Czy na wojnie można zabijać? Wywiad z kapelanem wojskowym
Z ks. porucznikiem Mariuszem Gawłowskim, kapłanem diecezji opolskiej oddelegowanym do pracy w ordynariacie polowym, o jego posłudze duszpasterskiej – a przy okazji nieco o tzw. wojnie sprawiedliwej – koresponduje ks. Łukasz Libowski
Postanowiłem działać
- Mariuszu, od jakiegoś już czasu – od 2018 roku, jak czytam w internecie – jesteś duszpasterzem w wojsku polskim. To zacznijmy może od początku, a więc od opowieści o tym, jak do wojska trafiłeś. Bo zostałeś przecież wyświęcony dla diecezji opolskiej; toż bardzo dobrze znają Cię niektórzy raciborzanie, jako że pracowałeś u św. Jana Chrzciciela na Ostrogu.
- Zawsze powtarzam, że w życiu nie ma przypadków co do osób, które spotykamy, czy też sytuacji, w których się znajdujemy. Można powiedzieć, ze wszystko zaczęło się od mojego udziału w pielgrzymce wojskowej w roku 2006, na którą zabrała mnie moja siostra, która służyła jako żołnierz w 10. Brygadzie Logistycznej w Opolu. Na pielgrzymce poznałem ks. pułkownika Jerzego Niedzielskiego, jak ja pochodzącego z diecezji opolskiej, oraz ks. pułkownika Ireneusza Birusia (wtedy kleryka, a dziś, obecnie mojego proboszcza). W głowie gdzieś tam pojawiała się wówczas myśl o kapłaństwie, ale nie, żeby być kapelanem wojskowym. Te dwie wymienione postacie miały znaczący wpływ na podjęcie przeze mnie decyzji o wstąpieniu do seminarium.
Myśl o byciu kapelanem wojskowym zrodziła się przed święceniami kapłańskimi, kiedy w opolskiej katedrze odbywałem praktykę diakońską, a częstym gościem na plebanii był ks. Niedzielski, który co właśnie wrócił z misji z Afganistanu i opowiadał o posłudze kapelana wśród wojskowych czy też o odbytych misjach w różnych zakątkach świata oraz o specyfice duszpasterstwa polowego. Trzy lata spędzone w leśnickiej parafii były latami, gdzie ciągle powracała myśl o posłudze w ordynariacie polowym. Po tych trzech latach postanowiłem działać, ale też pytając Pana Boga, czy to jest Jego wola. Zdawałem sobie sprawę, że nie będzie to łatwe ze względu na brak kapłanów w naszej diecezji, ale po kilku wizytach u biskupa Andrzeja i odbytych trudnych rozmowach na konkretne argumenty ordynariusz opolski wyraził zgodę na odbycie przeze mnie kursu oficerskiego dla kapelanów.
Kursy oficerskie dla kapelanów odbywają się w Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu i trwają dwa miesiące. Po odbytym kursie oraz zdanym egzaminie oficerskim otrzymałem promocję na stopień podporucznika rezerwy i trafiłem jako wikary do parafii św. Jana Chrzciciela na Ostrogu w Raciborzu. Odbyty kurs oficerski był tylko dla mnie utwierdzeniem w przekonaniu, że to moja droga życiowa, że chcę realizować swoje powołanie w duszpasterstwie polowym. Po odbytej kolejnej rozmowie z biskupem Czają dostałem zgodę i zostałem oddelegowany jako ksiądz diecezji opolskiej do posługi w ordynariacie polowym. Pierwszą moją placówką w diecezji polowej była parafia św. Jana Pawła II w Warszawie – Wesołej, gdzie byłem kapelanem 1. Warszawskiej Brygady Pancernej. Po roku zostałem skierowany na misję, gdzie spędziłem osiem miesięcy z naszymi żołnierzami na Sycylii. Od dwóch lat jestem wikarym w parafii wojskowej w Warszawie – Rembertowie, gdzie pełnię także funkcję kapelana Akademii Sztuki Wojennej oraz 2. Regionalnej Bazy Logistycznej.
Wszystko zależy od ludzi
- Czym się różni posługa w parafii wojskowej od duszpasterstwa w parafii niewojskowej?
- Parafie wojskowe to tzw. parafie personalne, w których posługą duszpasterską są objęci żołnierze danych jednostek, członkowie rodzin wojskowych, a także emeryci wojskowi czy kombatanci. Kwestię tę reguluje kodeks prawa kanonicznego oraz statut ordynariatu polowego. Duszpasterstwo wojskowe ma swoją specyfikę. Oczywiście, są kapelani, którzy pełnią funkcję proboszcza czy wikarego i zajmują się typowym duszpasterstwem parafialnych: sprawują sakramenty, nabożeństwa, przygotowują dzieci rodzin wojskowych do Pierwszej Komunii Świętej czy bierzmowania. Niektórzy kapelani są wyznaczani na stanowiska kapelanów szpitalnych w szpitalach wojskowych, inni pełnią posługę na misjach wojskowych. W posługę kapelana wpisane są także wyjazdy poligonowe.
