Poniedziałek, 29 lipca 2024

imieniny: Marty, Olafa, Beatrycze

RSS

Mundurowi maratończycy

25.08.2015 00:00 red

Racibórz biega

Twierdzą, że biegają rekreacyjnie – dla uspokojenia nerwów, w celu poprawy zdrowia oraz z myślą o jeszcze większym samospełnieniu. Poznali się w pracy – w Komendzie Powiatowej Policji w Raciborzu, jeden zainspirował do aktywności fizycznej drugiego. Łukasz Skwarecki przebiegł dotychczas trzy maratony, z kolei Janusza Mrozka można już nazwać weteranem – ukończył osiemnaście królewskich dystansów.

Jeszcze cztery lata temu, do głowy nie przyszłoby im, że każdy, nawet oni, może przebiec maraton. Jeden karierę sportową zakończył jeszcze jako nastolatek w MKS SMS „Victoria” Racibórz, drugi miał wcześniej z bieganiem tyle wspólnego co z lotami w kosmos. – W szkole średniej biegałem krótkie dystanse: 600 oraz 800 metrów, więc nijak ma się to do wyczerpującej, liczącej ponad 42 kilometry trasy. Mimo wszystko, za młodu przyzwyczaiłem się do wysiłku i tych wszystkich obciążeń jakie ze sobą niesie oraz nabyłem podstawowe umiejętności i wiedzę, która zaprocentowała po latach – ocenia Łukasz Skwarecki.

Z kanapy w trasę

Janusz Mrozek nie kryje, że początkowo podchodził do tego typu aktywności sceptycznie. Co prawda z czasem coraz chętniej wychodził pobiegać, ale jego przebieżki niewiele miały wspólnego z systematycznym treningiem. – Zawsze patrzyłem na maratończyków z podziwem, zadawałem sobie pytanie: jak oni to robią. Dystans 42 kilometrów wydawał mi się tak ekstremalny, że aż niemożliwy do przebiegnięcia. Dziś nie potrafię do końca wytłumaczyć tego, jak to się stało, że i ja podjąłem to wyzwanie – przyznaje Janusz Mrozek, który, patrząc z perspektywy czasu, przeszedł drogę od „kanapowego” do aktywnego trybu życia. – Któregoś listopadowego dnia 2010 roku zadzwonił do mnie kolega z informacją, że planuje wyjazd na maraton do Jerozolimy. Zapytał czy byłbym zainteresowany. Zgodziłem się bez wahania, mimo iż mieliśmy jechać już za cztery miesiące – wspomina pan Janusz i kontynuuje: – Perspektywa zwiedzenia tego świętego miejsca była niezwykle kusząca, a skoro przy okazji mogłem spróbować zmierzyć się z maratonem, to postanowiłem ostro wziąć się za bieganie.

Po poradę w kwestiach treningowych poszedł do… Łukasza Skwareckiego. – Pamiętam jak Janusz przyszedł do mnie i zapytał, czy pomogę mu się przygotować do maratonu. Wiedział, że kiedyś zajmowałem się lekkoatletyką, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie mam pojęcia o biegach maratońskich – śmieje się Skwarecki, który jednak o zaliczeniu choćby jednego królewskiego dystansu marzył od zawsze. – W czasie tamtej rozmowy zadałem sobie pytanie: skoro Janusz może, to dlaczego nie mógłbym spróbować i ja?

