Dwie dekady Czesława Burka
W tym roku Czesław Burek obchodzi jubileusz urzędowania na stanowisku wójta gminy Lubomia. W styczniu minęło 20 lat, odkąd został wójtem. To najdłużej urzędujący obecnie bez przerwy włodarz w powiecie wodzisławskim.
LUBOMIA Wójtem Lubomi został w niecodziennych okolicznościach, bo w trakcie trwania kadencji 1998 – 2002. Zastąpił na stanowisku Andrzeja Osieckiego, który piastował stanowisko wójta gminy od 1990 r. Wójtów wybierali wtedy nie mieszkańcy gmin w głosowaniu powszechnym, ale radni. Osiecki był wójtem w kadencji 1990 – 1994, 1994 – 1998, a następnie od 1998 r., której na stanowisku wójta nie dokończył. – Ja do samorządu wszedłem w 1998 r., kiedy po namowach Andrzej Pawełka zdecydowałem się kandydować do rady gminy. On w ogóle chciał, żebym został wójtem. Ja wtedy już miałem firmę i powiedziałem, że nie mam zamiaru zostać żadnym wójtem ani radnym. No ale Andrzej namawiał i namawiał, więc na to kandydowanie do rady ostatecznie się zgodziłem. Wystartowałem z komitetu Naprzód Syrynia, którego w młodości byłem piłkarzem i najmłodszym prezesem. Okazało się, że dostałem najwięcej głosów w okręgu. I tak zostałem radnym – opowiada Czesław Burek.
Z radnego na zastępcę wójta
Jak dodaje, w czasie tamtej kadencji w gminie postanowiono utworzyć stanowisko zastępcy wójta, którego wcześniej nie było. To stanowisko zaproponowano właśnie Burkowi. – Po pewnym wahaniu się zgodziłem i 15 września zostałem zastępcą wójta z mocą obowiązującą od 1 stycznia 2000 r. Moja współpraca z wójtem Andrzejem Osieckim układała się bardzo dobrze, mimo że ja byłem niedoświadczonym samorządowcem, a on przecież miał już spore doświadczenie. Miałem swoje pomysły na drogi, na szkoły, które strasznie mi się nie podobały. Rok później wójt Osiecki powiedział, że odchodzi z funkcji wójta. On był wtedy zarazem radnym sejmiku, można było te funkcje łączyć. Był też w radzie nadzorczej WFOŚiGW. Uznał, że koncepcję trzeba zmienić, że nie jest w stanie rządzić gminą – opowiada Czesław Burek.
Czerwone długopisy
Był grudzień 2000 r. Po rezygnacji dotychczasowego wójta, rada gminy musiała wybrać nowego. Wskazała na zastępcę Osieckiego, co wówczas było niemałym zaskoczeniem. – Ja jestem mieszkańcem Syryni, a dotychczasowy wójt był mieszkańcem Lubomi. Wydawało się, że nowym wójtem zostanie ponownie któryś radny z Lubomi – wyjaśnia wójt Burek. Rozpoczęła się ostra walka przedwyborcza. – Kilku radnych, którzy głosowali tradycyjnie na kandydata z Lubomi, zaczęło się wyłamywać i chciało zagłosować na mnie. Pamiętam jak jedna z radnych powiedziała nawet, że lubomscy radni mają mieć czerwone długopisy, żeby wiadomo było na kogo głosowali. Grożono im linczem na zebraniu sołeckim. Sesja wyborcza odbyła się 15 grudnia 2000 r. Wynik 11 do 8 dla mnie. A miałem mocną kontrkandydatkę, Krystynę Smudę, siostrę trenera piłkarskiego Franciszka Smudy, wspieraną przez doświadczonego działacza jakim była Krystyna Kuczera. Zostałem najmłodszym wówczas wójtem w powiecie. Miałem 39 lat – mówi wójt. Zaprzysiężony został w styczniu 2001 r. – Później było przeciąganie liny. Robienie na złość, donoszenie do prokuratur. W efekcie doszło do zmiany przewodniczącego i wiceprzewodniczącego rady gminy. Taka walka polityczna trwała praktycznie do 2002 r. czyli do pierwszych bezpośrednich wyborów na wójta – wspomina. W nich znów zmierzył się z Krystyną Smudą. Wygrał w pierwszej turze, zdobywając 65 procent głosów. Krystyna Smuda zdobyła ponad 27 procent, Krystyna Kuczera uzyskała 5 procent. Startował jeszcze Marian Świerczek, który uzyskał 2 procent poparcia. – Teraz wszyscy oni są moimi dobrymi kolegami – wspomina włodarz gminy. W kolejnych wyborach samorządowych włodarz Lubomi nie miał już kontrkandydatów.
Płacz nad wodą
Najtrudniejsze momenty? Wójt wskazuje na katastrofalny stan gminnego wodociągu, co skutkowało częstymi przerwami w dostawie wody. – Jak raz wody nie było przez trzy dni, to nie wiedziałem, czy się chować przed ludźmi, czy co robić – mówi. Stąd decyzja o kosztownych remontach sieci wodociągowej i głębokiej zmianie gospodarki wodnej polegającej na rezygnacji z własnych ujęć wody, na rzecz pozyskiwania wody z Raciborza. – U nas woda była bardzo tania, najtańsza w regionie. Ale skutkowało to tym, że nasz zakład nie miał pieniędzy na remonty sieci, tylko na doraźne łatanie. Trzeba było wreszcie podjąć męską decyzję. Wtedy też jedna z radnych powiedziała mi, że jestem jedynym mężczyzną, przez którego w życiu płakała – wspomina wójt sytuację, kiedy w gminie toczyła się dyskusja o podwyżce cen wody oraz o rezygnacji z własnych ujęć wody.
Największym wyzwaniem była jednak budowa zbiornika Racibórz, który powstał częściowo na terenie gminy. Wiązało się to najpierw z koniecznością obrony sołectwa Nieboczowy przed jego likwidacją, a później z przenosinami społeczności tej miejscowości do nowego miejsca na terenie gminy. I oczywiście budową nowych Nieboczów. Ale to już historia na zupełnie inny materiał. Być może nawet na obszerną książkę.Artur Marcisz
Najnowsze komentarze