Leszek Bizoń: PiS uwierzył, że może rządzić wszędzie
W obszernej rozmowie z Nowinami Wodzisławskimi starosta Leszek Bizoń, opowiada o kulisach powstania obecnej koalicji i o tym dlaczego nie udało mu się porozumieć z lokalnym PiS-em. Mówi także o współpracy z miastem Wodzisław i planach inwestycyjnych w tym roku. A także o swoich noworocznych postanowieniach. Rozmowa została przeprowadzona 8 stycznia.
- Jak pan powitał Nowy Rok?
- Z rodziną. Tak się składa, że siostra żony miała urodziny, teściowa również. U szwagrów spędziliśmy więc wieczór i witaliśmy Nowy Rok.
- Ma pan jakieś postanowienia noworoczne? Jako Leszek Bizoń i jako starosta. A może nie ma pan tradycji robienia noworocznych postanowień?
- Oj. Tradycja jest, gorzej z dotrzymaniem (śmiech). Głównie mam na myśli prozaiczne problemy z utrzymaniem odpowiedniej sylwetki. Postanowienie dotyczy więc tego, żeby bardziej o siebie zadbać. Dlatego staram się wpisywać do kalendarza przynajmniej dwa razy w tygodniu jakąś aktywność ruchową, głównie basen, rower, trochę biegania. Chciałbym w tym roku pograć w piłkę. Chociaż po meczu na Stadionie Śląskim żartuję, że teraz mogę już spokojnie powiesić piłkarskie korki na kołku.
- Przypomni pan co to był za mecz?
- To był mecz Wojewódzka Rada Adwokacka kontra Samorządowcy Województwa Śląskiego.
- Jaki wynik?
- 3:0 dla prawników. Natomiast wszystkie bramki strzelili wodzisławianie, a konkretnie jeden, czyli Przemek Pluta. W rewanżu, w rzutach karnych wygrali jednak samorządowcy.
- A Leszek Bizoń na jakiej grał pozycji?
- W środku pomocy, na zmianę z innym zawodnikiem.
- Czyli jako rozgrywający. W powiecie też jest pan teraz rozgrywającym, więc wróćmy do tych postanowień noworocznych, dotyczących pełnienia funkcji starosty. Były jakieś?
- Będę się starał, by współpraca w radzie wyglądała inaczej. Mam nadzieję, że przyjdzie taki czas, że uda się porozumieć z radnymi wszystkich opcji. W ostatnim czasie nie wygląda to dobrze. Najbardziej smuci to, że inaczej to wygląda podczas rozmów indywidualnych z radnymi przy stole, czy w kuluarach sesji, w czasie przerw lub po zakończeniu obrad, a inaczej niestety to wygląda oficjalnie podczas obrad. Za bardzo wkracza wielka polityka, odsuwając na dalszy plan sprawy dotyczące naszego powiatu.
- „Nie mam do was pretensji. Do niedawna stanowiliście opozycję. Proszę was o refleksję z kim jest wam bardziej po drodze? Czy z ludźmi, którzy zachowali się koniunkturalnie?”. Wie pan kto i kiedy wypowiedział te słowa?
- …
- To słowa Tadeusza Skatuły, wypowiedziane w kierunku radnych PiS, po tym jak w lutym 2016 roku miał on zostać odwołany z funkcji starosty również głosami Wspólnoty Samorządowej, która tworzyła wcześniej rządzącą koalicję, a której również wtedy był pan radnym. Wziął pan udział wówczas w odwołaniu Skatuły wspólnie z innymi radnymi Wspólnoty, radnymi ZiR Ireneusza Serwotki oraz radnymi PiS. Dziś pan jest starostą, a Tadeusz Skatuła wicestarostą. Nie odczuwa pan pewnego dysonansu w tej sytuacji? Ktoś, kto obserwował to uważnie z zewnątrz, mógł odczuwać jakiś rozdźwięk.
