Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

O płci pięknej, o jej przywilejach. I o niedoli płci brzydkiej

03.03.2020 00:00 red

W czasie ostatniej wyprawy do Lublina – było to 20 lutego – słuchałem Czechowa, jego króciuteńkich opowiadań: są doskonałe! Ubawiłem się setnie. A i podróż szybko mi minęła. Jedna z historyjek – Babskie szczęście – spodobała mi się szczególnie. Pozwolę sobie tu zacytować obszerne jej fragmenty. Z okazji Dnia Kobiet, jaki niebawem. Bo rzecz jest o płci pięknej, o jej przywilejach. I o niedoli płci brzydkiej.

Dwóch urzędników, Probkin i Swistkow, w towarzystwie żon zjawia się na pogrzebie osobistości, generała Zapupyrkina. W uroczystości bierze udział dużo ludzi. Kobiety mogą podejść bliżej, mężczyźni nie.

Rozgoryczony Probkin tak więc zaczyna: „Przelazły! […] Zawsze baby mają szczęście. Mężczyzna zawsze jest upośledzony w porównaniu z damską połową rodu ludzkiego. Co u licha widzą ludzie w tych babach?!” Na to Swistkow: „Dziwne jest zaiste rozumowanie pana […]. Gdyby was wpuszczono, zaraz zaczęłoby się rozpychanie. Wnieślibyście zamieszanie, damy zaś […] nigdy sobie na nic podobnego nie pozwolą!” Probkin się oburza: „Co też pan plecie? […] W ścisku kobieta zawsze się pcha. Mężczyzna stoi i patrzy w jeden punkt, a baba wymachuje rękoma, wszystkich rozpycha, aby jej, nie daj Boże, nie pognietli toalety. Tu nie ma o czem gadać”.

Teraz dopiero Probkin wykłada na stół swoje karty: „Kobietom zawsze dobrze się powodzi. Nie służą w wojsku, nie płacą wejścia na tańcujące wieczorki i nie podlegają karze chłosty... A za jakie, pytam, zasługi? Niewieście spadła chusteczka – podnoś bracie, wchodzi do pokoju – wstawaj i ustępuj jej krzesło, wychodzi – wyprowadzaj... A w urzędach? Żeby się dosłużyć rangi […], musimy całe życie orać, a kobieta w pół godziny, szast prast, wyszła za mąż za radcę stanu i masz! – już jest poważną osobistością. Żeby zostać hrabią lub księciem, musiałbym cały świat zawojować, […] kilka razy być ministrem, a jakaś tam pierwsza lepsza Wareńka lub Katieńka – jeszcze jej mleko pod nosem nie wyschło – powierci się przed hrabią, poświdruje oczkami i proszę! – już jaśnie oświecona”.

Swistkow się wtrąca: „Ale za to rodzi w bólach”. Probkin: „Wielkie mi rzeczy! Niech no by stanęła tylko przed zwierzchnością, wtedy by się jej te bóle przyjemnością wydały! Wszędzie, ale to wszędzie przywileje. Jakaś gąska albo dama z naszej sfery wyrżnie czasem nawet generałowi takie kazanie, jakiego byś nie ośmielił się wypalić chociażby egzekutorowi. […] W naszym domu, tuż pod nami, mieszka profesor w randze generała. […] Cóż to jednak znaczy dla jego żony? Przez cały dzień wymyśla mu. Tak... Chociaż prostaczka i pochodzi z łyków, awansowała go na... idiotę. Zresztą ślubna – więc słuszne jej prawo... Jak świat światem ślubne żony wymyślają mężom, ale teraz nie ustępują im, proszę ja ciebie, i nieślubne. Na co te sobie pozwalają, to przechodzi ludzkie pojęcie!”

