretarz Starostwa. Pomysł ten wprowadziłem w życie będąc burmistrzem Rydułtów, a potem zaproponowałem go także w Starostwie Powiatowym. Zdecydowaliśmy się, by listy roznosiły dzieci urzędników, ja sam namawiałem ich na to, by zaangażowali swoje pociechy. Moi dwaj synowie też podjęli się tej pracy. Uważam, że jeżeli dziecko urzędnika chce pracować, to lepiej mu stworzyć takie warunki w urzędzie, niż miałby pracować w firmie prywatnej. Można zarzucać nam, że to stwarza warunki do korupcji, moim zaś zdaniem zagrożenie korupcją byłoby większe, gdyby te dzieci pracowały w prywatnych firmach, które później chciałyby podpisać jakąś umowę z urzędem - mówi Zbigniew Seemann. To nie jest łatwa praca, czasem trzeba kilkakrotnie pukać do drzwi, by list dostarczyć. Starostwo Powiatowe płaci tylko za list skutecznie doręczony, goniec musi dostarczyć potwierdzenie odbioru listu. Syn czasem wieczorem wsiadał na rower i jechał kilka kilometrów by dostarczyć list. Latem może to być przyjemnością, zimą zaś to jest ciężka praca w trudnych warunkach. Kiedy wykonywały ją dzieci pracowników urzędu, to była ona wykonana solidnie, nigdy nie było na nich skarg. Z doświadczenia zaś wiem, że kiedy listy były roznoszone przez osoby obce, to nie zawsze docierały do rąk adresata. Miałem dwa takie przypadki jeszcze kiedy byłem burmistrzem w Rydułtowach - mówi Z. Seemann.
Czy można jednak stwierdzać, że dzieci urzędników są bardziej sumienne niż reszta osób? To dość oryginalna teza, czym mierzona? Tego nam już sekretarz nie powiedział. Faworyzowanie dzieci urzędników nie podlega tu dyskusji. Niewątpliwie przyjęcie gońców było korzystne dla Starostwa Powiatowego, sam pomysł również. Na tym jednak kończą się plusy. Faworyzowanie własnych dzieci w pracy urzędniczej, za którą otrzymują wynagrodzenie, jest jednak nieetyczne. Nikt nie dał ogłoszenia, że poszukiwani są gońcy. Sprawę tę tylko poruszyliśmy na odprawach pracowniczych - powiedział nam Z. Seemann.
Za wysłanie listu z poświadczeniem odbioru pocztą Starostwo musiałoby zapłacić 5,30 zł, zaś za jeden list skutecznie doręczony przez gońca zapłaciło 2,5 zł. Gdybyśmy na stanowisko gońca zatrudnili osobę bezrobotną, to z tych 2,50 zł dostałaby ona 1,57, zaś student dostanie za to 2 zł, ponieważ wtedy unikamy pewnych potrąceń - mówi Z. Seemann. Ale 2 zł dostałby student niezależnie od tego, czy byłby dzieckiem urzędnika, czy nie! Szansę tym ostatnim jednak odebrano.
Gdy zatrudniliśmy nasze dzieci, to mogliśmy im pomóc. Ja sam zabierałem z urzędu te listy, które dostarczali moi synowie, a później przywoziłem potwierdzenia. Gdyby to byli bezrobotni, albo osoby nie związane z urzędem, to dodatkowo musiałyby płacić za bilet, by przyjechać po listy i przywieźć potwierdzenia - mówi Z. Seemann. Troska o bezrobotnych jest tu wzruszająca. A może chcieliby zarabiać mniej byleby cokolwiek zarabiać? Szkoda, że nikt ich nie zapytał o zdanie. Dla nich często liczy się każdy grosz. A patrząc na rozliczenie podatkowe jednego z gońców zarobki nie były wcale takie niskie. Niektórzy zarabiali naprawdę nieźle. Zarobek był zależny od operatywności gońca i od liczby listów, jakie Starostwo miało do rozesłania w danym terenie.