- Na pewno tak. Wracając do okresu kiedy Tadeusz Skatuła został odwołany, trzeba wyjaśnić, że wtedy odbyło się wiele spotkań i rozmów, również w gronie Wspólnoty czy wchodzimy wówczas w koalicję z PiS i ZiR. Nie było we Wspólnocie jednomyślności w tej sprawie. Wówczas jednak starosta Tadeusz Skatuła nie chciał się zgodzić do końca na to, co jako Wspólnota wtedy proponowali, więc w pewnym momencie większość radnych uznała, że trzeba zmienić koalicję, a skoro tak, trzeba to zrobić całym klubem.
- Skoro teraz Tadeusz Skatuła został wicestarostą, to należy rozumieć, że to, co was poróżniło prawie 3 lata temu zostało wyprostowane?
- Ja bym był daleki od tego, żeby mówić, że nas coś poróżniło, bo to za mocne słowo. Powiedziałem, że nie było jednomyślności we Wspólnocie, ale skoro zmienialiśmy koalicję, to robiliśmy to jako cały klub.
- Mieliście inne wizje.
- Nie mówmy więc o poróżnieniu, ale o innym podejściu do niektórych tematów. Natomiast jeżeli chodzi o rozmowy po wyborach, to Wspólnota spotkała się dzień po wyborach. Zrobiliśmy mały remanent tego, co było przed wyborami i co jest po wyborach. Zapadła decyzja, że liderem Wspólnoty w powiecie jestem ja i że będziemy starać się jako Wspólnota być w grupie, która będzie rządzić powiatem. Podstawowym założeniem było to, że nie chcemy być w opozycji, a ja jako lider będę kandydatem Wspólnoty na stanowisko starosty.
- Z PiS-em współrządziliście przed wyborami, więc współpraca również po wyborach wydawała się naturalna. Opisywaliśmy kulisy negocjacji, ale ze strony Wspólnoty nigdy nie wybrzmiał powód, dla którego poszliście w kierunku Koalicji Obywatelskiej.
- Rozmaite rozmowy prowadzone były z PiS-em już dwa tygodnie przed wyborami. I naturalnie po wyborach również. Dogrywaliśmy różne sprawy przez trzy tygodnie. Upoważnienie do negocjacji z ramienia PiS miały trzy osoby. Uzgodniliśmy z nimi ramy współpracy, nawet z podziałem stanowisk w zarządzie, prezydium rady. Mieliśmy ustalone, które ugrupowanie otrzyma do obsadzenia dane komisje. Natomiast w momencie kiedy mieliśmy podpisywać porozumienie, nie chcę używać personaliów, ale wmieszały się osoby, które stwierdziły, że absolutnie nie zgadzają się na wypracowane porozumienie i nie pozwalają upoważnionym członkom PiS-u na podpisanie takiego porozumienia. Przeprosiłem i wstałem od stołu rozmów, uznając, że nasi partnerzy sami muszą najpierw coś między sobą uzgodnić. Wróciliśmy do rozmów z Koalicją Obywatelską, z którą też luźno wcześniej rozmawialiśmy, żeby nie zamykać sobie drzwi. Koalicja przystała na nasze warunki. Wszystko odbyło się w ciągu jednego dnia, powstała koalicja, wtedy jeszcze z ZiR-em.
- Te trzy osoby z ramienia PiS-u, z którymi prowadziliście negocjacje, to były osoby wybrane do rady powiatu?
- Dwie tak, jedna nie.
- A osoby, które zablokowały porozumienie?
- To były osoby, które w jakiś sposób rządzą w lokalnym PiS-ie.
- Poróżniła was obsada stanowiska starosty?
