środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Wielu nie ma pojęcia, ile trzeba się nabiegać, by wyszło coś dobrego

04.04.2023 00:00 sub

O teatrze, polityce, równości i pieniądzach rozmawiamy z Zofią Bornikowską, jedną z założycielek Clas’sic Ballanga Teatr, współinicjatorką Wodzisławskiego Marszu Równości, promotorką sztuki ulicznej i dobrego widowiska poprzez Festiwal Kuglarzy oraz Wodzisławską Noc Teatrów.

Szymon Kamczyk. – Pierwszym widowiskiem w tym roku była Makabryczna Szopka Noworoczna. We wnętrzach Pałacu Dietrichsteinów Wasza groteska dobrze się przyjęła?

Zofia Bornikowska. – W tym roku wyjątkowo wystąpiliśmy w innym miejscu, bo zawsze graliśmy Pod Arkadami, dla kameralnej publiczności. Lubię, gdy gramy dla osób przy stoliku obok, w kawiarnianej atmosferze. Nasza Szopka ma za zadanie ośmieszyć ludzkie wady i bardzo pasuje nam ta konwencja. Tym razem jednak ze względu na zaplanowaną w naszym stałym lokalu imprezę, szukaliśmy na szybko innego miejsca. I tak udało się wystawić naszą Szopkę w Pałacu Dietrichsteinów. Baliśmy się tego nowego miejsca, ale myślę, że tamtejsza scena sprawdziła się również w tych krótkich rewiowych formach, czyli piosenkach i skeczach. Mam w grupie same gwiazdy, a właśnie takie kabaretowe numery są idealne, aby każdy się wykazał.

– Czy podobne, krótkie formy, powtórzycie w tym roku?

– Aktorzy są wiele lat na scenie, a na razie tylko mój mąż, Witold Bornikowski miał swój benefis. Teraz czas na benefisy innych, ale nie mówimy na razie o terminach, bo ruszyliśmy z kolejną sztuką. To nas bardzo absorbuje. To nowa rzecz, mamy na nią pomysł. Skracamy tekst, bo nie chodzi o to, aby wystawić kropka w kropkę to, co napisał dramaturg. Opieramy się jednak zawsze na literaturze.

– Cóż to będzie?

– Bierzemy na warsztat sztukę Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Nie miałam do tej pory okazji tworzyć spektaklu w oparciu o warsztaty dramowe, ani też całkowicie improwizowanego. Zawsze posługujemy się tekstem literackim. Mamy bzika na punkcie Witkacego, dzięki któremu też odkryłam Pawlikowską-Jasnorzewską. Rozczytywałam się we wszystkich wątkach, które dotyczą kobiet Witkacego i tak ją znalazłam. W listach do swojej żony Witkacy pisał o swoich kochankach i relacjach z innymi kobietami, i tam również pojawia się Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Witkacy próbował jej „pomóc” w napisaniu sztuki. Nic z tego nie wyszło. Sztuka pod okiem Witkacego raczej nie powstała. W każdym razie jej tekst nie zachował się.

– Dobrze, czyli co konkretnie?

– Trafiłam na wybór dramatów i zachwyciłam się absolutnie „Baba-Dziwo”, tragikomedią w trzech aktach.

– Mogłem się domyślić. Groteska, a jakże!

– Jasne, że tak, ale bardzo aktualna. To utopia o nazwie Prawia. W niej świat wygląda trochę jak z „Opowieści Podręcznej”. To komedia, która skłania do myślenia o potędze władzy, do refleksji o tym gdzie jesteśmy i do czego nas może, to (nieuchronny bieg wydarzeń) doprowadzić, kiedy nie zareagujemy. Musimy mówić o tym w teatrze. Taka nasza rola. Ludzie teatru są pewnego rodzaju sygnałowymi. W teatrze mam też niesamowitą okazję zaobserwować, jak zmienia się publika. Ostatnio, dzięki studiom podyplomowym, bywam często na spektaklach w Warszawie. Widzę wśród publiczności bardzo wielu młodych ludzi.

– To budujące.

– Absolutnie tak. To ciekawe, że teatr przyciąga młodych, jeśli sztuka jest aktualna. Choć termin „młody” dzisiaj się rozmywa. Kiedyś na Śląsku żyło się 60 lat i człowiek w moim wieku był już „wiekowy”. Ja jednak czuję się młodo. Muszę także wspomnieć o młodszej ekipie Classic Ballangi, która przygotowuje pod moim okiem „Smoki” Maliny Prześlugi. Sztukę parę lat temu już wystawialiśmy, jednak utalentowana, kreatywna młoda krew, to ogromny potencjał, który postanowiłam wykorzystać, no i sztuka – sztuka boleśnie aktualna w momencie, gdy wciąż umierają ludzie na granicy białoruskiej i gdy coraz częściej uchodźcy z Ukrainy spotykają się w naszym kraju z hejtem.

– Może dojdziemy do tego, że teatr znów stanie się modny? Może u młodych to wynika z potrzeby emocji?

