Transformacja owszem, ale małymi krokami – mówi Piotr Urbańczyk z Lewicy
O godzeniu górnictwa i „zielonej polityki”, propozycjach dla rolników, polityce społecznej, a także oczekiwaniach wyborczych rozmawiamy z Piotrem Urbańczykiem, który jest liderem listy Lewicy do sejmu w okręgu 30.
Szymon Kamczyk. – Najpierw chcę zapytać o oczekiwania. Patrząc na sondaż po Marszu Miliona Serc w Warszawie, wynik Lewicy oscylowałby wokół 10,2 proc. Czy pana zdaniem w naszym okręgu wynik waszego ugrupowania może być wyższy?
Piotr Urbańczyk. – Myślę, że te sondaże nieco zaniżają realne wyniki. W naszym okręgu Lewica zawsze miała dwucyfrowy wynik, zazwyczaj ponad 12 proc. Po naszych spotkaniach z wyborcami uważam, że możemy osiągnąć od 12 do nawet 14 procent głosów. Po tym marszu widzieliśmy, że Lewica była, jest i będzie z ludźmi, więc w parlamencie też będzie widoczna.
– Czy na przedstawicieli Lewicy pana zdaniem głosować będzie głównie twardy elektorat, czy liczycie też na młodych, którzy bardzo często prezentują lewicowe poglądy?
– Bardzo wielu młodych ludzi stwierdziło, że program Lewicy, który zawiera m.in. tanie mieszkania na wynajem, urlop chorobowy płatny sto procent, bezpłatne leki dla seniorów, jest bardzo dobry. Czy program 800+ jest dobry? Uważam, że tak, natomiast nam, jako Lewicy brakuje tam wielu elementów, jak wspomniany urlop chorobowy czy mieszkania dostępne dla młodych rodzin. 800+ to dawanie ryby, zamiast wędki. Rządzący dają pieniądz, który mógłby być wykorzystany znacznie lepiej. Młodzi ludzie nie będą myśleć o dzieciach, jeśli kobieta nie będzie miała zapewnionej możliwości powrotu do pracy po urlopie macierzyńskim, jeśli żłobek i przedszkole nie będą darmowe i ogólnodostępne. W Czechach takie rozwiązania się udały, dlaczego tak nie może być u nas? Młodzi widzą, że nasze propozycje są dobre i rozwiązują ich problemy.
– Pochodzi pan z Jastrzębia-Zdroju?
– Konkretnie z Jastrzębia Górnego, z dziada pradziada. Moja rodzina mieszka na Śląsku od 400 lat, co mam ujęte w drzewie genealogicznym. Mój ojciec budował kopalnie.
– Patrząc na nasze śląskie sprawy, muszę zapytać o jedno. Wywodzi się pan z branży górniczej, ale Lewicy chyba nie po drodze z węglem. Czy to się da pogodzić?
– Musimy rozdzielić dwa aspekty. Czym innym jest węgiel energetyczny – kamienny na potrzeby ogrzewania, a czym innym węgiel koksujący, będący surowcem strategicznym w Unii Europejskiej. Rzadko rozdzielają to nasi rządzący, a to jest podstawa. Nie wyobrażam sobie kraju, który dzisiaj jest uzależniony od węgla koksującego, który wykorzystywany jest do produkcji stali, a przez to wpływa na cały przemysł budowlany i energetyczny. W kwestii węgla kamiennego zgadzam się, że powoli powinniśmy od niego odchodzić, ale podkreślam, powoli! Dlatego, że musimy dać ludziom alternatywę. Nie możemy dopuścić do tego, co stało się w centralnej części Śląska, gdzie ludzie zostali postawieni przed likwidacją kopalń i nieraz dochodziło do ludzkich dramatów. To transformacja na 20 – 30 lat. Najpierw trzeba wybudować elektrownie atomowe i rozwinąć energię ze źródeł odnawialnych, a później możemy zająć się transformacją kopalń węgla kamiennego. Węgiel koksujący natomiast będzie wydobywany bardzo długo. JSW wdrożyła wiele innowacji, aby emisja CO2 była jak najmniejsza. Zakład przeróbczy jest niezwykle zmodernizowany, najlepszy w Europie. Dlatego nie niszczymy środowiska. Trzeba pamiętać, że na Śląsku z węgla żyją nie tylko górnicy, ale całe ich otoczenie. Górnik zarobione pieniądze zostawia u fryzjera, w sklepie, w kawiarni. Przy kopalniach funkcjonuje przecież wiele zakładów pracy. My patrzymy na to holistycznie, ale z rozdziałem na kopalnie strategiczne dla rozwoju przemysłu, a także kopalnie węgla energetycznego. Z moich ust nigdy nie padnie słowo „zamknąć”. Transformacja powinna odbywać się przez ewolucję, a nie rewolucję. Popatrzmy na niedawną dyrektywę metanową UE. Dyrektywa ta wręcz uniemożliwiała funkcjonowanie polskich kopalń, a dzięki temu, że została zablokowana w tym rygorystycznym kształcie przez Łukasza Kohuta, europosła Lewicy, nasze górnictwo może funkcjonować dalej. PiS przytaknąłby tej dyrektywie, likwidując górnictwo w białych rękawiczkach.
– Mam też pytanie programowe, które pojawia się wśród rolników, bo mimo propozycji dla tej grupy, wielu pamięta zapowiedzi Lewicy, że wszyscy powinniśmy zrezygnować z jedzenia mięsa. Ten wegański spór nadal jest obecny. Jak pan na to patrzy?
– Zdecydowanie musimy mieć na uwadze kwestie klimatyczne, bo to o nie rozbija się ten spór. Nie mniej jednak, nie jest celem Lewicy, aby całkowicie zakazać jedzenia mięsa. Na pewno część polityków chciałaby takich rozwiązań, jednak mamy różne spojrzenia. My jako Lewica szanujemy pracę rolników, bo bez rolnictwa nie byłoby nas wszystkich. Wszyscy korzystamy z ich pracy. Są oczywiście wśród nas wegetarianie i weganie, ale też są tacy, którzy z natury lubią mięso, a ja szczególnie. Nie mam się jednak czego wstydzić, bo różne są gusta. Zapewniam jednak, że naszym celem jest to, aby rolnictwo wróciło na normalne tory i dobrze się rozwijało.
– Po co przede wszystkim idzie pan do sejmu?
– Najważniejszym postulatem dla mnie jest utrzymanie miejsc pracy w kraju i przede wszystkim w moim okręgu. Oczywiście mam tu na myśli przede wszystkim branżę górniczą, a co za tym idzie wiele innych zakładów pracy. Ale też nie wyobrażam sobie, żeby dbać tylko o Śląsk, ale nie dbać o Pomorze, bo trzeba patrzeć solidarnie. Zgadzam się, że idziemy z postępem, ale tak, jak powiedziałem, delikatnie, metodą małych kroków.
Najnowsze komentarze