środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Było warto. O tym, jak w ciągu 25 lat Radlin powstał na nowo

18.01.2022 00:00 sub

2022 rok to jubileusz Radlina – 25 rocznica odłączenia się od Wodzisławia Śląskiego. O tym, jakie były początki, jaką drogę musiało przejść miasto i jego mieszkańcy do tego, co jest teraz i co dalej, opowiedziała nam burmistrz Barbara Magiera.

– Dlaczego 2022 rok jest tak ważny dla Radlina?

Barbara Magiera: – Radlin prawa miejskie uzyskał w 1954 roku, ale w tym roku wypada 25-lecie naszego odłączenia się od Wodzisławia Śląskiego. Należy pamiętać, że dawniej Radlin zajmował o wiele większy obszar niż Wodzisław Śl.

– Jak to się stało, że te granice administracyjne do tego stopnia się zmieniły?

– W 1975 roku podczas reformy administracyjnej tworzono tzw. stutysięczne miasta. Wtedy państwo polskie chciało się pokazać jako potężne, chciano mieć duże miasta. W tym celu łączono ze sobą gminy, które były zlokalizowane wokół miast – u nas był to Wodzisław Śląski. I w tym 1975 roku Radlin został przyłączony do Wodzisławia. Ten sam los podzieliły też Pszów, Rydułtowy, Marklowice. Po zmianie ustroju, już w 1992 roku, jako pierwsze od Wodzisławia odłączyły się Rydułtowy. Potem Marklowice i Pszów w 1995 roku, a Radlin jako ostatnia gmina – w 1997. Dlaczego zrobiliśmy to jako ostatni? Mieliśmy najtrudniej, ponieważ granica wodzisławsko-radlińska sięgała terenów osiedli XXX-lecia i Piastów. To wszystko jeszcze były tereny należące do Radlina. Dzisiaj już mało kto o tym pamięta, ale siedziba policji mieszcząca się przy ulicy Kokoszyckiej w Wodzisławiu, to był kiedyś Radlin. Granica przy ul. Radlińskiej sięgała prawie pod kościół Św. Herberta!

– Nie udało się odłączyć w starych granicach?

– Niestety, nie było to możliwe. Mieliśmy o tyle trudniej, że musieliśmy na nowo negocjować i definiować granice swojego miasta. Część mieszkańców terenu, który dawniej należał do Radlina, zdecydowała, że chce zostać w granicach Wodzisławia Śląskiego, więc siłą rzeczy granice nie mogły wrócić do poprzedniego stanu. Z powodu bardzo długich konsultacji społecznych, jako ostatni dokonaliśmy odłączenia.

– I jak było w tym 1997, kiedy Radlin znów stał się odrębną miejscowością?

– W tym pierwszym czasie, po 1997 roku byliśmy takim miejscem opuszczonym, niewiele się tutaj działo. Władze Wodzisławia Śląskiego już wcześniej to wyczuwały, że Radlin będzie chciał się odłączyć, dlatego nie inwestowały w ten rejon. Myślę jednak, że ta inicjatywa i uzyskanie samodzielności na tyle pobudziły mieszkańców, że miasto zaczęło się rozwijać. A my swoimi dalszymi działaniami pokazaliśmy, że było warto.

– Od czego zaczęto przywracanie Radlina do dawnej, a może raczej – do nowej świetności?

– Zaczęliśmy od spraw porządkujących tę nową rzeczywistość. Następnie przeszliśmy do inwestycji – z ważniejszych, na przykład, nie było kanalizacji. Wszystkie te nasze kolejno podejmowane kroki sprawiały, że obecnie miasto może odetchnąć pełną piersią i normalnie funkcjonować. Mieszkańcy mają wszystko to, czego potrzeba do życia.

– Ile to zajęło? Potrzeba było tych 25 lat?

– W 1997 roku stanęliśmy przed bardzo trudnym zadaniem. Musieliśmy stworzyć Radlin od nowa, od podstaw. Drogi nie były utwardzone i tak jak wspomniałam wcześniej – o kanalizacji nie było nawet mowy. Zapewnienie mieszkańcom dostępu do kanalizacji było dla nas priorytetem, ale też jednocześnie największym wyzwaniem. Bardziej świadomi już wtedy wiedzieli, że to jest bardzo potrzebne, ale niektórzy uważali, że ta inwestycja jest zbędna i był też spory opór. Na szczęście, dziś to myślenie jest już zupełnie inne, nastąpiła radykalna zmiana.

– Teraz mieszkańcy już sami domagają się nowoczesnych rozwiązań i zmian?

– Dokładnie tak. W miejscach, gdzie jeszcze nie ma nowych rozwiązań, mieszkańcy sami dopytują o to, kiedy będą robione. Myślenie zupełnie się zmieniło. A następnym wyzwaniem, z którym się mierzymy i o które zabiegaliśmy od kilku lat, jest gazyfikacja. Kolejne części miasta są przyłączane do sieci i wierzymy w to, że przez to poprawi się komfort i standard życia w Radlinie. Jest to kolejny, ważny krok, w tym naszym 25-letnim działaniu, na rzecz tworzenia nowego, niezależnego miasta.

