Czwartek, 13 czerwca 2024

imieniny: Antoniego, Lucjana, Gracji

RSS

Barbara Magiera: „Jestem burmistrzem, ale nauczyciela zawsze mam w sercu”

18.10.2022 00:00 sub

RADLIN Co roku święto pracowników oświaty obchodzi się 14 października. Z tej okazji z burmistrz Radlina Barbarą Magierą, która swoją karierę zawodową zaczynała jako nauczyciel, rozmawiamy o tęsknocie za pracą przy tablicy, obecnych problemach w pracy nauczycieli i o powodach upadku prestiżu tego zawodu.

– Barbara Magiera – nauczyciel czy Barbara Magiera – samorządowiec? Z perspektywy lat, którą drogę zawodową by Pani wybrała?

– Zawsze chciałam być nauczycielką. Już jako dziecko. Kiedy się bawiłam, to lubiłam uczyć młodsze koleżanki. Będąc młodą osobą, byłam też w harcerstwie. I to doświadczenie w późniejszej karierze zawodowej mi bardzo pomogło. Bo dzięki temu np. nigdy nie czułam stresu przed wystąpieniami publicznymi. Dlatego myślę, że nie zamieniłabym moich decyzji zawodowych, ale nauczyciela zawsze mam w sercu.

– Co spowodowało, że poszła Pani jednak w stronę samorządu?

– Ucząc w szkole na Głożynach, byłam dość aktywną nauczycielką. Zabiegałam o dodatkowe środki, o modernizację sali gimnastycznej, o rozbudowę szkoły. I tak właściwie to ta działalność wpłynęła na to, że zdecydowałam się zostać radną w Wodzisławiu Śl. Przez 5 lat sprawowałam mandat, będąc jednocześnie nauczycielem. Potem już się potoczyło, jak się potoczyło. Pojawiły się tendencje na rzecz odłączania się poszczególnych gmin, w tym Radlina. Zaangażowałam się w to. I tak się stało, że zostałam w samorządzie.

– Przez te wszystkie lata nie tęskniła Pani za pracą przy tablicy?

– Oczywiście, że tak. Pierwszy dzień roku szkolnego, dzień nauczyciela to m.in. takie okazje, kiedy ta tęsknota bardziej daje o sobie znać. Wtedy z moimi „oświatowcami” organizujemy małe spotkania, podczas których wspominamy i porównujemy, jak było kiedyś, a jak jest teraz. Ponadto odkąd zostałam burmistrzem Radlina, zachęcam do tego, żeby dzieci szkolne, a nawet i przedszkolne odwiedzały nasz urząd. Wtedy na sali posiedzeń prowadzę takie mini lekcje o samorządzie. Bardzo chętnie i z ogromną radością to robię. Wtedy czuje się trochę, jak w szkole, jak nauczyciel prowadzący lekcje w klasie.

– Myśli Pani, że wykształcenie pedagogiczne pomogło i pomaga w pracy jako burmistrz?

– Tak i to bardzo. Dzięki nauczycielskiemu doświadczeniu zawsze byłam blisko ludzi, nigdy nie miałam problemu z wystąpieniami publicznymi, nigdy nie miałam barier w rozmowach. A to wszystko w pracy burmistrza, czy w ogóle samorządowca, odgrywa ważną rolę. Szczególnie rozmowy, których temperatura bywa czasem bardzo wysoka i problemy, które ze spokojem trzeba rozwiązywać.

– Po tylu latach spędzonych w samorządzie utożsamia się jeszcze Pani jako nauczyciel?

– Myślę, że nauczycielem jest się zawsze. Bez względu czy przepracowało się w tym zawodzie kilka lat, czy całe życie. Byłam częścią tej społeczności, dlatego też nigdy nie ukrywam, że właśnie do tej grupy zawodowej jest mi bliżej. Bo rozumiem ich problemy i bolączki, z czym muszą się mierzyć na co dzień.

– Wspominała Pani o problemach. Jakie w tej chwili dotykają nauczycieli?

