Poniedziałek, 3 czerwca 2024

imieniny: Klotyldy, Leszka, Tamary

RSS

Pani Iwono, małe sklepy wszyscy mają w nosie

11.05.2013 20:12 | 22 komentarze | AG

Pani Iwono, dziękuję pani za felieton „Przy Londzina biznes wygryzły Biedronki”. (http://www.nowiny.pl/91186-przy-londzina-biznes-wygryzly-biedronki.html). Ucieszyło mnie zwłaszcza to, że młodzi ludzie chodzą jeszcze na spacery, rozglądają się wokół i stawiają pytania o naszą przyszłość. Szczera i krótka odpowiedź na nie jest niestety złowieszcza: małe sklepy (i szerzej małych przedsiębiorców) wszyscy mają w nosie.

Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

 

Klęska rozpoczęła się wiele lat temu, kiedy nasi „wybrańcy narodu” tak zachłysnęli się magią wielkich supermarketów, że nie uchwalili prawa, które zapewniałoby rzeczywiście równe warunki konkurencji małych i dużych podmiotów w polskim handlu. Kolejny cios przyszedł ze strony lokalnych samorządów, które w pogoni za kasą ze sprzedaży działek i „ładną” wizją zagospodarowania miasta stworzyły istne eldorado hipermarketom i dyskontom. Nie zważały przy tym na dramatyczne apele miejscowych handlowców o uwzględnianie perspektywy innej niż najbliższy budżet i dłuższej niż tylko do końca kadencji. A dłuższa perspektywa to m.in. uwzględnienie faktu, że wg szacunków ekspertów (np. Polskiej Izby Handlu) jeden nowy etat w dyskoncie oznacza często likwidację pięciu miejsc pracy w handlu tradycyjnym. Do tego nasz rząd, oficjalnie wspierający mały i średni biznes niezliczonymi frazesami o pomocy, tak naprawdę okłada małych przedsiębiorców kijem kolejnych biurokratycznych obowiązków i bezlitosnych obciążeń finansowych (jak choćby wprowadzony ostatnio obowiązek stosowania kas fiskalnych przez przedsiębiorców przekraczających poziom 20 tys. zł obrotu rocznie). Nie mówiąc już o szczerym wyznaniu premiera Tuska, jak to on i jego rodzina ochoczo robią zakupy w Biedronce. I na koniec my wszyscy, którzy w pogoni za tanim winem, pachnącym pieczywem lub markowymi butami za 30 zł ustawiamy się w kolejce do Biedronki, Lidla, Kauflandu czy innego raju wszelkiej obfitości. Tu chciałbym podkreślić, że nie mam pretensji o to, że konsumenci, zwłaszcza kiedy im się nie przelewa, chcą kupować towary taniej. Kiedy jednak widzę wychodzącego z dyskontu miejscowego producenta wędlin z siatką świeżo wypieczonych bułek z rumuńskich mrożonek to się po prostu dziwię. Choć może za chwilę tymi samymi drzwiami wyjdzie jego sąsiad piekarz z torbą tanich wędlin z „niewiadomo czego”? Obaj zapewne narzekają na prawo i lewo, że spada im produkcja i sprzedaż, ale wzajemnie swoich produktów nie kupują.

W zgodnej opinii fachowców w małym sklepie nie jest i nigdy nie będzie taniej niż w wielkich sieciach kupujących produkty tysiącami sztuk i ton. Spece od handlu podkreślają jednak, że w dobrze prowadzonych sklepach osiedlowych te różnice nie są aż tak duże, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Pomimo wyższych cen  możemy też wydawać mniej, bo kupujemy rozsądniej i w mniejszych ilościach. No i szybciej, bo blisko i bez kolejek. Zaletą takich punktów jest również dostęp do świeżych produktów, często od lokalnych producentów. Mądry właściciel stara się dobrze poznać potrzeby swoich klientów i mieć z nimi miłe relacje. Taki sprzedawca raczej nas nie oszuka wciskając jednorazowo kiepski lub przeterminowany towar.  A jeśli oszuka to znaczy, że nie tylko nie jest uczciwy, ale i głupi, więc splajtuje w pierwszej kolejności. Czy te zalety pozwolą dobrze prowadzonym sklepom przetrwać? Fachowcy twierdzą, że są na to realne szanse, choć namawiają przy tym do łączenia się małych handlowców w grupy w celu obniżenia kosztów zakupu towarów. A co jeśli jednak się nie uda? No cóż, kiedy dyskonty wykończą małe sklepy to w ślad za tym upadną małe firmy produkcyjne z branży spożywczej (i nie tylko), lokalne hurtownie. Miasta zaroją się od przygnębiających pustostanów, za które nikt nie płaci, pogorszą się warunki działania miejscowych banków spółdzielczych, a także lokalnych gazet, których nie będzie gdzie sprzedawać. Wskutek tego wzrośnie bezrobocie, również wśród zadowolonych dziś klientów dyskontów.

Pani Iwono, mimo to zachęcam do kolejnych spacerów i obserwacji. Nawet gdy miasto skojarzy się pani z krajobrazem po wybuchu bomby neutronowej. Ruch i świeże powietrze to przecież samo zdrowie.

Arkadiusz Gruchot