- A jak było na misji na Sycylii? Czego tam doświadczyłeś, co przeżyłeś?
- Od roku 2015 polscy żołnierze stacjonują we włosko-amerykańskiej bazie Sigonella w ramach misji Sophia/Irini, a głównym zadaniem jest podejmowanie działań przeciwko nielegalnemu handlowi ludźmi oraz nielegalnemu handlowi ropą. Mnie dane było spędzić osiem miesięcy na Sycylii, od października 2019 r. do maja 2020 r. Rola kapelana, jak w każdym kontyngencie wojskowym, to opieka duszpasterska i codzienna posługa polskim żołnierzom.
Podczas misji udało się nam nawiązać kontakt z Polonią w rejonie Katanii oraz Syrakuz i co dwa tygodnie były organizowane msze święte w języku polskim, a po mszach spędzaliśmy wspólnie czas z rodakami przy dobrej sycylijskiej kawie i nie tylko. 11 listopada delegacja naszego kontyngentu uczestniczyła w mszy świętej na wzgórzu Monte Cassino. Dwa razy udało się nam także zorganizować wyjazdy do Rzymu, gdzie uczestniczyliśmy w środowych audiencjach; po jednej z audiencji mogliśmy osobiście zamienić kilka słów z papieżem Franciszkiem, co było niespodzianką i wywarło na żołnierzach ogromne wrażenie. Spokojny charakter misji pozwalał nam także na wyjazdy poza bazę i podziwianie piękna sycylijskich miast i miasteczek.
Problem pojawił się, kiedy wybuchła pandemia i zostaliśmy zamknięci w bazie bez możliwości wyjazdu, no i z dala od domu; był to też szczególny czas dla naszych najbliższych, bo doskonale pamiętamy obrazy i informacje o najwyższej umieralności na COVID właśnie we Włoszech. Wtedy też została zamknięta kaplica, w której codziennie gromadziliśmy się na mszy, ale dowódca wydał zgodę na odprawianie Eucharystii w moim pokoju, co także przełożyło się na wyższą frekwencję. Wielką ulgę odczuliśmy wszyscy wspólnie, jak 1 czerwca wylądowaliśmy po ośmiu miesiącach na wojskowym lotnisku we Wrocławiu.
Misje tworzą ludzie i to, jaki klimat panuje na misji, to wszystko zależy od ludzi. Ja często wspominam ten wyjazd, bo był to niesamowity czas dla mnie, a serce rośnie, kiedy co jakiś czas któryś z moich żołnierzy z misji napisze do mnie SMS-a z pytaniem, co tam u naszego kapelana.
Wojna sprawiedliwa
- Mariuszu, bardzo mnie interesuje – a wiem, że nie tylko mnie (pan Wojciech Żołneczko z redakcji „Nowin Raciborskich”, człowiek, który zainspirował mnie do podjęcia korespondencji z Tobą, wyznał mi, iż też jest kwestii tej ciekaw) – jak żołnierze radzą sobie z łączeniem w sobie dwóch rzeczywistości, które wydają się zrazu niemożliwe do połączenia, wzajemnie się wykluczające, z łączeniem mianowicie rzeczywistości chrześcijaństwa i, jeśli zachodzi taka potrzeba, walki, bitwy czy wojny. Interesowałyby mnie, że tak powiem, dwa aspekty sprawy, tak aspekt praktyczny, jak teoretyczny, teologiczny. Jakie jest Twoje spojrzenie na ten temat?
- Istnieje takie pojęcie jak wojna sprawiedliwa. Są to działania wojenne prowadzone w celu obrony państwa, co za tym idzie – obrony obywateli. W świadomości żołnierza jest, że musi działać na przeciwnika, na agresora, bo za jego plecami są matki, żony czy dzieci. Weźmy przykład żołnierzy ukraińskich. Oni bronią swego kraju, a także swych matek, żon czy dzieci i ich przyszłości. Jest to doskonały przykład tzw. wojny sprawiedliwej, którą prowadzi Ukraina. Tzw. działania kinetyczne (zwrot używany w psychologii wojskowej), czyli zabicie wroga, jest zawsze rzeczą ostateczną.
Żołnierz musi być świadom powagi swojej służby i roli, jaką przyszło mu pełnić. Wojsko polskie, oprócz kilku bitew, nigdy nie było agresorem i tak jest do dziś. Nawet obecne działania naszych żołnierzy prowadzone w kraju czy na misjach są działaniami obronnymi. Ważna w tym wszystkim jest też rola kapelana. Jako kapelani prowadzimy zajęcia w swoich jednostkach, podkreślając rolę i znaczenie żołnierza, uświadamiając też, do jakich rzeczy są powołani i z jakimi sytuacjami mogą się spotkać podczas służby wojskowej. Dlatego nie każdy może i powinien być żołnierzem.