Teraz warunki przyjmowania gońców mają ulec zmianie. 18 grudnia dowiedziałem się o tym systemie, kiedy miałem podpisać umowy zlecenia dla gońców, którzy wykonali swe zadanie. Umowy podpisałem, bo usługa została już wykonana. Postanowiłem przyjrzeć się tej sprawie. Nie jest ona sprzeczna z przepisami prawnymi, ale w niektórych przypadkach jest nieetyczna - mówi Józef Żywina, wicestarosta. Od 1 stycznia nie podpisałem żadnej umowy z osobą roznoszącą listy. 6 lutego zwróciliśmy się z pismem do Powiatowego Urzędu Pracy zgłaszając ofertę pracy dorywczej na umowę zlecenie, związaną z doręczaniem korespondencji. Poprosiliśmy o skierowanie do nas bezrobotnych, najlepiej studiujących. Dodałem, że proszę o osoby odpowiedzialne, bowiem były przypadki niedostarczania przesyłek. Tego samego dnia otrzymałem odpowiedź z listą 12 nazwisk. Do tych osób zwrócimy się w pierwszej kolejności. Jeżeli będziemy mieli nawał poczty, to skorzystamy z usług dzieci pracowników urzędu, ale tylko tych, którzy są w trudnej sytuacji finansowej, takich mam na liście sześciu.
W Powiatowym Urzędzie Pracy zapewniono nas, że nie będzie problemu ze znalezieniem osób chętnych do roznoszenia poczty. Mamy zgłoszonych 9100 bezrobotnych, do roznoszenia listów może się zgłosić każdy, my jednak w pierwszej kolejności postaramy się pomóc tym, którzy są w najtrudniejszej sytuacji. W liście ze Starostwa Powiatowego poproszono nas o osoby odpowiedzialne. Tę cechę charakteru zweryfikujemy na podstawie własnych doświadczeń. My wyznaczamy różne terminy spotkań, jeżeli ktoś systematycznie przychodzi, to jest to pewna oznaka odpowiedzialności - mówi Kornelia Powieśnik, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy. W lutym wpłynęła do nas pierwsza oferta ze Starostwa o wytypowanie osób do pracy przy roznoszeniu listów. Ci, którzy zajmowali się tym wcześniej na pewno nie byli zarejestrowani jako bezrobotni. Takich praktyk za mojego urzędowania w Starostwie nie będzie - powiedział nam Józef Żywina. Dlaczego takie praktyki odbywały się za poprzedniego starosty? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do niego. Nie chcę na ten temat rozmawiać, dziękuję - powiedział były starosta Jerzy Rosół i odłożył słuchawkę.
(Beata Palpuchowska, amk)
Czy można jednak stwierdzać, że dzieci urzędników są bardziej sumienne niż reszta osób? To dość oryginalna teza, czym mierzona? Tego nam już sekretarz nie powiedział. Faworyzowanie dzieci urzędników nie podlega tu dyskusji. Niewątpliwie przyjęcie gońców było korzystne dla Starostwa Powiatowego, sam pomysł również. Na tym jednak kończą się plusy. Faworyzowanie własnych dzieci w pracy urzędniczej, za którą otrzymują wynagrodzenie, jest jednak nieetyczne. Nikt nie dał ogłoszenia, że poszukiwani są gońcy. Sprawę tę tylko poruszyliśmy na odprawach pracowniczych - powiedział nam Z. Seemann.
Za wysłanie listu z poświadczeniem odbioru pocztą Starostwo musiałoby zapłacić 5,30 zł, zaś za jeden list skutecznie doręczony przez gońca zapłaciło 2,5 zł. Gdybyśmy na stanowisko gońca zatrudnili osobę bezrobotną, to z tych 2,50 zł dostałaby ona 1,57, zaś student dostanie za to 2 zł, ponieważ wtedy unikamy pewnych potrąceń - mówi Z. Seemann. Ale 2 zł dostałby student niezależnie od tego, czy byłby dzieckiem urzędnika, czy nie! Szansę tym ostatnim jednak odebrano.
