Niedziela, 24 listopada 2024

imieniny: Emmy, Flory, Jana

RSS

Zawsze na posterunku

04.09.2014 15:50 | 0 komentarzy | OK

Kazimierz Kazuk przepracował na kolei prawie czterdzieści lat. I jak to na służbie bywało, był w pogotowiu zawsze, gdy w kraju lub poza nim szykowała się jakaś polityczna zawierucha. Był też świadkiem wielu przemian, które towarzyszyły rozkwitowi kolei na Śląsku.

Zawsze na posterunku
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Jego koledzy mówią, że jest chodzącą encyklopedią, a ja mogę dodać, że z jego wspomnień mogłaby powstać niezła powieść, choć z jej publikacją trzeba by poczekać kolejnych czterdzieści lat.

Bilecik poproszę

Pan Kazimierz przynosi do naszej redakcji archiwalne zdjęcia, które pokazują lata świetności tutejszego dworca i kolei w Raciborzu. – Kiedy byłem naczelnikiem stacji, pracowało tu około 400 osób. W miejscu, gdzie teraz znajduje się sklep z używaną odzieżą, kiedyś były kasy – tłumaczy. – A w nich unikalne maszyny do drukowania biletów, ewenement na skalę całego Śląska. Przedwojenne, poniemieckie drukarki do biletów zostały przystosowane do naszych potrzeb i każda z nich, a były trzy, produkowała bilety innych relacji. Jedna była międzynarodowa, druga krajowa a trzecia na bliskie relacje – dodaje. Do przechowywania wydrukowanych wcześniej biletów kartonikowych służył ternion, czyli specjalna szafa, w której układano bilety pakowane po 100 sztuk w paczce. Na zdjęciu z lat 70. ktoś uwiecznił kasjerki podczas pracy. Alina Rudakiewicz, Lidia Jambor i Helena Gawrońska pracowały tu na zmiany, bo połączeń było tak dużo, że kasy musiały być czynne całą dobę. Na innej fotografii świętujący kolejarze, a wśród nich nieżyjący już Jerzy Bajak – pierwszy pracownik kolei w Raciborzu. – Przyjechał tu 12 maja 1945 roku z Zieleńca na Ukrainie i razem z Henrykiem Zubą zaczęli tworzyć raciborską kolej. To był taki kolejarz – społecznik – wspomina pan Kazimierz i wyciąga zdjęcia, na których widać lokomotywy napędzane maszyną parową. W Raciborzu jeździło ich bardzo dużo, nic więc dziwnego, że stacja miała swoją parowozownię. Gdy powstała trakcja spalinowa, przemianowano ją na lokomotywownię, a jej naczelnikiem został Jan Mielnik, który wprowadził potem trakcję elektryczną. – Zmarł nagle 21 sierpnia 1983 roku. To było w sobotę o 11.00  – wspomina pan Kazuk. – Dokładnie pamiętam tę datę, bo razem przygotowywaliśmy imprezę z okazji Dnia Kolejarza, którą zaplanowaliśmy na raciborskim stadionie. Mieliśmy się jeszcze spotkać w celu omówienia szczegółów, gdy nagle zadzwonił mój zastępca Henryk Zuba. Myślałem, że chodzi o jakiś wypadek na kolei, a okazało się że Jasiu miał zawał i nie żyje. Tak mną to wstrząsnęło, że tę chwilę pamiętam do tej pory – dodaje pan Kazimierz.

Z Dniem Kolejarza wiąże się jeszcze jedna ważna uroczystość. 6 września 1979 roku prezydent Raciborza Czesław Wala uroczyście przeciął wstęgę otwierając nowy budynek dworca w Raciborzu. – Pamiętam, że po części oficjalnej wszyscy zaproszeni goście udali się na koncert do Szkoły Muzycznej, a po nim na  przyjęcie zorganizowane w restauracji w Lekartowie – mówi naczelnik. Drugim, równie ważnym wydarzeniem była elektryfikacja linii Nędza – Racibórz. 23 grudnia 1982 roku, w obecności prezydenta Jana Osuchowskiego i przedstawicieli śląskiej Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych, na stację w Raciborzu wjechał pierwszy elektrowóz. Długość linii kolejowej Nędza – Racibórz wynosiła 9 km, a koszt jej zelektryfikowania w cenach z 1982 roku  to 132 mln złotych.

