Piotr Kuczera: Mam małe pole manewru
Trudne decyzje to takie, które rządzący chce ukryć przed mieszkańcami – twierdzi Piotr Kuczera, prezydent Rybnika. Opowiada również o zagrożeniach dla budżetu, ale i o planach rozwoju miasta.
Marek Pietras: Podczas pierwszych wystąpień – jako prezydent, wskazywał pan na zagrożenia dla budżetu miasta, który, co często pan powtarza, przygotował Adam Fudali. Czy mieszkańcy nadal muszą się obawiać o finanse Rybnika?
Piotr Kuczera: Te zagrożenia, które przedstawiłem podczas debaty nad budżetem nadal istnieją.
Przypomnijmy, że chodzi m.in. o zwrot podatku od wyrobisk górniczych, czy nierozliczone inwestycje takie jak kanalizacja, remonty ulic Wodzisławskiej i Żorskiej.
Jeżeli chodzi o podatek od wyrobisk górniczych, nie ma jeszcze żadnych wiążących decyzji w tej sprawie. Stowarzyszenie Gmin Górniczych, którego jesteśmy członkiem, robi wszystko, aby tę sytuację wyjaśnić. Oczywiście, że potencjalna konieczność zwrotu podatku, byłaby dla nas problemem, ale nie aż tak dużym jak dla innych gmin – u nas chodzi o kwotę ok. 16 mln zł. Na pewno chcielibyśmy, aby prawo, rozporządzenia tworzone na poziomie państwa, były jasne i klarowne. Bo dzisiaj nie do końca wiemy, jak podatek od wyrobisk górniczych obliczać. Już same pojęcie –wyrobisko górnicze – nie do końca jest sprecyzowane.
A co z nierozliczonymi inwestycjami?
Postępowania cały czas toczą się w sądach. Czekamy na ostateczne decyzje. Niestety, sądy nie są zbyt rychliwe.
Czyli na dziś nic nie wiadomo?
Zakończyła się sprawa z fundacją Signum Magnum. W pierwszej instancji sąd nakazał, że Miasto musi wypłacić fundacji ok. 700 tys. odszkodowania. Czekamy teraz na pisemne uzasadnienie wyroku. Od opinii prawników, zależy czy będziemy się odwoływać. To sprawa, która ciągnie się już od wielu lat. Chodzi o fundację, która miała pomagać młodzieży. Mój poprzednik wypowiedział tę umowę. Signum Magnum utrzymywała jednak, że poczyniła już inwestycje, które moi poprzednicy kwestionowali. W 2012 były przeprowadzone negocjacje, które nic nie dały i sprawa ostatecznie trafiła do sądu.
Wróćmy jeszcze na chwilę do podatku od wyrobisk górniczych. Uważa pan, że mamy tutaj do czynienia z błędem urzędników czy raczej z problemem rozbieżności w interpretowaniu prawa?
Zdecydowanie z tym drugim. Do końca nie wiemy, co jest infrastrukturą górniczą, co możemy opodatkować. Gdyby było to precyzyjnie określone, nie mielibyśmy problemu. Nie ma jasnych definicji i stąd konflikt. Podmioty ściągające podatki będą chciały, aby ta definicja była jak najbardziej rozszerzona, spółki węglowe odwrotnie.
A w czym tkwi problem z rozliczeniem inwestycji pt. kanalizacja czy remont ul. Wodzisławskiej? Chodzi o przekroczone terminy?
To jeden z problemów. Sprawa wygląda tak, że do każdej faktury, instytucja kontrolująca może wnieść prośbę o wyjaśnienia. Stawia pytania i czeka na odpowiedzi, a to trwa. Wymieniamy się więc pismami.
Załóżmy, że rozstrzygnięcia sądowe nie będą korzystne dla Miasta. Skąd wziąć pieniądze, aby pokryć potencjalne roszczenia?
Na pewno będzie trzeba pójść z tym na sesję rady miasta i szukać przesunięć w ramach budżetu. Te kwoty nie załamią budżetu, ale wykluczą pewne inwestycje. Jeszcze raz powtórzę, wszyscy oczekujemy, żeby prawodawstwo było jasne. Problem ten był zgłaszany władzom wojewódzkim i państwowym. Być może jakimś rozwiązaniem będzie „Program dla Śląska”, który miał być opublikowany do końca marca, a cały czas go nie ma.
Ostatnio sporo czasu spędza pan w dzielnicach. Jest pan zadowolony z tych wizyt?