Gdy zatrudniliśmy nasze dzieci, to mogliśmy im pomóc. Ja sam zabierałem z urzędu te listy, które dostarczali moi synowie, a później przywoziłem potwierdzenia. Gdyby to byli bezrobotni, albo osoby nie związane z urzędem, to dodatkowo musiałyby płacić za bilet, by przyjechać po listy i przywieźć potwierdzenia - mówi Z. Seemann. Troska o bezrobotnych jest tu wzruszająca. A może chcieliby zarabiać mniej byleby cokolwiek zarabiać? Szkoda, że nikt ich nie zapytał o zdanie. Dla nich często liczy się każdy grosz. A patrząc na rozliczenie podatkowe jednego z gońców zarobki nie były wcale takie niskie. Niektórzy zarabiali naprawdę nieźle. Zarobek był zależny od operatywności gońca i od liczby listów, jakie Starostwo miało do rozesłania w danym terenie.
Teraz warunki przyjmowania gońców mają ulec zmianie. 18 grudnia dowiedziałem się o tym systemie, kiedy miałem podpisać umowy zlecenia dla gońców, którzy wykonali swe zadanie. Umowy podpisałem, bo usługa została już wykonana. Postanowiłem przyjrzeć się tej sprawie. Nie jest ona sprzeczna z przepisami prawnymi, ale w niektórych przypadkach jest nieetyczna - mówi Józef Żywina, wicestarosta. Od 1 stycznia nie podpisałem żadnej umowy z osobą roznoszącą listy. 6 lutego zwróciliśmy się z pismem do Powiatowego Urzędu Pracy zgłaszając ofertę pracy dorywczej na umowę zlecenie, związaną z doręczaniem korespondencji. Poprosiliśmy o skierowanie do nas bezrobotnych, najlepiej studiujących. Dodałem, że proszę o osoby odpowiedzialne, bowiem były przypadki niedostarczania przesyłek. Tego samego dnia otrzymałem odpowiedź z listą 12 nazwisk. Do tych osób zwrócimy się w pierwszej kolejności. Jeżeli będziemy mieli nawał poczty, to skorzystamy z usług dzieci pracowników urzędu, ale tylko tych, którzy są w trudnej sytuacji finansowej, takich mam na liście sześciu.
W Powiatowym Urzędzie Pracy zapewniono nas, że nie będzie problemu ze znalezieniem osób chętnych do roznoszenia poczty. Mamy zgłoszonych 9100 bezrobotnych, do roznoszenia listów może się zgłosić każdy, my jednak w pierwszej kolejności postaramy się pomóc tym, którzy są w najtrudniejszej sytuacji. W liście ze Starostwa Powiatowego poproszono nas o osoby odpowiedzialne. Tę cechę charakteru zweryfikujemy na podstawie własnych doświadczeń. My wyznaczamy różne terminy spotkań, jeżeli ktoś systematycznie przychodzi, to jest to pewna oznaka odpowiedzialności - mówi Kornelia Powieśnik, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy. W lutym wpłynęła do nas pierwsza oferta ze Starostwa o wytypowanie osób do pracy przy roznoszeniu listów. Ci, którzy zajmowali się tym wcześniej na pewno nie byli zarejestrowani jako bezrobotni. Takich praktyk za mojego urzędowania w Starostwie nie będzie - powiedział nam Józef Żywina. Dlaczego takie praktyki odbywały się za poprzedniego starosty? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do niego. Nie chcę na ten temat rozmawiać, dziękuję - powiedział były starosta Jerzy Rosół i odłożył słuchawkę.
(Beata Palpuchowska, amk)
Najnowsze komentarze