– Oprócz tych, o których mówi się głośno, czyli np. finansowych, myślę, że największym wyzwaniem jest praca z dziećmi o szczególnych potrzebach. Nie mówię tutaj o zdiagnozowanych niepełnosprawnościach, ale o pracy z dziećmi jeszcze nie zdiagnozowanymi. A w tym zakresie wyzwań i trudności dla nauczycieli jest bardzo wiele.

– Jak ocenia Pani transformację zawodu nauczyciela na przestrzeni lat. Nie da się ukryć, że jego prestiż podupadł.

– Myślę, że zawód nauczyciela był kiedyś bardziej szanowany przez samych rodziców. Dzisiaj natomiast łatwo dostrzec, że autorytet nauczycieli jest podważany właśnie przez środowisko dorosłych. A warto pamiętać, że to przede wszystkim oni kształtują i wychowują dzieci. Mówi się, że jeżeli nauczyciel sam sobie nie zbuduje szacunku, to nie ma co liczyć, że ktoś mu go da. Ale bardzo szybko można komuś ten autorytet i szacunek podeptać i podważyć. A rozmowy dorosłych przy dzieciach na temat nauczycieli niczemu dobremu nie służą. Kiedy pojawiają się problemy, to należy je rozwiązywać, ale bez uczestnictwa w tym dzieci.

– A co musiałoby się stać Pani zdaniem, żeby zawód nauczyciela znów był szanowany?

– Myślę, że dzisiaj bardzo ważną kwestią jest edukacja rodziców. W urzędzie wielokrotnie podchodziliśmy do tego, żeby nauczyciele, wychowawcy robili takie warsztatowe spotkania z rodzicami. No ale niestety kończyło się to tym, że przychodzili ci najbardziej zaangażowani, a ci na którym nam najbardziej zależało, nie przychodzili. I tu jest główny problem. Wiem, że rodzice są zapracowani. Teraz nastały bardzo trudne czasy. W domach rozmawia się bardzo nerwowo. To też świadczy o tym jaka jest atmosfera w domach. I ta nerwowość się udziela. Mają ją rodzice, mają też i dzieci.

– Czego życzyłaby Pani radlińskiej oświacie z okazji Dnia Nauczyciela?

– Samym nauczycielom życzyłabym oczywiście ziszczenia ich finansowych oczekiwań, ale oprócz tego to stabilizacji i aby spokojnie i bezpiecznie pracowałoby im się z dziećmi. Aby w jak najmniejszym stopniu doświadczali agresji ze strony uczniów. Kiedyś tego nie było, a dziś spotykamy się z napaściami na nauczycieli coraz częściej, także w naszych szkołach. Nauczyciele są przygotowani do nauczania, ale nie do sytuacji, kiedy np. uczeń rzuca w ich stronę krzesłem. Dlatego już wcześniej dostrzegliśmy, że potrzeba jest, by w placówkach zatrudnienie znaleźli psychologowie. I takie działania u nas wdrożyliśmy. Szkoła się zmienia, nauczyciele się zmieniają i uczniowie też się zmieniają. I trzeba to zaakceptować, ale też i reagować na sytuacje, które nie mogą mieć miejsca.

– Spotkała się Pani kiedyś z takim określeniem, że w Radlinie rządzi „pedagogiczna sitwa”?

– Niestety, ale tak spotkałam się. Zatrudniam fachowców na odpowiednich stanowiskach. Dlatego m.in. oświatą zarządzają oświatowcy. A że sekretarzem został były nauczyciel, za co gdzieś mi się tam oberwało, to myślę, że nie jest niczym złym. Czas pokazał, że doskonale sprawdził się w tej roli i na niwie samorządowej. Oczywiście, takie określenia są krzywdzące i godzą w nasze dobre imię. Ale przez lata nauczyłam się nie rozdrabniać nad takimi sformułowaniami.

Rozmawiała Justyna Koniszewska

  • Numer: 42 (1143)
  • Data wydania: 18.10.22
Czytaj e-gazetę