środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Duży Kaliber: Z tasakiem na własne dzieci

20.02.2018 00:00 sub

PSZÓW Jonatan J. w pewnym momencie rozciął dzieciom piżamki. Nagie, przerażone stały obok niego w kałuży moczu. – Teraz zobaczymy co macie w brzuszkach – powiedział biorąc do ręki nóż.

– Oni mieszkali razem i do tej pory sprawiali wrażenie rodziny, w której nie ma problemu. Pan Jonatan jako jedyny ojciec postawił dzieciom basen przed blokiem. Ciągle z nimi przebywał, bawił się z nimi. Widać było, że dzieci go kochają i są mocno za nim – zeznaje sąsiadka z bloku przy Jagiełły w Pszowie. Jonatan J. razem z Katarzyną G. mieszkali w tym samym bloku. On 35-letni ojciec dzieci w wieku 15, 3 i 2 lat. Do tego jeszcze jedno, trzymiesięczne. Katarzyna to matka ostatniej trójki, rok młodsza od Jonatana. Mężczyzna przed zatrzymaniem zatrudniony był w KWK Rydułtowy jako elektromonter. W przeszłości leczony psychiatrycznie i dwukrotnie hospitalizowany. Ciągnęło go do używek. – Od miesiąca nie mieszkaliśmy razem – wspomina czerwiec ubiegłego roku Katarzyna G. – Powodem wyprowadzenia się Jonatana z mieszkania był jego stan psychiczny, wywołany zażywaniem przez niego środków odurzających. Od roku miał problem z zażywaniem dopalaczy. Wcześniej chwalił się, że jeździ do Czech na Stodolni i zażywa amfetaminę. Wyprowadził się, bo zaczął słyszeć głosy i chciał się wyciszyć. Mieszkał na działce w Rydułtowach. Jakiś czas temu odstawił leki i stał się agresywny. Mieliśmy problemy finansowe, a on bardzo bał się biedy, bo jej zaznał będąc dzieckiem. Miał jednak dużą absencję w pracy. Kiedyś przyszedł do nas windykator ze spółdzielni Orłowiec. Jonatan tak się na niego wydarł, że pracownik spółdzielni uciekł – zeznawała Katarzyna G.

Złamał nóż na ścianie

W ich związku coraz gorzej się działo. Jonatan stracił pracę, zaczął znów zażywać dopalacze. Po tym jak poturbował kiedyś swoją partnerkę, w rodzinie wdrożono procedurę niebieskiej karty. Kobieta nie broniła ojcu wizyt w domu, kiedy ten się z niego wyprowadził. Miał klucze do mieszkania, mógł odwiedzać dzieci. 27 czerwca 2017 roku para była na grillu u znajomych. Jonatan przyjechał samochodem, był trzeźwy. Po grillu zostawił Katarzynie G. samochód i odjechał na rowerze. Kobieta była wtedy w szóstym miesiącu ciąży, potrzebowała pojazd, aby następnego dnia jechać do lekarza. Po powrocie z grilla do domu, Katarzyna G. położyła się spać. Trzyletniego Tymoteusza położyła na tapczanie, a sama spała obok dwuletniej Emmy na materacu. Około godziny 1.00 kobieta poczuła, że ktoś ciągnie ją za nogę. „Nie będziesz dup… moich dzieci” – krzyknął Jonatan, który w nocy przyszedł do mieszkania. – Boże, ty jesteś naćpany – odpowiedziała przerażona Katarzyna, patrząc w mętne oczy mężczyzny. Jonatan odrzucił materac ze śpiącym dzieckiem, twierdząc, że pod nim jest podziemne przejście. – Miał totalny odlot, a w ręku nóż kuchenny, którym dziobał w podłogę i w ścianę. Chciałam się ukryć w łazience, ale on mi wyrwał dzieci ciągnąc Tymka za nogę, a Emmę za tułów. Poszedł z nimi do kuchni, gdzie wziął tasak. Wezwałam policję – wspominała roztrzęsiona kobieta.