Towarzysz Kádár z roboczą wizytą

Kazimierz Kazuk jest związany z koleją od 1963 roku, gdy po ukończeniu Technikum Kolejowego we Wrocławiu zaczął pracę na stacji Racibórz jako stażysta. Po półrocznej praktyce i egzaminie państwowym w Katowicach został asystentem. Zamiast pracy na kolei, dostał jednak powołanie do wojska i gdy po ponad dwóch latach służby  wrócił do Raciborza, wszystkie egzaminy musiał zdawać jeszcze raz. Jako dyżurny ruchu pracował w Raciborzu, Studziennej, Olzie i Rybniku Towarowym. Przez rok był też urzędnikiem oddziału ruchowo-handlowego w Rybniku, skąd zwerbowali go po raz kolejny do wojska gdy państwa Układu Warszawskiego najechały na Czechosłowację. – Wziąłem plecak, mundur i pojechałem  na trzymiesięczne szkolenie do Rembertowa. Jak się sytuacja uspokoiła, to nas zwolnili – opowiada pan Kazimierz. Ponieważ zawsze chciał studiować, więc zdał pomyślnie egzaminy na Politechnikę Śląską w Gliwicach i zaczął się uczyć wieczorowo. – W tym samym czasie dostałem propozycję objęcia funkcji zawiadowcy stacji w Głubczycach. Dojeżdżałem tam pokonując w jedną stronę 40 kilometrów, a stamtąd popołudniami autobusem do Koźla, potem następnym autobusem do Kędzierzyna a następnie pociągiem do Gliwic. I tak sześć razy w tygodniu. W domu byłem gościem – wspomina. W 1974 roku pan Kazimierz został kontrolerem ruchu. Obsługiwał teren, który obejmował Głubczyce, Polską Cerekiew, Kietrz, Kuźnię Raciborską, Pszów, Szymocice, Chałupki, Olzę i Wodzisław Śląski. – Pamiętam z tego okresu jedno ważne wydarzenie. W odwiedziny do Edwarda Gierka jechał sekretarz generalny KC Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej János Kádár. Miałem za zadanie dostać się na nastawnię Nacyna Most koło Czechowic-Dziedzic i czuwać na posterunku. Godzinę wcześniej wstrzymano ruch wszystkich pociągów towarowych i pasażerskich i zorganizowano obstawę wojska i milicji. Przejazd trwał jakieś 10 sekund, a ja musiałem potem wracać do Czechowic na piechotę, bo nie miałem się jak stamtąd wydostać – opowiada ze śmiechem pan Kazuk.

Od Solidarności do wolności

1 października 1980 roku, po przejściu na emeryturę Józefa Durajczyka, pan Kazimierz objął funkcję naczelnika stacji Racibórz. Bardziej gorącego okresu już nie można było wybrać. Tworzenie niezależnych związków zawodowych, strajki, a szczególnie stan wojenny zapadły na długo w pamięć naczelnika. – Rano 13 grudnia przyjechali po mnie milicjanci, którzy chcieli się dostać do pomieszczeń zajmowanych przez związki zawodowe. Ponieważ nie miałem do nich kluczy, musiałem z nimi pojechać do przewodniczącego Solidarności Calabka i Stanisława Ziemniaka, przewodniczącego Związku Zawodowego Pracowników Kolei. Przeszukali ich pokoje i z Solidarności zgarnęli do worka wszystkie dokumenty. Udało mi się przed nimi schować jedynie zeszyt z pieniędzmi składkowymi członków związku – wspomina pan Kazuk, który na emeryturę przeszedł 31 czerwca 2001 roku, jako naczelnik sekcji eksploatacji. – Przez te wszystkie lata byłem świadkiem rozkwitu kolei, na której jednak zawsze odbijała się sytuacja polityczna w kraju. Pamiętam czasy, kiedy pociąg z Raciborza do Warszawy kursował codziennie, do Bogumina odchodziły cztery pociągi w ciągu dnia, a latem uruchamiano połączenia do Ełku i Białegostoku – tłumaczy naczelnik. Wspomina też przychodnię kolejową w Raciborzu i leki, które kolejarze dostawali w tamtejszej aptece za darmo. Mogli też korzystać z bezpłatnych przejazdów koleją, nawet na trasach międzynarodowych, wczasów kolejowych i sanatoriów. Raciborscy kolejarze mieli nawet swój ośrodek w nadmorskiej miejscowości Sianożęty. – Po roku 1990 pracowało się znacznie lepiej, ale z drugiej strony kolej już nigdy nie miała takiego znaczenia jak w latach 70. czy 80. Dziś najbardziej mi szkoda naszej lokomotywowni, dlatego nie zaglądam tam nigdy, bo wolę zachować dobre wspomnienia – podsumowuje Kazimierz Kazuk.

Katarzyna Gruchot