– To w takim razie jeszcze wróćmy do tego, jaki Radlin był te 25 lat temu?

– Szary i – niestety – brudny. Natomiast metodą małych kroków wyszliśmy na prostą i sukcesywnie tworzyliśmy miejsce przyjazne do życia. A nie było to łatwe. Pamiętam, że gdy postawiliśmy w mieście pierwsze donice z kwiatami, to było to duże wydarzenie. Mieszkańcy przychodzili zobaczyć, co się dzieje, zainteresowanie było duże. Wtedy mieszkańcy potrafili się cieszyć z najdrobniejszych rzeczy, które pojawiały się w Radlinie. Z czasem, co zupełnie zrozumiałe, wymagania zaczęły rosnąć. Dzisiaj oczekuje się „spektakularnych” działań i rozwiązań. Nie jest łatwo temu sprostać.

– Wysoko ustawiliście sobie poprzeczkę?

– Radlin jako pierwszy w regionie miał swoją tężnię. Był to projekt bardzo krytykowany, obśmiewany, niezrozumiany przez wielu, który ostatecznie okazał się hitem.

– Skąd pomysł na to, aby w Radlinie powstała tężnia?

– Dawniej często wyjeżdżałam na zachód i w Niemczech, w praktycznie wszystkich miejscowościach wypoczynkowych, spotkałam się z tężniami. I „chodziło to” za mną. Myślałam o tym, jak zrobić, aby w Polsce takich miejsc było więcej. U nas, jedyna znana tężnia była w Ciechocinku, a teraz mamy już w Radlinie czy Rydułtowach. Kiedy już udało nam się zagospodarować na nowo miasto, po tym odłączeniu od Wodzisławia, uznałam, że nadszedł czas na kolejne kroki i pomysły. Koncepcja tężni mnie nie opuszczała. Bardzo chciałam, aby w Radlinie i dla jego mieszkańców powstało coś ekstra. I to się udało. Uważam powstanie tężni za swój sukces i jestem bardzo dumna z tego, że udało się tę koncepcję przeforsować, mimo wielu przeciwności. Wiele osób nie wiedziało nawet, co to jest tężnia i co zrozumiałe, nie widziało potrzeby jej powstania w naszym mieście. I kiedy później, przy tężni właśnie spotykałam te osoby, które sprzeciwiały się jej powstaniu, mówiły mi: „Wie pani co, my tak krytykowaliśmy tę tężnię, a to jest takie fajne”. Miałam ogromną satysfakcję i radość. Cały czas mam na uwadze to, że nie każdy może sobie pozwolić na wyjazd do sanatorium czy urlop. Kierowałam się ideą, aby takie „małe sanatorium” powstało w Radlinie.

– Jaki chciałaby pani, aby Radlin się stawał w kolejnych latach? Jaki byłby ten Radlin marzeń?

– Wiele dużych inwestycji, związanych z infrastrukturą mamy już za sobą. Oczywiście jest jeszcze wiele do zrobienia. Natomiast dzisiaj chcemy naszym mieszkańcom zaoferować miejsca rekreacji i odpoczynku. I to sukcesywnie, od kilku lat tworzymy. Zaczynając od tężni, przez planowane ścieżki rowerowe, na parku jordanowskim kończąc. Sama jeżdżę na rowerze i wiem, że jazda wzdłuż głównej drogi nie jest przyjemna, w związku z tym mamy projekt poprowadzenia dróg rowerowych z dala od ciągów komunikacyjnych.

– Mieszkańcy Radlina dziś, a te 25 lat temu – są już inni?

– Zmiany są ogromne. Po odłączeniu Radlina od Wodzisławia Śląskiego w mieszkańcach pojawiła się od nowa iskra, motywacja do działania. Podejmowali już wtedy inicjatywy dla własnego miasta, dla Radlina, i to stanowiło ich siłę. Radlinianie nigdy do końca nie czuli się wodzisławianami, mieli w sobie radlińskie poczucie tożsamości i od tego się wszystko zaczęło. Powstawały nowe stowarzyszenia, inicjatywy integrujące społeczeństwo i prospołeczne. Teraz też możemy się pochwalić jednym z najprężniej działających stowarzyszeń, czyli Stowarzyszenie Kobiet Aktywnych, które realizuje bardzo dużo projektów na rzecz lokalnej społeczności. To wszystko przemodelowało myślenie mieszkańców, którzy nie chcą mieszkać w zaścianku tylko w rozwiniętym i nowoczesnym mieście. I cały czas na to pracują.

Rozmawiała Agata Paszek

  • Numer: 3 (1104)
  • Data wydania: 18.01.22
Czytaj e-gazetę