Ekologia w branży kotłów węglowych to głównie chwyt marketingowy — czemu pozwala się na jego stosowanie i żerowanie na naiwności klientów? Czemu producenci tak zabiegają o certyfikaty ekologiczne dla swoich wyrobów? To proste: dla dotacji. Gminne programy ograniczania niskiej emisji oferują dopłaty do wymiany kotłów węglowych, ale tylko w przypadku modeli posiadających certyfikat bezpieczeństwa ekologicznego. Co to za certyfikat? Wydają go akredytowane laboratoria, a stwierdzają w nim co następuje: ten oto kocioł został przetestowany z użyciem takiego paliwa i w trakcie pracy z 90–110% mocy nominalnej zmieścił się w takich oto normach emisji syfu. Ile wart jest ten certyfikat? NIC. On stwierdza tylko najlepszy przypadek — że ten kocioł przy sprzyjających warunkach laboratoryjnych, pracując z pełną mocą spełnia określone normy. Co z tego, skoro w realnej eksploatacji kocioł przeważnie pracuje w najgorszy możliwy sposób? Ale tego wariantu nikt nie bada, bo wyniki takich badań odstraszyłyby klientów. Jaki jest tego wszystkiego efekt? Ktoś złomuje stary kocioł i idzie po dotację. Bierze pierwszy lepszy kocioł z hipermarketu, który posiada wymagany certyfikat. Urząd zadowolony, bo na papierku pozbyto się jednego kopciucha zastępując go “ekologicznym” kotłem. Klient zadowolony, bo dostał nowy kocioł za ułamek ceny. Producent zadowolony, bo sprzedał wyrób. I tylko nikt nie zauważa, że z komina dalej wali taki sam dym, jak walił ze starego kotła. Więcej: http://czysteogrzewanie.pl/2013/10/jak-sie-ma-wegiel-do-ekologii/
Napisany przez Spec, 03.03.2016 16:07
Najnowsze komentarze