- Nie chodzi nawet o poróżnienie, ale był to najtrudniejszy temat. Myśmy już wtedy, w drugiej części tych negocjacji mieli we Wspólnocie 10 radnych, bo przeszły do nas dwie osoby z Głosu Pokoleń (Tadeusz Skatuła i Roman Marcol – przyp. red.). Same przyszły z deklaracją, że nie chcą być w opozycji, że chcą być członkami klubu Wspólnoty. PiS ma 8 radnych, razem mielibyśmy więc stabilną większość w radzie – 18 radnych. Wydawało się, że jest szansa na spokojne rządzenie.
- W pańskiej ocenie, jako doświadczonego samorządowca, to PiS źle poprowadził negocjacje przez wewnętrzny konflikt we własnych szeregach?
- Ja to odbieram w ten sposób, że troszkę przeszarżowali, za bardzo uwierzyli w to, że skoro są partią rządzącą, to wszędzie mogą rządzić. Wśród samorządowców taka postawa nie zawsze jest dobrze odbierana.
- Po pierwszych sesjach rady powiatu widać, że starosta i zarząd nie będą mieli łatwo. Jest sporo krytyki, pytań, czego nie było w poprzedniej kadencji.
- Spodziewałem się, że tak będzie mając świadomość tego, kto jest w opozycji. Że jest w niej PiS i starosta Serwotka, którego przecież miałem okazję dobrze poznać.
- Na jednej z konferencji prasowych mówił pan o tym, że liczy na współpracę z PiS-em. Jak pan sobie ją wyobraża?
- Cały czas na to liczę, choć mam świadomość, że pola współpracy się zawężają. Jeszcze przed pierwszą sesją dwóch radnych z ZiR-u przyszło do nas, mówiąc, że nie chcą być w opozycji. Na razie nie przystąpili do jednego czy drugiego klubu, ale chcą z nami być i efektem tego jest to, że są przewodniczącymi komisji, współpracują z nami. Czyli jesteśmy otwarci na współpracę. W przypadku PiS wygląda to inaczej. Już po tym, jak zdecydowaliśmy się na to, że naszym partnerem będzie Koalicja Obywatelska, poszliśmy do PiS, żeby przekazać im tę informację w taki normalny, cywilizowany sposób. Zapytałem wtedy, mając na to zgodę całej koalicji, czy PiS wyrazi chęć, by po jednym swoim radnym wprowadzić do zarządu powiatu i prezydium rady.
- Nie będąc członkiem koalicji?
- Tak, nie podpisując porozumienia koalicyjnego, bo chciałem żeby w zarządzie były reprezentowane wszystkie opcje obecne w radzie, taka nieformalna szeroka koalicja. Natomiast usłyszałem wtedy, że jeżeli PiS nie jest w koalicji, to będzie w opozycji, i to głębokiej.
- Nie obawia się pan, że PiS i ZiR, będą próbowali wyciągać radnych ze Wspólnoty i powtórzyć scenariusz przejęcia władzy, jak w 2016 r., kiedy radni Wspólnoty zmienili front?
- Jestem pewien, że tak będzie.
- To na ile, jako lider Wspólnoty w radzie powiatu, jest pan pewien swoich radnych?
- Dzisiaj jestem bardzo pewny. Może nie powinienem tego mówić, ale w zasadzie musiałbym podziękować opozycji za to, co jej radni zrobili w ostatnie dni przed inauguracyjną sesją powiatu, bo scementowali swoim zachowaniem nasz klub.
- Wodzisław nie jest dziś specjalnie atrakcyjnym miastem dla mieszkańców pozostałych gmin powiatu. Co rzutuje też w jakiś sposób na postrzeganie samego powiatu. Czy i jak będzie wyglądała współpraca starosty z prezydentem, pod kątem tego, by w jakiś sposób rozruszać samo miasto?