Hymn przed startem

Janusz Mrozek przyznaje, że celem minimum było dobiegnięcie do mety jerozolimskiego maratonu, co nie udaje się przecież każdemu. Plan wykonał, nawet z nawiązką, osiągnął bowiem przyzwoity jak na biegającego amatorsko debiutanta rezultat 4 godzin i 11 minut. Do maratonu w Jerozolimie, jak sam twierdzi, będzie mieć sentyment do końca życia. Wspomina, że trasa biegu nie należy do łatwych – pagórkowaty teren oraz wysoka temperatura nie ułatwiają biegu. Mrozek, który za granicą biegał jeszcze w kilku nie mniej malowniczych miejscach: Pradze, Petersburgu i Rzymie. – Pragę doceniam za organizację maratonu oraz przygotowanie ciekawej trasy biegu, którą poprowadzono szlakiem najbardziej znanych historycznych miejsc stolicy Czech, w znacznej części wzdłuż brzegów rzeki Wełtawy, przy całkowitym wyłączeniu ruchu samochodowego. Imprezy w Rzymie nie trzeba chyba reklamować. Choć maraton nie jest najłatwiejszy z uwagi na dużą ilość kostki brukowej i kilka sporych podbiegów, atmosfera tych zawodów jest magiczna. Odśpiewanie włoskiego hymnu narodowego przez kilkunastotysięczny tłum maratończyków, zgromadzonych przed startem na wyjątkowo szerokiej ulicy del Fori Imperiali, znajdującej się u podnóża Colosseum, zapada na zawsze w pamięć.

Barcelona kusiła ich od dawna. Dla Skwareckiego był to pierwszy tak duży zagraniczny bieg, dla jego bardziej doświadczonego kolegi – co prawda kolejny wypad za granicę, ale za to wyjątkowy, zważywszy na uroki stolicy Katalonii i renomę tamtejszego maratonu. – Przez dwa miesiące trenowaliśmy ciężko cztery-pięć razy w tygodniu – informują policjanci. - Wiedzieliśmy, że aby osiągnąć zadowalający nas wynik, musimy dać z siebie sto procent w okresie przygotowawczym – przyznaje pan Łukasz.

Czy to już emerytura?

– Moje założenie było takie, aby w Barcelonie uzyskać czas o sześć minut lepszy niż w ostatnim maratonie. Mój rekord wynosił 3 godziny i pięć minut, więc wyzwanie było duże – ocenia już po fakcie Skwarecki. – Wielu biegaczy mówi, że taką magiczną barierą dla osoby amatorsko biegającej maratony jest rezultat trzech godzin. Taktycznie poukładałem sobie to tak, aby każdy kilometr pokonywać w czasie 4:10-4:15 minut, co dawało łącznie mniej niż trzy godziny. Po pierwszych kilkudziesięciu minutach byłem jednak przerażony tym, że biegnę zbyt szybko. Na szczęście stwierdziłem, że być może to jest „ten” dzień, więc podjąłem ryzyko i nie zwolniłem tempa – mówi maratończyk, który, jak się miało okazać, podjął najlepszą z możliwych decyzji. Organizm od pierwszego kilometra sygnalizował mu, że warto postawić wszystko na jedną kartę. Skwarecki przybiegł na metę z kapitalnym czasem 2 godzin 47 minut oraz 9 sekund, dzięki czemu pobił swój życiowy rekord i uplasował się na 172 miejscu wśród ponad 19 tysięcy zgłoszonych uczestników. Zaskoczył sam siebie wygrywając rywalizację z 210 Polakami, biorącymi udział w imprezie. Janusz Mrozek również poprawił swój życiowy czas, jednak, jak twierdzi, gdyby nie kontuzja kolana, której nabawił się dwanaście dni przed wylotem do Hiszpanii, rezultat mógłby być jeszcze lepszy aniżeli osiągnięte 3 godziny 20 minut i 23 sekundy.

– Pamiętam jak po maratonie w Katowicach powiedziałem Januszowi, że gdy zejdę poniżej 2 godzin i 50 minut, przechodzę na emeryturę – żartuje Łukasz Skwarecki. – Muszę oswoić się z tym rezultatem. Czy da się go polepszyć w kolejnych biegach? Mam taką nadzieję, choć wymagałoby to równie czasochłonnych i systematycznych przygotowań – dodaje.

(red)

  • Numer: 34 (1214)
  • Data wydania: 25.08.15
Czytaj e-gazetę