Pechowy samobójca
Na pewno niezbyt miłych słów pod adresem jednego z mieszkańców Kietrza używali rybniccy policjanci. Za jego sprawą spędzili jedną z sobót chodząc w deszczu po lesie, gdzie szukali potencjalnego samobójcy.
Po kilku dniach ”zaginiony” zgłosił się w Komendzie Rejonowej Policji w Rybniku. Całe zamieszanie wynikło z tego, że popadł w kłopoty finansowe. Od jakiegoś czasu zaczął pobierać z kasy swojej firmy pieniądze. Gdy suma długu osiągnęła 10 mln zł ogarnęło go przerażenie. Próbował pożyczyć pieniądze od znajomych, by zwrócić je do kasy. Uzyskanie pożyczki nie udało się. Wówczas postanowił pojechać do siostry do Rybika. Z wyjaśnień udzielonych rybnickim policjantom wynika, że pozostawił auto przy drodze gdyż”złapał gumę” a koło zapasowe również było przebite. Obawiając się, że będzie poszukiwany przez policję za sprzeniewierzenie pieniędzy udał się pieszo na dworzec PKP w Rybniku. Pojechał koleją do Katowic i Krakowa, gdzie przebywał w hotelach. Prawdopodobnie zarabiał tam pieniądze świadcząc swego rodzaju”usługi” homoseksualistom. Zebrał bowiem brakujące w kasie 10 mln zł. Z Krakowa przyjechał do swojej siostry w Rybniku. Ta natychmiast 1 listopada ”pogoniła” go na policję. W taki to, dość banalny sposób zakończyła się początkowo groźnie wyglądająca sprawa. Bohater tej opowieści zwrócił pieniądze do kasy kolektury Toto-Lotka. Jednak jego nieodpowiedzialne postępowanie naraziło policję na zupełnie , niepotrzebną robotę. Siły i środki które można było spożytkować do poszukiwania przestępców trwoniono na poszukiwanie „zaginionego”, który nigdy nie zginął. Stworzył pozory dramatu, a podczas gdy policjanci szukali go by udzielić pomocy, on w najlepsze „zarabiał” pieniądze w krakowskich hotelach.