Rydułtowskie szkoły z oczyszczaczami powietrza? Tylko za co...
Niektóre samorządy decydują się na zakup oczyszczaczy powietrza dla szkół czy przedszkoli, żeby w ten sposób zadbać o zdrowie dzieci. Temat wywołał też rydułtowski radny Wojciech Koźlik. Część ekspertów uważa, iż zakup takich urządzeń dla placówek oświatowych to wyrzucanie pieniędzy w błoto, bo dzieci są tylko pozornie bezpieczne.
RYDUŁTOWY Smog nie zna granic. Gdy za oknami poziom zanieczyszczeń powietrza przekracza dozwolone normy, to znaczy że i w domach oddychamy nie najlepszym powietrzem. Coraz częściej słychać, że w trosce o bezpieczeństwo dzieci niektóre szkoły, przedszkola i żłobki w Polsce decydują się na montowanie oczyszczaczy powietrza. Tak jest na przykład w Krakowie. Na rydułtowskim gruncie temat podjął radny Wojciech Koźlik. - Są w Polsce miasta, które odważyły się montować w swoich placówkach oświatowych tak zwane oczyszczacze powietrza. Chciałbym prosić o przygotowanie analizy która pokaże, czy w naszym mieście takie działanie miałoby sens i z jakimi kosztami by się wiązało - zaapelował radny Koźlik na grudniowej sesji rady miasta do burmistrza Marcina Połomskiego i wiceburmistrz Marioli Bolisęgi.
Szczegółowe informacje radny Koźlik otrzyma na styczniowej sesji rady miasta, jednak wcześniej udało nam się porozmawiać na temat oczyszczaczy powietrza z wiceburmistrz Mariolą Bolisęgą. - To ostatnio głośny medialnie temat. W pierwszej kolejności zaczęłam sprawdzać, jak podchodzą do niego konkretne samorządy. Okazuje się, że jak na razie niewiele miast zdecydowało się na zakup i montaż takich urządzeń w placówkach oświatowych. Ale co jest istotniejsze - natknęłam się na artykuł z komentarzem eksperta w tej sprawie. I ten ekspert poddaje w wątpliwość sens zakupu oczyszczaczy dla placówek oświatowych - mówi wiceburmistrz Mariola Bolisęga.
Chodzi o artykuł w Gazecie Wyborczej z oświadczeniem Łukasza Rajzera, który jest współautorem komercyjnego rankingu oczyszczaczy powietrza. Początkowo on sam postrzegał sprzedaż oczyszczaczy powietrza dla szkół, przedszkoli i żłobków jako biznesową szansę, ale teraz uważa że „większość pieniędzy przeznaczona na ich zakup do takich miejsc jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Zyskują politycy, producenci i dystrybutorzy. Tracą rodzice i ich dzieci, które są tylko pozornie bezpieczne”.
Wiceburmistrz Mariola Bolisęga przekazuje nam też, że według ekspertów obecnie na polskim rynku nie ma oczyszczaczy powietrza, które by odpowiadały potrzebom placówek oświatowych. Trzeba bowiem brać pod uwagę, że w klasie szkolnej przebywa w jednym czasie około 25 dzieci. Żeby przynajmniej w jakimś stopniu poprawić jakość powietrza przy takiej liczbie osób, należałoby zakupić do jednego pomieszczenia nie jeden, a kilka oczyszczaczy. Do tego dochodzi konieczność zmieszczenia się w normach hałasu, więc aby taki oczyszczacz nie pracował za głośno, nie można ustawiać go na pełną moc. A to oznacza, że oczyszczaczy musiałoby być jeszcze więcej.
– Przerażają też ceny takich oczyszczaczy. Od 500 zł do 7 000 zł za jedno urządzenie. Biorąc pod uwagę liczbę pomieszczeń i konieczność zakupu kilku urządzeń do każdej z sal, to wiązałoby się z naprawdę dużymi wydatkami - podkreśla wiceburmistrz Bolisęga. - Niestety obecnie nie mamy wolnych środków w budżecie, które można byłoby przeznaczyć na zakup oczyszczaczy - puentuje pani wiceburmistrz. (mak)
Najnowsze komentarze