- Pojęcie wojny sprawiedliwej, po łacinie: bellum iustum – może dopowiem krótko, jeśli, Mariuszu, pozwolisz, żeby nie zostawiać naszych czytelników z samym tylko hasłem – znane jest od starożytności, najpierw tej niechrześcijańskiej (np. Cyceron), potem chrześcijańskiej (np. Augustyn z Hippony). Z czasem myśliciele chrześcijańscy (np. Rajmund z Penyafortu, Tomasz z Akwinu, Paweł Włodkowic) wypracowali całą teorię tzw. wojny sprawiedliwej (co, myślę, warte odnotowania, Włodkowic snuł swoje rozważania w kontekście wojen prowadzonych przez Polaków z krzyżakami), która funkcjonuje właściwie w teologii, oczywiście, odpowiednio zmodyfikowana, przystosowana do warunków współczesnych, aż po dziś dzień; zresztą, pozbawiona elementów religijnych, teoria ta funkcjonuje także poza teologią, w obrębie czy to etyki, czy filozofii prawa. To byłoby raz.
Dwa: chciałbym zwrócić uwagę na samą nawę odnośnej teorii. Po pierwsze, nie jest to teoria wojny sprawiedliwej, ale tzw. wojny sprawiedliwej, bo żadna wojna nigdy nie jest sprawiedliwa. I rzecz w tym miejscu wtóra: najnowszy katechizm Kościoła katolickiego z 1998 r. używa w ogóle innego sformułowania, precyzyjnego, o tradycyjnej koncepcji tzw. wojny sprawiedliwej tylko wspominając: „uprawniona obrona z użyciem siły militarnej” (legitima defensio vi militari).
Wreszcie nota ode mnie trzecia: wskazany katechizm w punkcie 2309. określa, że aby móc mówić o uprawnionej obronie z użyciem siły militarnej, potrzeba, żeby zachodziły jednocześnie cztery warunki (czy one zachodzą, decydować mają ci, „którzy ponoszą odpowiedzialność za dobro wspólne”), mianowicie: „(1) aby szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna; (2) aby wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne; (3) aby były uzasadnione warunki powodzenia; (4) aby użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć”; gdy chodzi o warunek czwarty, to katechizm dodaje: „W ocenie tego warunku należy uwzględnić potęgę współczesnych środków niszczenia”.
Rozłąka z rodziną
- Lecz wracajmy do naszej „rozmowy”: czy, Mariuszu, spotkałeś kogoś, kto nie dał rady dźwignąć brzemienia bycia żołnierzem?
- Nie spotkałem na swojej drodze osób, które zrezygnowały ze służby wojskowej np. przez światopogląd dotyczący przykazania „Nie zabijaj”. Ale znam osoby, które uczestniczyły w działaniach bojowych w Iraku czy w Afganistanie i przerwały służbę, ponieważ zmagały się ze stresem pobojowym (PTSD). Nie potrafiły dźwigać dalej obowiązku służby. Tacy żołnierze są objęci specjalną opieką. Ważna rola przypada w tym wypadku też kapelanowi, którego opieka dotyczy nie tylko żołnierza, ale i całej rodziny.
- Możesz dać jakąś charakterystykę owego stresu pobojowego? Jak jako kapelan żołnierzowi, którego taki stres dopada, pomagasz?
- To stany lękowe, ciągły stres, kiedy żołnierz uczestniczy w działaniach bojowych, że może zostać ostrzelany przez wroga, a nawet stracić życie. Mocnym bodźcem potęgującym ten stan jest rozłąka z rodziną. Skutkiem stresu bojowego może być zespół stresu pourazowego – to z kolei ciągłe wracanie myślami do wypadku, ostrzału, przypominanie sobie szczegółów tych wydarzeń. Mimo, że tego nie chcemy, że nie chcemy o tym myśleć, to i tak to ciągle powraca. Wtedy żołnierz wymaga już leczenia specjalistycznego, a rola kapelana to nie tylko opieka duchowna, ale często także organizowanie pomocy rodzinie.
- Czy w związku z sytuacją na Ukrainie w naszym wojsku, że tak to ujmę, coś się dzieje? – chcę, abyś to pytanie rozumiał bardzo szeroko. Czy na Twoją pracę pośród żołnierzy wydarzenia za naszą wschodnią granicą jakoś wpływają?
- Nie jestem obecnie kapelanem na jednostce wojskowej, ale w instytucjach wojskowych, a to trochę się różni, więc nie wiem, w jakim stopniu bojowe jednostki wojskowe działają co do całej tej sytuacji.
Komentarze
5 komentarzy
Kapelan: facet który ma wmawiać tłuszczy, że ginie w imię jakiś tam szczytnych ideałów kiedy walczy w interesie wąskiej grupy zwanej elitą.
Dać mu karabin niech idzie zabijać
A w Turzu rodzice nie mają gdzie oddać swojego dziecka bo przedszkole dopiero od 8 otwarte
Artykuł jest o wojnie a nie o aborcji. Poza tym chory człowiek nie jest gorszy od zdrowego i ma takie same prawa.
Jest wojna sprawiedliwa w której można zabijać a nie można dokonać aborcji nawet jeśli płód jest upośledzony. Czy to nie są sprzeczności?