- Tak się złożyło, że stan wojenny zbiegł się z moimi pierwszymi dorosłymi latami po zamieszkaniu w Raciborzu. Śnieg i srogie mrozy tamtej zimy potęgowały jeszcze poczucie opresji i bezsilności - wspomina czasy stanu wojennego Marek Rapnicki.
To była niedziela. Koło ósmej rano usłyszeliśmy pukanie. Otworzyłem drzwi, a na słomiance stał kolega z pracy z butelką mleka w ręku (wtedy jeszcze korzystało się z usług roznosicieli mleka) i na moje zdumione spojrzenie odpowiedział: - Panie Marku, wojna! I po chwili: - Niech pan włączy telewizor! Z ekranu w kółko przemawiał gen. Jaruzelski. Po kilku chwilach wszystko stało się jasne.
Dolegliwości stanu wojennego przychodziły stopniowo – godzina policyjna, puste półki, żywność na kartki, milczące telefony, legitymowanie na ulicach i w autobusach, zakaz przemieszczania się, rosnąca nieufność, obawa o bliskich – ale od początku towarzyszyła, myślę, że nie tylko mnie, dojmująco gorzka świadomość, że oto naród po raz kolejny został przez władze komunistyczne o s z u k a n y ! Podeptano porozumienia gdańskie, co więcej, rychło okazało się, że PZPR knuła i przygotowywała się do przewrotu praktycznie od początku istnienia „Solidarności”.
Zaczęły dochodzić przerażające wieści o pacyfikacji kopalń w Katowicach i Jastrzębiu, o pierwszych ofiarach śmiertelnych z „Wujka”; mnie szczególnie dotykała wiadomość o zdobyciu przez czołgi i ZOMO strajkującego WSK w Świdniku, w którym mieszkały nasze rodziny. Aresztowany został pochodzący z Turza pod Raciborzem dyrektor zakładu Jan Czogała, który pozostał ze strajkującą załogą tego zbrojeniowego zakładu.
Tak się złożyło, że stan wojenny zbiegł się z moimi pierwszymi dorosłymi latami po zamieszkaniu w Raciborzu. Śnieg i srogie mrozy tamtej zimy potęgowały jeszcze poczucie opresji i bezsilności. Pociechę dawała wspólnota wiary: raz w miesiącu, w farze u ks. Pieczki odprawiano mszę za Ojczyznę; kończyła się gromkim „Boże, coś Polskę”, śpiewałem, stojąc w starych oficerkach ojca z ręką uniesioną w geście „V”. Tych ramion podniesionych wysoko było w Raciborzu kilka, może kilkanaście… Wyrzucano z pracy najlepszych (i jednocześnie najdzielniejszych) nauczycieli, znaliśmy listę kilkunastu internowanych z raciborskich zakładów; w muzeum, gdzie wówczas pracowałem, od czasu do czasu pojawiał się oficer SB, któremu nasza instytucja zaczęła „podlegać”…
Dziś, kiedy wspominam tamten czas, wyobrażam sobie szklarnię pełną pięknych i różnorodnych, pnących się do światła roślin (tzw. karnawał „Solidarności”), które nagle w jednej chwili zostały brutalnie i podstępnie zmrożone i pozbawione słońca. Soldateska Jaruzelskiego (junta juje – jak mawiali wtedy Polacy) zatrzymała Polskę w rozwoju, odgrodziła ją od wolnego świata, a społeczeństwu na długie lata odebrała nadzieję na zmiany. Niestety, myślę z goryczą także o tym, że w Brukseli Rzeczpospolitą, jak się mawia – wolną Polskę, reprezentują dziś, z woli G.Schetyny z PO, tacy spadkobiercy gen. Jaruzelskiego jak Miller, Cimoszewicz, Belka czy Rosati.
Marek Rapnicki
Zobacz również:
Komentarze
3 komentarze
Minęło 40 lat i za Solidarność dalej kopią nas w cztery litery , wujowie różnego pokroju
Rechot historii i naiwność że oni to nasi bracia
Panie Marku, też pamiętam te czasy i ten zimowy dzień. Mam pytanie, czemu Pan w pewnym momencie przeszedł na tamtą stronę? Czemu przeszedł Pan na stronę Schetyny i jemu podobnych? Czy pamięta Pan jeszcze Leszka???