środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Kolejny raz odkopują trudną historię o niemieckich obozach w Rydułtowach

21.11.2023 00:00 red.

RYDUŁTOWY W Rydułtowskim Centrum Kultury odbyła się premiera publikacji „129 dni – podobóz Charlottegrube. Niemieckie zbrodnie w Rydułtowach”, w której szeroko opisano działające w latach 1942 – 1945 niemieckie obozy koncentracyjne w Rydułtowach.

Jak pisaliśmy w ostatnim numerze, przygotowana książka była dalszym krokiem, po spektaklu „92 dni” Teatru SAFO sprzed kilku lat. Spektakl opierał się na wspomnieniach mieszkańców, na temat działających w Rydułtowach małych obozów koncentracyjnych, w tym dwóch filii obozu Auschwitz – Birkenau. W obozach tych ulokowano więźniów, których kierowano do pracy przymusowej w kopalni oraz innych zakładach. – Pomysł ten powstał po licznych rozmowach z Kasią (Katarzyną Chwałek – Bednarczyk – red.), bo ogromne wrażenie na mnie zrobił spektakl. Trzeba było coś z tym zrobić i w zasadzie tak się to potoczyło – mówiła Marta Guzina ze Stowarzyszenia Radoszowik podczas spotkania promującego publikację. Autorzy opierali się m.in. na informacjach zawartych w artykule naukowym Andrzeja Strzeleckiego „Podobóz Charlottegrube w Rydułtowach” , wydanym w „Zeszytach oświęcimskich” w 1975 roku, ale nie tylko, bo spędzili wiele godzin w archiwum Auschwitz – Birkenau i nagraniach rozmów ze świadkami. Jak podkreślają twórcy, wiedza na temat obozów w Rydułtowach znacząco się poszerzyła od czasu tworzenia spektaklu, stąd także nazwa książki – 129 dni, bo według nowych wyliczeń obóz funkcjonował nie 92, a właśnie 129 dni.

Pięć małych placówek

Gdzie znajdowały się obozy? – Pierwszy obóz znajdował się nieopodal dzisiejszej Fikołkowni RAFA, obecnie jest tam skład złomu. Nie ma po nim dziś żadnego śladu. Była to dla mnie nowa informacja. Następnie więźniów trzymano również w byłym internacie szkoły górniczej. Trzeci obóz Annarampe był w miejscu, gdzie styka się ulica Ofiar Terroru i Mickiewicza. Znajduje się tam mały pomnik. W miejscu, gdzie kiedyś stały baraki, dzisiaj stoją bloki. Dobrze zwizualizował to Damian Machnik, nakładając na obecne zdjęcie satelitarne niemieckie plany z tamtego okresu. Dzisiaj niewielu ma świadomość, że mieszka w miejscu, gdzie kiedyś stały baraki obozowe. Trudno zmierzyć się z czymś takim. Czwarty obóz znajdował się na tzw. Berlinie, przy ulicy prowadzącej do Radoszów. Piąty obóz umiejscowiono natomiast przy ul. Bohaterów Warszawy, obok cegielni – wyjaśnił dr Jan Krajczok. Już podczas spotkania jeden z mieszkańców wspominał, że tuż obok bloków znajdowały się pozostałości po baraku – fundamenty. Twórcy zapowiedzieli więc skorygowanie grafik, w celu dokładnego dopasowania dzisiejszych zdjęć oraz niemieckich planów. – Dlatego właśnie się spotkaliśmy, bo tak naprawdę, publikacją jest na razie w formie PDF i będziemy robić wszystko, aby ją wydrukować. Do tego czasu jednak możemy nanosić zmiany i modyfikacje, aby uzyskała ostateczną formę – zapowiedziała Katarzyna Chwałek – Bednarczyk. – Kiedy przygotowywaliśmy spektakl, byliśmy tam z Marleną Kolarczyk i wtedy istniały jeszcze te fundamenty. Dzisiaj już ich nie ma, bo powstał tam nowy parking – wyjaśniła dyrektor RCK.

Dr Jan Krajczok zapowiedział natomiast rozwinięcie tematu obozu i więźniów pod kątem regionu, w tym miejscowości, przez których przechodzili pędzeni więźniowie po likwidacji obozu.

Więźniowie i strażnicy z różnych stron

Co ciekawe, wśród więźniów w Rydułtowach byli przedstawiciele różnych państw. Byli m.in. Czesi i… Żydzi z greckiej wyspy Rodos. Ci, nieprzyzwyczajeni do naszego surowego klimatu, byli wspominani jako najsłabsi. – To paradoks, że państwa, które kolaborowały z Niemcami, chroniły Żydów. Podobnie, jak Cyganów. Tutaj byli mieszkańcy Rodos – mówił dr Jan Krajczok. – W relacji jednego z więźniów pojawiła się wzmianka, że byli to więźniowie, którzy najszybciej zmarli, bo nie byli przyzwyczajeni do naszego klimatu – wspomina Katarzyna Chwałek – Bednarczyk. W Rydułtowach znaleźli się także więźniowie radzieccy, którzy wraz z innymi robotnikami przymusowymi budowali obóz Annarampe. Wśród strażników byli natomiast nie tylko Niemcy. Kilku ze strażników było Ukraińcami, którzy wspominani są jako najokrutniejsi. – Najbardziej się pastwili. Tak są wspominani przez więźniów. Opisywano ich, że mieli mnóstwo zegarków, nie na rękach, ale schowanych. Przychodzili w pierścionkach – stwierdza K. Chwałek – Bednarczyk. Wśród tzw. kapo najbrutalniejsi byli, co stwierdzono w relacjach, Żydzi. – Mieli nóż na gardle, ale byli bardzo brutalni. Byli też kapo żydowscy, którzy byli zwolennikami komunizmu, także byli traktowani bardzo źle przez Niemców. Kapo wywodzili się spośród więźniów. Zdarzało się też, że nasi lokalni pracownicy dozoru górniczego bili więźniów, jednak zazwyczaj zwykli górnicy nie pozwalali na to, aby kapo czy nadzorcy bili Żydów czy innych więźniów. Przez jakiś czas dyrektorem kopalni był Niemiec Fritz, który był porządnym człowiekiem. Wierzył, że obozy służą pracy przymusowej, a nie eksterminacji, więc nie pozwalał bić więźniów na terenie zakładu – zapewnia dr Krajczok.

Więcej o niemieckich obozach koncentracyjnych w Rydułtowach znaleźć można w publikacji „129 dni”, dostępnej m.in. na stronie Urzędu Miasta Rydułtowy i Rydułtowskiego Centrum Kultury.

Publikację można pobrać i przeczytać także w naszym portalu Nowiny.pl. Fragmenty książki będziemy publikować również na łamach Nowin Wodzisławskich.

Szymon Kamczyk

  • Numer: 47 (1200)
  • Data wydania: 21.11.23
Czytaj e-gazetę