I dla ilustracji tej swojej tezy opowiada Probkin, co mu się przytrafiło: „W zeszłym roku nasz generał […] wziął mnie do siebie na wieś. […] Jak ci wiadomo, nasz generał tkwi dotychczas w kawalerskim stanie. Prowadzi dom bogato. Służby jak psów, a żony nie ma. […] Wszystkiem rządzi jędza gospodyni, Wiera Nikitiszna. Ona herbatę z samowaru nalewa, obiad dysponuje, pokrzykuje na lokajów... Baba, jednem słowem, obrzydliwa, sekutnica i wilkiem jej z oczu patrzy. Gruba, czerwona, jak rak, i wiecznie rozwrzeszczana... Jak krzyknie na kogo, to ci takiego wrzasku narobi, że najchętniej byś z domu uciekł. […] Boże Święty! Nikomu folgi nie dała. Wszystkim do oczu skakała jak kot. Nie dość jej było służących. Dobiera się, szelma, do mnie!... No, myślę sobie, pokażę ja ci, gdzie raki zimują! Wybiorę stosowną chwilę i wszystko generałowi wyśpiewam […]. Poczekaj! Otworzę ja mu na wszystko oczy! I jakbyś wiedział! Takiem ci mu oczy otworzył, żem ledwie moich na zawsze nie zamknął. Brrr! […]

Przechodzę pewnego razu przez korytarz i słyszę wrzask. Myślałem, że świnię zarzynają. Ale gdzie tam! To był głos Wiery Nikitiszny, która wymyślała: «Zwierzę, bydle jesteś! Diabeł!» Zaciekawiło mnie, komu się też taka porcja dostaje. I wtem, rzecz wprost nie do uwierzenia, oto com ujrzał: otwierają się drzwi, a przez nie, jak bomba wypada nasz generał, czerwony jak piwonia, oczy wybałuszone, a włosy w takim stanie, jakby się nimi sam Lucyper zaopiekował. A ona mu w ślad: «Ty bydlę! Ty z piekła rodem!» […] Spociłem się jak ruda mysz. Generał pobiegł do swego mieszkania, a ja stoję w korytarzu jak bałwan. Zupełniem zgłupiał. Taka ordynarna chamka, kuchta, takie nic i tyle sobie pozwala! «Nareszcie! – pomyślałem. – Generał ją wygnał, a ona, szelma, korzystając, że rozmowa toczy się bez świadków, wygarnęła na całego... Wsio ryba! I tak mnie odprawią». Aż mną poderwało... Wszedłem do jej pokoju i tak prawię: «Jakeś śmiała, ścierko jedna, tak się odzywać do wysoko postawionej osoby? Cóż ty sobie myślisz, że jak on stary i słaby, to już nikt się za nim nie ujmie? »Jak ci ją przy tem nie zamaluję w nalany sadłem pysk! Ze dwa razy oberwała. A ona jak się zacznie wydzierać! Mówię ci, narobiła takiego wrzasku, że się aż mury trzęsły. Zatkałem uszy i w nogi.

Dopiero po upływie dwu godzin znalazł mnie w lesie jakiś wyrostek: «Pan woła» – powiada. Idę. Wchodzę. Siedzi napuszony jak indyk i nie patrzy na mnie. «Cóż pan tu – mówi – w moim domu wyprawia?» «Jak to „wyprawiam” – pytam. – Jeżeli wasza ekscelencja ma na myśli Nikitisznę, to przecież ja się tylko za waszą ekscelencją ująłem». «Nie wtrącaj się pan do cudzych spraw rodzinnych». Rodzinnych! Rozumiesz? I wypalił ci mi takie pater noster, któregom ledwie nie przypłacił życiem. Prawił, gadał, zrzędził, aż tu nagle, zupełnie bez powodu, parsknie śmiechem. «Że też pan sobie z nią poradził! Żeś się pan na coś podobnego ważył? Dziw nad dziwy! Mam jednak nadzieję, mój drogi, że cała ta historia pozostanie między nami... Rozumiem pańskie uniesienie, jednakże po tem, co zaszło, pańska obecność w moim domu jest niemożliwa»”.

I Probkin konkluduje: „Ot tak... Pojmujesz? Nie mógł wyjść z podziwu, żem się odważył gruchnąć tę nastroszoną samicę. Zupełnie go zawojowała. Radca tajny, ma order Orła Białego, nie uznaje żadnej zwierzchności nad sobą, a baba go trzyma w niewoli... Kolosalne przywileje mają kobiety!...”

Tekst opowiadania zaczerpniety z www.pl.wikisource.org

  • Numer: 9 (1452)
  • Data wydania: 03.03.20
Czytaj e-gazetę