- Liczę na owocną współpracę z prezydentem Mieczysławem Kiecą. Nasz cel jest taki sam. Chcemy dążyć do tego, by znaczenie Wodzisławia jako stolicy powiatu rosło, z korzyścią dla pozostałych miast i gmin powiatu. Pierwszym, może drobnym krokiem, ale w jakimś sensie przełomowym, jest komunikacja autobusowa i porozumienie jakie w tym zakresie zostanie podpisane między powiatem a miastem.
- W tym miejscu warto dodać, że nie wszystkie miasta i gminy powiatu uczestniczą w powiatowej komunikacji autobusowej.
- Ale docierają do mnie sygnały, że wszystkie by chciały. Tak przynajmniej było po jednym ze spotkań w gronie samorządowców, gdzie omawialiśmy temat komunikacji i gdzie przedstawiono koszty komunikacji w Międzygminnym Związku Komunikacyjnym oraz koszty komunikacji z powiatem jako organizatorem we współpracy z PKS-em Racibórz. W tym drugim przypadku koszty okazały się niższe. I uważam że komunikacja powiatowa, działająca na takiej samej zasadzie jak obecnie w Gorzycach, Godowie i Lubomi, na pewno pozwoliłaby obniżyć pozostałym miastom i gminom koszty ich komunikacji albo też zwiększyć liczbę kursów czy linii przy równoczesnym utrzymaniu kosztów na tym samym poziomie. Ale pamiętajmy, że istnieją pewne uwarunkowania, między innymi te związane z Międzygminnym Związkiem Komunikacyjnym i z obowiązującym w jego ramach projektem unijnym.. Miasta i gminy naszego powiatu, które są członkami MZK, chcą czekać na zakończenie trwałości tego projektu Do tego miasto Wodzisław Śl. w tym roku zawarło umowę z przewoźnikiem na pięć lat. Dopiero potem mogą zapaść jakieś decyzje.
- Mówi pan, że jest zainteresowanie ze strony miast i gmin powiatu. Ale czy sam powiat jest zainteresowany poszerzaniem swej roli jako organizatora komunikacji. Bo nie oszukujmy się, dla powiatu są to dodatkowe koszty.
- Zdajemy sobie sprawę z dodatkowych kosztów, ale mimo wszystko nie wymigujemy się od roli organizatora. Jesteśmy jednym z bardzo niewielu powiatów w Polsce, które w ogóle podjęły się organizacji transportu. Trzeba jednak pamiętać, że powiat nie może organizować komunikacji miejskiej. To jest zadanie własne miast. Co do możliwości, myślę że to jest kwestia poważnej i mądrej rozmowy przy jednym stole i pouzgadniania kosztów. Uważam, że gdyby je mądrze podzielić, to takie rozwiązanie byłoby do zaakceptowania przez wszystkie miasta i gminy powiatu.
- A współpraca komunikacyjna między powiatem a Wodzisławiem jest pewna?
- Naczelnik wydziału komunikacji i transportu intensywnie pracował na tym porozumieniem. Obecnie mamy ostateczną wersję umowy i ustalone kwoty. Zakładam, że jeszcze w styczniu ją podpiszemy.
- Jakie mają być korzyści dla mieszkańców ze współpracy powiatu i Wodzisławia w zakresie komunikacji?
- Według mnie nieco tańszy bilet, zwiększona liczba kursów - bo praktycznie co godzinę, a oprócz tego korzyści będą miały gminy Godów i Lubomia, po terenie których autobusy ze zwiększoną częstotliwością będą przejeżdżały.
- Panie starosto, jakie są najważniejsze plany inwestycyjne na ten rok?
- Na pewno dwa projekty drogowe, na których realizację staramy się o środki z tzw. funduszu drogowego. Są to pieniądze na modernizację dróg lokalnych. Zgłosiliśmy przebudowę ul. Raciborskiej w Gorzycach i przebudowę ul. Rymera w Radlinie. Wprawdzie nie mamy jeszcze oficjalnego potwierdzenia, że dostaniemy środki, jednak projekty uzyskały dobre lokaty. Pierwszy zajął 4. miejsce na liście, a drugi 12. miejsce. Natomiast pieniędzy, według naszych analiz, ma wystarczyć na 16 zadań.
