Samochody też cierpią wskutek pandemii
Swoimi obserwacjami na temat zgłoszeń awarii samochodowych dzieli się z nami Piotr Prusicki doświadczony przedsiębiorca z branży motoryzacyjnej, z działającej już 25 lat na rynku firmy rodzinnej.
Okres pandemiczny zmienił zachowania kierowców, którzy nie korzystają ze swoich aut już tak często jak wcześniej. – Samochód postoi przez miesiąc na parkingu i zaczynają się problemy, jakich wcześniej nie było – zauważa pan Piotr.
Bateria nie lubi zimy
Na początek opowiada o kolejkach klientów, którzy przy pojawieniu się mrozów zgłosili się do warsztatu z rozładowanymi akumulatorami. – A przecież to były lekkie mrozy, w sumie tylko takie chłodniejsze dni. Tyle, że od marca zeszłego roku pojazdy były mało użytkowane. A jak auto stoi po 2 – 3 tygodnie to bateria się rozładowuje. Nie odbywa się jej doładowanie na trasie. Zalała nas fala zgłoszeń o wymianę akumulatora – uśmiecha się ekspert. Żywotność samochodowej baterii sięga 4 – 5 lat, a jej żywotność warunkuje styl jazdy, jaki prezentuje właściciel auta.
To tak jak ze schorowanym człowiekiem, który przeleżał w łóżku parę tygodni i nagle ktoś każe mu wbiec na czwarte piętro. Taki wymóg zaskutkuje zawałem. Akumulator rozładowuje się, jak każda bateria, a wystawiony na mrozie szybciej traci swoje wartości – podkreśla P. Prusicki. Pamięta jak w przeszłości zaradni kierowcy wykręcali akumulator z samochodu, żeby go podładować w domu. – Te czasy minęły, bo dziś samochody są tak skonstruowane, że wyjęcie baterii może spowodować, że bez pomocy specjalisty już nie odpalimy pojazdu – kwituje nasz rozmówca.
Sadza zapycha filtry
Rzadsze korzystanie z samochodu z silnikiem diesla powoduje problem z DPF-em czyli filtrem cząstek stałych. – Dochodzi do jego zapychania. Dieslem trzeba jeździć, od czasu do czasu na dalszej trasie z większą prędkością. Muszą być wyższe obroty, aby w wysokiej temperaturze wypaliła się sadza – tłumaczy pan Piotr. Zgłaszają się doń klienci, którzy przestali wyjeżdżać w weekendy, by wypocząć w górach czy gdzieś dalej. – Pracę mają zdalną, samochodem podjeżdżają najwyżej po zakupy. Potem świeci kontrolka informująca, że DPF jest zapchany – rozkłada ręce szef serwisu u Prusickich. O ile podładowanie akumulatora czy jego wymiana to czynność mniej kosztowna i czasochłonna, o tyle na wyczyszczenie filtra w dieslu trzeba przeznaczyć więcej pieniędzy i czasu. – To już większy wydatek. DPF trzeba wyjąć i wyczyścić w specjalnej maszynie. Ten proces trwa, tego się nie da zrobić w 20 minut – wyjaśnia ekspert.
Zapomniana wymiana
W znanej na lokalnym rynku oponiarskim firmie Prusickich nie odnotowano za to problemów z kołami, związanymi z dłuższą bezczynnością pojazdów. – One by się pojawiły, gdyby samochód naprawdę wyjątkowo długo stał. Tak jest na przykład z kamperami, używanymi raz na pół roku lub rzadziej. Do nich stosuje się specjalne ogumienie, żeby nieużytkowane koła się nie odkształciły. W przypadku osobówek wystarczy wóz przetoczyć o jakieś pół metra co jakiś czas i problemu nie ma – tłumaczy P. Prusicki. Znamienne, że w pandemicznym czasie niektórzy kierowcy stracili rachubę czasu i zapomnieli o wymianie opon. – Orientowali się przed wyjazdem na wakacje, na długie trasy, że mają jeszcze zimówki. Na szczęście między zimą a wakacjami niewiele jeździli, więc te opony się nie zużyły w letnich warunkach – mówi przedsiębiorca.
Ozon – obiekt zainteresowania
W dobie pandemii w warsztacie, który oferuje m.in. serwis klimatyzacji, wzrosło zainteresowanie usługą ozonowania. – Choć mamy ją od dawna, to właśnie teraz pojawiało się więcej klientów wybierających ją poza regularnym doładowaniem klimy. Mówią, że ma to związek z sytuacją pandemiczną, chcieliby czuć się bezpiecznie w samochodzie. Widać to np. w obsłudze aut flotowych, gdzie firmy wskazują na wybór tej opcji – informuje P. Prusicki. Ozonowanie kosztuje 30 zł, do czego dochodzi jeszcze wymiana filtra kabinowego (w zależności od modelu samochodu od 30 do 150 zł).