Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

Co się burmistrzowi zawieruszyło na biurku?

23.03.2010 00:00 acz
Burmistrz nie chce zdradzić kto dostał ponad dziesięć tysięcy złotych i straszy sądem.
Dzień przed upływem terminu, urzędnikom z Krzanowic udało się ustalić ile zarabiają poszczególni pracownicy urzędu i przesłać nam informację, o którą prosiliśmy blisko 2 tygodnie temu.
 
Na początku marca poprosiliśmy wszystkie urzędy w powiecie o przygotowanie informacji publicznej dotyczącej tzw. trzynastej pensji, którą otrzymują pracownicy budżetówki. Niemal każdy urząd udzielił nam informacji w zasadzie od ręki, bez względu na to czy prosiliśmy o nią w Urzędzie Miasta w Raciborzu, który zatrudnia 210 urzędników, czy w najmniejszym w powiecie, Urzędzie Gminy w Rudniku, który zatrudnia zaledwie 21 urzędników. Wyjątkiem był jednak Urząd Miasta w Krzanowicach, który na przygotowanie krótkiej odpowiedzi potrzebował aż trzynastu dni. Postawa burmistrza Krzanowic, którego urzędu zabrakło w naszym zestawieniu, spotkała się z powszechną krytyką czytelników i internautów. Burmistrz Manfred Abrahamczyk chcąc ratować swój honor wystosował do naszej redakcji obszerne wyjaśnienia oraz prośbę o sprostowanie. Mimo iż urzędnicy nie potrafili w ciągu tygodnia podać nam prostej informacji, znaleźli czas by jeszcze tego samego dnia przygotować dla nas dwie strony pisma. – (...) osoby piszące wskazany artykuł nie wzięły pod uwagę, że zebranie i przetworzenie takich danych wymaga czasu – pisze oburzony burmistrz. Burmistrz Abrahamczyk dodatkowo zwraca uwagę, że nie podoba mu się sposób zbierania informacji i „dzwonienie” do pracowników w godzinach pracy urzędu. Tłumaczy, że pracownicy czują się... nagabywani przez dziennikarzy. Równocześnie zapewnia, że w urzędzie nie było popłochu gdy pracownicy naszej redakcji dopytywali się o odpowiedź, mimo iż niektórzy urzędnicy po upewnieniu się kto dzwoni nie podnosili słuchawki, inni natomiast w pośpiechu opuszczali gabinet i momentalnie byli „w terenie”. Gdy ponownie przesłaliśmy prośbę o udzielenie informacji publicznej, pracownica sekretariatu poinformowała nas, że poprzednie pismo „zawieruszyło” się burmistrzowi na biurku. Tym razem poprosiliśmy o wskazanie, które stanowiska w urzędzie otrzymały najwyższą i najniższą „trzynastkę”. Burmistrzowi dodatkowe pytanie znów się nie spodobało – (...) moje uzasadnione wątpliwości budzi przedmiot żądanej informacji w zakresie najniższej i najwyższej wypłaconej pensji wraz ze wskazaniem stanowiska. Powyższe w mojej ocenie narusza prawnie chronioną tajemnicę wysokości wynagrodzenia, a jej ujawnienie naruszy prawa osób trzecich zajmujących te stanowiska – pisze Abrahamczyk. Postanowiliśmy zapytać pracowników wojewody śląskiego o postawę pracowników Urzędu Miasta w Krzanowicach, który nie chce ujawnić kto ile zarobił. – To oczywiście informacja publiczna i jako taka jest jawna. Jeśli chodzi o rozpiętość zarobków w danej grupie to również nie jest to tajemnica. Rzadko spotykamy się z takim podejściem urzędu. Gdyby ktoś zwrócił się do naszego urzędu o taką informację z pewnością by ją niezwłocznie uzyskał – mówi Renata Kostiw-Rydzek ze Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Na podstawie lakonicznej odpowiedzi z UM w Krzanowicach można się domyślać, że największą „trzynastkę” skasował sam burmistrz Abrahamczyk otrzymując 10,1 tys. złotych brutto. Krzanowicki urząd zatrudnia 24 pracowników. Można jedynie się domyślać, skąd niechęć władz Krzanowic do mówienia o finansach. Burmistrz Kuźni Raciborskiej, przy niemal dwukrotnie większym urzędzie, dostał o dwa tysiące złotych mniej. Postawy urzędników z Krzanowic nie rozumie również Grzegorz Wójkowski ze stowarzyszenia Bona Fides. – To ewidentne łamanie prawa. Można by przyznać burmistrzowi częściową rację, gdyby dziennikarze pytali o zarobki konkretnej osoby, np. pani Kowalskiej. Pytanie dotyczy publicznych pieniędzy i samych stanowisk. Bardzo się dziwię, że urzędnicy nie chcą podać tego typu informacji, których jawność jest normą w większości urzędów – mówi Wójkowski. Społecznicy z Bona Fides są założycielami pierwszej na Śląsku bezpłatnej szkoły aktywności obywatelskiej. Jej członkowie uczą się między innymi patrzenia władzy na ręce, monitorowania przejrzystości urzędu czy znajomości prawa o dostępie do informacji publicznej. – Pomagamy różnym osobom egzekwować swoje prawa. W przypadku nie udzielenia lub udzielenia niepełnej informacji publicznej zawsze namawiamy do kierowania skargi do sądu administracyjnego. Pamiętajmy, że urzędnicy są dla nas a nie na odwrót. Z doświadczenia wiem, że w przypadku skierowania sprawy na sądowy tor, w 90 proc. przypadków uzyskujemy informację, o którą zabiegaliśmy – dodaje Grzegorz Wójkowski. Czy jednak urzędnicy zawsze powinni zwlekać ze wszystkimi odpowiedziami aż dwa tygodnie? – Te 14 dni to maksimum. To nie jest tak, że urzędnicy nam łaskę robią. Ustawa wyraźnie mówi o tym, że informacja powinna zostać udzielona niezwłocznie, o ile to możliwe – mówi szef Bona Fides.
 
Adrian Czarnota
  • Numer: 12 (932)
  • Data wydania: 23.03.10