Kiedy popatrzy się na liczbę mieszkańców i tych, którzy przychodzą chociażby na wybory do rad dzielnic, to trudno być zadowolonym. Życie społeczne, samorządowe domaga się cały czas większej aktywności mieszkańców. Są też jednak rzeczy pozytywne. Zauważam, że dochodzi do pewnej zmiany pokoleniowej. W radach pojawiają się młodzi ludzie, którzy chcą działać społecznie. To cieszy. Warto tutaj zaznaczyć, że nie jest trudno zdefiniować jakiś problem w dzielnicy, trudniej zaangażować się w jego rozwiązanie. A często mieszkańcy kończą swą aktywność na tym pierwszym elemencie. Sam szukam odpowiedzi, dlaczego tak mało osób angażuje się w życie społeczne. W moim odczuciu większym problemem od braku czasu, jest po prostu obojętność.
Chyba najgłośniejszą sprawą, którą musiał pan, nazwijmy to – nadzorować i tłumaczyć dotyczy Grupy PRC i jej działalności związanej z urzędem miasta w latach poprzednich.
Otrzymałem raport komisji etyki. Poza tym czekam na zakończenie postępowań prowadzonych przez CBA i prokuraturę. Komisja etyki nie stwierdziła rażących nieprawidłowości i przypadków złamania prawa. Na pewno będziemy zmieniać regulamin, jeżeli chodzi o zamówienia publiczne, zgodnie z zaleceniami audytu i komisji. Co do spraw personalnych, decyzję podejmę po zakończeniu dochodzeń.
Komisja etyki do niczego się nie przyczepiła?
W raporcie nie ma żadnych rewelacji. Ogólna myśl jest taka, że z punktu widzenia procedur doszło do drobnych niedociągnięć. Te opinie są zbieżne z audytem, który był przeprowadzony wcześniej. Problemem był fakt, że naczelnik wydziału promocji – Krzysztof Jaroch łączył trzy funkcje. Był naczelnikiem wydziału, asystentem prezydenta i osobą nadzorującą rzecznika prasowego. To powodowało pewne zamieszanie. Całościową analizą zajmiemy się jednak po zakończeniu działań CBA i prokuratury.
Z perspektywy tych kilku miesięcy, czy rządzenie Rybnikiem to trudna praca?
Nie lubię słowa rządzenie. Wolę zarządzanie. Wracając do pytania, nie twierdzę, że to jest jakaś bardzo trudna praca. Bardziej chodzi o odpowiedzialność. Jedna decyzja powoduje lawinę, którą trudno potem zatrzymać. Prawda jest taka, że najlepiej czuję się w realnym działaniu. Ostatnio np. zobaczyłem plan przebudowy ul. Saint Vallier i usłyszałem, że trzeba wyciąć wszystkie drzewa. Nie zgadzałem się z tym i plany udało się zmienić. Tego typu zarządzanie bardzo mi odpowiada. Jest też cała masa pracy papierkowej, do czego będę się musiał przyzwyczaić. Cieszę się, że zespół został już skompletowany, wgryza się w problemy. Można powiedzieć, że wszyscy uczymy się miasta. W urzędzie pracuje wielu doświadczonych urzędników, ale to powoduje, że jest też pewnego rodzaju rutyna. Wielu musi się przyzwyczaić do stylu nowego prezydenta.
A jaki to styl?
Na pewno nie będzie to prezydentura prowadzona zza biurka. Lubię poznać problem, zobaczyć o co chodzi. Dlatego staram się zintensyfikować spotkania z mieszkańcami. Stąd moje częste wizyty w dzielnicach. A w samym urzędzie – ważna jest dobra atmosfera. Wtedy łatwiej rozwiązuje się potencjalne problemy.
Jest pan zadowolony z rady miasta?
Liczę na silne poczucie samorządności naszych radnych. Ważna jest praca ponad podziałami, często tymi tworzonymi w Warszawie. My musimy się pochylać nad problemami lokalnymi. Chcę poznać opinię radnych np. w sprawie remontu kopalni Ignacy, ożywienia naszego „rybnickiego morza”, modelu finansowania „Juliusza” czy chociażby inwestycji związanej z budową drogi Pszczyna – Racibórz. To dla nas są istotne tematy. Miasto musi mieć plan rozwoju na co najmniej 4 lata. I na tym powinna się skupiać rada miasta.
Jaka jest najtrudniejsza decyzja, jaką pan do tej pory podjął?
Sytuacja jest specyficzna, bo działam na budżecie stworzonym przez mojego poprzednika. Tak naprawdę, pole manewru mam niewielkie. Były np. pytania i wątpliwości co do organizacji koncertu, czy ma to być w tej skali, jak w poprzednich latach. I takich spraw zastanych jest wiele. W moim przekonaniu, podejmowanie żadnych decyzji nie powinno być dla prezydenta trudne. Bo trudne decyzje to takie, które rządzący chce ukryć przed mieszkańcami. A to jest zły model rządzenia. Moim zdaniem, im więcej jawności, tym lepiej.
Ludzie:
Adam Fudali
Były prezydent i były przewodniczący Rady Miasta Rybnika
Piotr Kuczera Rybnik
Prezydent Rybnika