- Czy ten rok będzie obfitował w inwestycje czy jednak będzie chudszy od poprzedniego?
- Trzeba mieć na uwadze, że ostatnie dwa lata to była emisja obligacji w wysokości 25 mln zł. Te środki mogliśmy wprost przeznaczyć na inwestycje. Dokładając do tego środki zewnętrzne z różnych źródeł, powstawała duża kwota. Tylko w ubiegłym roku było to ponad 17 mln zł na inwestycje drogowe. Na pewno w tym roku kwota będzie niższa. Tym bardziej, że aktualne wskaźniki pozwalają na emisję obligacji już tylko w wysokości 5 mln zł. Już na etapie konstruowania budżetu powiatu na ten rok było wiadomo, że po odliczeniu m.in. wydatków bieżących i wieloletnich zobowiązań w budżecie braknie ponad 3 mln zł. Dołożywszy do tego 5 mln zł z obligacji, staje się jasne, że około 1,5 mln zł zostaje na inwestycje. A wliczając w to tzw. nadwyżkę po ubiegłym roku, możemy szacować, że na inwestycje można przeznaczyć 5-6 mln zł. To ze środków powiatu. A jeśli otrzymamy wspomniane pieniądze z funduszu drogowego, będzie to kolejnych 5 mln zł. Do tego dofinansowanie na projekt tzw. Oazy Aktywności w Wodzisławiu. Ale nie można zapominać o jednym - cały czas czekamy na decyzję ministerstwa co do sprawy zwrotu nienależnie pobranej subwencji przez Zespół Placówek Szkolno-Wychowawczo-Rewalidacyjnych w Wodzisławiu. Do oddania są prawie 2,3 mln zł. Wystąpiliśmy o rozłożenie tej kwoty na raty. Jeśli decyzja będzie negatywna, powiat będzie musiał z wolnych środków zwrócić całość tych pieniędzy w tym roku.
- Dyrektor szpitala w Wodzisławiu i Rydułtowach Dorota Kowalska była zaskoczona i zdegustowana słowami wicestarosty Tadeusza Skatuły, który - przypomnijmy - krytycznie ocenił „dobrą zmianę” w szpitalu.
- To była wypowiedź pana wicestarosty „na gorąco”, tuż po pierwszej sesji rady powiatu w tej kadencji. Rozmawiałem na ten temat z panem wicestarostą Skatułą. Przekazał mi, że jego intencją było jedynie zwrócenie uwagi na stan zadłużenia szpitala. Ta wypowiedź zrodziła jednak obawy dyrekcji szpitala, dlatego zarząd powiatu, w tym pan wicestarosta spotkał się z panią dyrektor Kowalską i panem wicedyrektorem Olszówką. Wspólnie wyjaśniliśmy kwestie, które wzbudziły ich obawy. Przede wszystkim jednak nowy zarząd powiatu zadeklarował szpitalowi pełne wsparcie. I to czynimy. Przypomnę tylko ostatnie 300 tys. zł pożyczki na doposażenie szpitala lub decyzję zarządu powiatu o umorzeniu szpitalowi kolejnej pożyczki w wysokości 600 tys. złotych. W sumie w grudniu zarząd powiatu umorzył szpitalowi zaległości z tytułu wcześniej zaciągniętych pożyczek w łącznej kwocie 3,1 mln zł. Chcę powiedzieć, że wicestarosta również głosował „za” pomocą dla szpitali.
- Jaka jest obecna sytuacja szpitala? Z jednej strony widać, że warunki w szpitalu są coraz lepsze, że szpital jest doposażany w nowy sprzęt, ale z drugiej strony słychać o dużym zadłużeniu.