– Każda żywa sztuka, wszystko, co żywe, jest odbierane pozytywnie przez młodych. Ponadto, czy w kinie, czy w teatrze, jeśli seans czy sztuka dotyczą sfer życia młodych odbiorców, to są dla nich ciekawe i zachęcające. To powoduje, że są w stanie przyjść na spektakl o 22.00 i trząść się z zimna na Wodzisławskiej Nocy Teatrów czy finałowym występie na Festiwalu Kuglarzy. Zdarza się, że dzielimy się z nimi kocami. To, że przychodzą, są gotowi wytrwać, mimo braku komfortu, jest miłe i wzruszające.

– Co planujecie w tym roku na Festiwalu Kuglarzy?

– Chcemy nieco rozwinąć formę, ale póki co, jesteśmy na etapie rozmów z artystami oraz przedstawicielami miejsc, w których mogłyby się odbyć wydarzenia festiwalowe. Będziemy się starać pozyskać środki, aby zaprosić do Wodzisławia najlepszych artystów i zorganizować jak zawsze konkurs na Wodzisławskiego Sztukmistrza, i aby znów móc zaangażować wolontariuszy. Oni są częścią festiwalu, tworzą z nami wspólną rzecz. Niektórzy zaczynali, jako wolontariusze w wieku 15 lat, a później bywało i bywa, że współpracowałam z nimi przy produkcji sztuki. Włączając się w organizację wydarzenia, mogą współdecydować o jego kształcie. Warto to robić, właśnie dla tych młodych. To już będzie 7. edycja.

– Czyli festiwal może rozlać się na inne miejscowości?

– Taki jest pomysł, aby promować sztukę kuglarską w więcej, niż jednym mieście. W grę wchodzi cały nasz subregion. Chcielibyśmy, aby stał się takim zagłębiem sztuki nowego cyrku. Bo nie chodzi o cyrk klasyczny, który na szczęście jest już w odwrocie, a o pokazywanie swojego talentu na najwyższym poziomie i rzemiosła zapierającego dech w piersiach. Rozmowy trwają.

– A Noc Teatrów?

– Mam już termin. 9 września. Jestem po słowie z dwoma teatrami, ale na razie nie zdradzę, kto wystąpi. Dawkujmy emocje.

– Ale będzie w plenerze, Starówka, może park?

– Tak, choć ostatnio nie mieliśmy szczęścia do pogody, dlatego ostatnie edycje odbywały się w wodzisławskich instytucjach kultury. Nasza koncepcja plenerowych spektaklów, odróżnia nas od innych wydarzeń. Oczywiście, poruszamy się w obrębie Starówki.

– Przejdźmy więc do tematów pozateatralnych. Czasem, kiedy czytam niektóre komentarze w Internecie, mam wrażenie, że niektórzy myślą, że cała pula kasy na kulturę w mieście trafia do Pani. To ile tego się udaje dostać z miejskiej kasy?

– Organizuję ze stowarzyszeniem trzydniowy Festiwal Kuglarzy, w który zaangażowane są dziesiątki artystów. Noc Teatrów dzieje się przez cały wieczór, do północy. Corocznie przygotowuję też spektakl, który czasem tworzy też koszty zewnętrzne, jak np. wynajem oświetlenia. To wszystko jest możliwe dzięki środkom publicznym, sponsorom i środkom naszego stowarzyszenia. W ubiegłym roku, na wszystkie nasze działania pozyskaliśmy z miasta 32 tys. zł. Jeśli ktoś chce zarobić (ironiczny uśmiech), polecam zrobienie samego trzydniowego festiwalu, mieszcząc się w tej kwocie. To jest tak, że wielu nie ma pojęcia, ile trzeba się nabiegać, by wyszło coś dobrego. Robimy to dla promocji teatru i sztuki kuglarskiej w naszym mieście, a także po prostu dlatego, aby się u nas ciekawie działo. To daje satysfakcję i motywację. Bez tego, pewnie by się tego nie robiło. Wychodzimy ze sztuką do ludzi.

– Czy to ma też na celu zaangażowanie osób społecznie wykluczonych?

– Np. osoby niepełnosprawne czasami wstydzą się przyjść do domu kultury czy do innej instytucji, gdzie w połowie musiałyby wychodzić, bo źle się poczują. W przypadku sztuki w plenerze, można „odwrócić się na pięcie” i wyjść niezauważonym. Działamy w plenerze, na podwórku, na ulicy, co ułatwia otwarcie na osoby niepełnosprawne.

– Pytam o pieniądze nie bez kozery, bo według niektórych jest Pani w mieście szarą eminencją. Wręcz kieruje Pani prezydentem z tylnego fotela. Co Pani na to?

– (śmiech)

– Serio. Szara eminencja.