- Bez systemowych rozwiązań finansowa sytuacja szpitala się nie poprawi. I tego trzeba być świadomym. Dotyczy to szpitali w całej Polsce. Przecież środki, które nasz szpital otrzymuje z NFZ, nawet nie do końca zabezpieczają bieżącą działalność. Do tego dochodzą problemy z pozyskaniem lekarzy, sprawa wynagrodzeń dla pielęgniarek i ratowników czy nowe normy zatrudnienia pielęgniarek i położnych. Wygląda to tak, że decyzje zapadają na szczeblu ministerialnym, a wiele z kosztów spada na organy tworzące szpitale. W naszym przypadku na powiat wodzisławski.
- Powiatem rządzi koalicja Wspólnota-KO. Natomiast PiS ma władzę w sejmiku wojewódzkim i na szczeblu rządowym. Co w takim układzie z pozyskiwaniem środków zewnętrznych dla powiatu? Niedawno mówił pan, że spodziewa się „pewnych trudności”.
- Być może moje sformułowanie o „pewnych trudnościach” miało zbyt emocjonalny charakter, ale wytłumaczę czym było to spowodowane. Otóż wcześniej od przedstawiciela PiS usłyszałem, że jeśli nie będzie współpracy, to nie będzie dostępu do środków zewnętrznych. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Nie wierzę że ludzie z PiS mogliby działać przeciwko powiatowi. Bo działając przeciwko powiatowi, działają przeciwko jego mieszkańcom. Ktoś może mieć uraz do mnie, do zarządu czy do całej powiatowej koalicji. Ale tu chodzi o dobro mieszkańców.
- A nie obawia się pan, że to zostanie odebrane jako „zasłanianie się mieszkańcami”? Że teraz stosujecie „szantaż”, że trzeba się było wspólnie dogadać.
- A czy to, co powiedziała opozycja to nie był szantaż? W pewnym momencie - po nadmiarze tego rodzaju wypowiedzi ze strony opozycji powiedziałem sobie - „patrz na siebie, rób swoje”.
- Panie starosto, do tej pory był pan raczej człowiekiem cienia. W Lubomi jako sekretarz z liderem - wójtem Czesławem Burkiem. W poprzedniej kadencji m.in. jak wicestarosta z liderem - starostą Ireneuszem Serwotką. Zarówno Burek jak i Serwotka to ludzie o mocnych charakterach. Czego się pan od nich nauczył?
- Ta współpraca na pewno wiele mnie nauczyła. Uważam, że Ireneusz Serwotka była dobrym starostą, miał jasne oczekiwania, w tym od zarządu, od pracowników. Wiedział jak te oczekiwania egzekwować.
- A jakim starostą jest Leszek Bizoń?
- Na pewno chciałbym wykorzystać doświadczenie zdobyte we współpracy z Czesławem Burkiem czy Ireneuszem Serwotką, ale w sposób bardziej zgodny z moją naturą, z moim podejściem do życia i współpracowników. Ja uważam, że zawsze lepiej dwa razy się zastanowić, lepiej porozmawiać i wypracować konsensus. Inaczej zachowuje się partner w dyskusji jeżeli decyzja jest wspólna, a inaczej jeśli usłyszy że ma coś zrobić tak i tak.
- Rozpoczęliśmy wątkiem prywatnym, więc też takim zakończmy. Jak zareagowali bliscy na wieść o tym, że zostanie pan starostą?
- Najwięcej rozmów na ten temat odbyłem z żoną. Synowie są już dorośli. Chciałem wiedzieć, czy żona się na to wszystko „pisze”. Już wcześniej jako wicestarosta często byłem poza domem z racji na liczne obowiązki. Wiedzieliśmy, że teraz tych obowiązków będzie jeszcze więcej. Ale jesteśmy ze sobą, żona wspiera mnie i za to jestem jej wdzięczny. Rozmawiali Magdalena Kulok i Artur Marcisz
Najnowsze komentarze