– Jestem poruszona. Doceniam to, że prezydent widzi naszą pracę. W zeszłym roku uczestniczył w Nocy Teatrów. Jest zaangażowany w Wodzisławskiego Sztukmistrza, bo to nagroda prezydenta. W jury zawsze jest prezydent, lub jakiś przedstawiciel prezydenta. Absolutnie jednak nie mam wpływu na funkcjonowanie miasta. Gdybym miała, to ho ho!

– Widzę już Pałac przemianowany na siedzibę Teatru Clas’sic Ballanga.

– Już tak na poważnie, w Pałacu Dietrichsteinów dzieją się wydarzenia historyczne, koncerty, także przedstawienia teatralne – organizowane przez nas społecznie. Albo to ja proszę dyrektora o możliwość organizacji wydarzenia, jak w przypadku Makabrycznej Szopki, albo z pałacu wychodzi sugestia wsparcia ich wydarzenia, jak podczas Nocy Duchów. Mamy z tego dziką przyjemność. To miejsce idealnie się nadaje dla konkretnych form wyrazu artystycznego.

– Nie byłbym sobą, gdybym nie zapytał o Marsz Równości. Czy z równością w Wodzisławiu jest aż tak źle? W skali od 1 do 10, gdzie 10 to totalna dyskryminacja, na jakim jesteśmy poziomie?

– Mogę tylko posługiwać się tym, co usłyszałam i co do mnie trafia. Ja sama nie byłam nigdy dyskryminowana. Natomiast mam mnóstwo znajomych i znajomych moich dzieci, którzy w Wodzisławiu Śląskim naprawdę mieli ciężko. Ja bym powiedziała 11, bo mówiąc 2-3, pewnie nie bylibyśmy tak zdeterminowani, nie trafilibyśmy na pomysł, nie zgadalibyśmy się ze znajomymi, którzy tak samo jak ja myślą, że trzeba zorganizować Wodzisławski Marszu Równości. Z doświadczeń naszych znajomych wynika, że to, sytuacja osób dyskryminowanych jest bardzo bolesna i trudna. Dyskryminacja, to krzywda o której trzeba głośno mówić i dlatego robimy Marsz Równości, na który przychodzi bardzo dużo młodych ludzi, ale też rodzice osób nieheteronormatywnych.

– Widziałem w zeszłym roku. Ale 11 to nie przesada?

– Wodzisław Śląski jest pierwszym tak małym miastem, w którym zorganizowano Marsz Równości. Fakt, że młodzież i osoby dorosłe z Wodzisławia przyszły na marsz świadczy o tym, że jest to bardzo potrzebne. Jeśli ci ludzie będą siedzieć w szafie i nie wyjdą na ulicę, nic się nie zmieni.

– Czy z tego niezrozumienia inności, wynikają na naszym podwórku ludzkie dramaty?

– Nie jestem psychologiem, więc nie udzielę tu komentarza eksperckiego, jednak lektura różnych artykułów i intuicja podpowiada, że np. depresja u młodych osób czy dramatyczne decyzje o odebraniu sobie życia mogą mieć podłoże właśnie w nietolerancji i krzywdzie, którą powoduje. Ostatnie lata i obecnie rządzący sprawiają, że coraz bardziej słyszalne są głosy osób, które nie mają hamulców i żadnego wstydu w dyskryminacji innych. Osoby z pierwszych stron gazet, najważniejsi w państwie mówią, że społeczność LGBT, to nie są ludzie. To daje przyzwolenie, by mówić wszystko bez żadnych hamulców, szczególnie w Internecie. Jeśli młody człowiek jest wrażliwy, może to się skończyć źle, a budowanie takich nastrojów w konsekwencji prowadzi do tragedii.

– Czyli w tym roku odbędzie się kolejny Marsz Równości? Nie było w poprzednich latach żadnych incydentów.

– Tak, mamy na to różne, coraz bardziej ciekawe, myślę, pomysły. Podczas poprzednich marszów czułam się bardzo bezpiecznie. Wiedziałam, że są policjanci i że na rynku jest monitoring. W marszu uczestniczą oprócz młodych również osoby dorosłe, które w razie czego, mogą wesprzeć. Prawda jest taka, że w marszu idą najodważniejsi. Ci, którzy chcą i mogą powiedzieć to, co po cichu myślą inni. Za każdym razem, taki manifest, to później dużo słów podziękowania od tych, którzy nie mogli pójść, lub nie mieli jeszcze odwagi.

– I zatoczymy koło, znów do teatru. „Heksy” na deskach Rydułtowskiego Centrum Kultury spotkały się z dobrym przyjęciem. Kiedy znów można będzie je zobaczyć?

– Serdecznie zapraszam 21 kwietnia do Rydułtowskiego Centrum Kultury na kolejne już wystawienie spektaklu Teatru SAFO, w którym gram gościnnie po śląsku. „Heksy” w reżyserii Katarzyny Chwałek-Bednarczyk, to ważne widowisko dla śląskiej tożsamości.

  • Numer: 14 (1167)
  • Data wydania: 04.04.23
Czytaj e-gazetę