Miałem go na muszce

Policjanci kojarzyli już ten adres wcześniejszych interwencji. – Wiedząc, że jedziemy do pana J. przygotowałem się i włączyłem dyktafon. Pan J. znany jest na policji jako osoba roszczeniowa, zarzucająca policjantom rzeczy, której nie zrobili. Całą interwencję mam nagraną – przyznał policjant Krzysztof G., który przyjechał w nocy o mieszkania przy Jagiełły. – Gdy zobaczyłem co się dzieje w mieszkaniu niemal od razu wyjąłem broń. Nie wiedziałem, czy nie będę musiał strzelać. Nie wiem czy bym się na to zdecydował ze względu na bliskość dzieci. Miałem do niego 2-3 metry, poza tym było duże napięcie w tej sytuacji – mówi 45-letni policjant. Razem z nim na miejscu była Adriana S. 35-letnia policjantka próbowała uspokajać mężczyznę, jednak Jonatan J. krzyczał do funkcjonariuszy, że są przebierańcami. Mężczyzna przykładając tasak do ciała dzieci zażądał policjantów z komendy wojewódzkiej i negocjatora. Na miejsce zaczęły dojeżdżać kolejne patrole policji. – Te dzieci nie wyrywały się, ale płakały. Co jakiś czas wołały mamę, nie zdawały sobie sprawy z tego co się działo. To były malutkie dzieci – mówi policjantka. – Pan Jonatan stał w kuchni zasłaniał się dziećmi i rozglądał się wokół, jakby ktoś go obserwował. Zaczął rozbierać swoje dzieci pytając, kto i co schował im do brzuchów – mówi obecny na miejscu policjant Łukasz G. – W pewnym momencie oskarżony zrobił taki ruch nożem, jakby chciał mu rozciąć brzuch, bo powiedział, że mu się coś tam rusza i ktoś coś tam ukrył. Wyjąłem broń z kabury, bo byłem przekonany, że pan J. rozetnie dziecku brzuch. Coś jednak odwróciło jego uwagę, nie wiem jednak co – relacjonuje policjant Krzysztof G.

Co widział Jonatan?

Pierwsza rozprawa w Sądzie Okręgowym w Rybniku odbyła się 29 stycznia tego roku, dokładnie w 36 urodziny oskarżonego. – Nie pamiętam większości rzeczy, zapisanych w aktach, które czytałem – przyznał przed sądem Jonatan J. Miał klucze z mieszkania i tego wieczoru chciał jedynie coś sobie zrobić do jedzenia w kuchni. – W pewnym momencie usłyszałem odgłosy stękania jakby ktoś uprawiał seks. Słyszałem także dochodzące z zewnątrz głosy, tak jakby z podwórka, że „czekałem półtora roku a teraz się zemścimy, i „wreszcie mi się udało”. Wszedłem do pokoju gdzie spała córka z Kasią. Myślałem, że tam leży jakiś facet. Obrazy zlewały mi się w jedno. Dziobałem w ściany, bo coś z nich wychodziło. Potem jakby to nasza córeczka wychodziła z tych ścian. Słyszałem głosy, że mam bronić dzieci, bo ktoś chce je skrzywdzić. Te głosy wychodziły z szafy, z sufitu, ze ściany, zewsząd Nie wiedziałem co jest prawdziwe, a co jest nieprawdziwe. Przede mną widziałem kogoś ubranego na czarno, kto mierzy do mnie i dzieci z broni. Chciałem wezwać policję, ale obraz na telefonie mi się zlewał. Wybrałem pierwszy numer, chyba jakiejś pani z kopalni. Powiedziałem jej, żeby zadzwoniła na policję, bo mafia mnie napadła, ale powiedziała, że nie jest uprawniona. Do dziś nie wiem czy rzeczywiście dzwoniłem, czy to było tylko w mojej głowie.

Zasłaniał się Tymkiem jak tarczą

Tamtej dramatycznej nocy, po półtorej godziny Jonatan wyszedł z mieszkania z dziećmi na klatkę. – Pozwoliliśmy mu wyjść z mieszkania, bo uznaliśmy, że na zewnątrz będzie większa szansa na odebranie mu dzieci niż w ciasnym mieszkaniu – zezna potem jeden z policjantów. Dzieci wyślizgiwały się mężczyźnie z objęć. W pewnym momencie wykorzystała to pani Katarzyna, która chwyciła wyślizgującą mu się z spod ręki z nożem Emmę. „ O kur.., zabija!” – krzyknął Jonatan i wbił nóż w rękę matki dzieci. Kobieta została zraniona, ale skutecznie przechwyciła dziecko. Jonatan wyszedł z nagim Tymoteuszem przed blok i wszedł do klatki przy Jagiełły 3b. Tam zaczął wykopywać drzwi do jednego z mieszkań. – Wtedy dopiero mi się załączył obraz. Chciałem wejść do tego mieszkania, bo słyszałem taki głos jakby ktoś kogoś obdzierał ze skóry. Popamiętam, że na klatce krzyczałem „pomocy, bo mnie zabiją”.

Obetną ręce i nogi

Policjanci wykorzystali moment, kiedy na klatce schodowej zgasło światło. – On ciągle grzebał w komórce, trzymał to dziecko ręką, w której trzymał nóż. Trwało to dość długo dlatego zacząłem go dźgać pałką przez poręcz schodów, na co on nożem uderzał w pałkę. W pewnym momencie jeden z funkcjonariuszy z Rydułtów, taki młody człowiek, uderzył go pałką w rękę, w której trzymał nóż i ten nóż mu wyleciał. Wtedy rzuciliśmy się wszyscy na niego – zeznawał policjant Krzysztof G. – Zrobiłem krok do przodu, aby się nie przewrócić na Tymka. Straciłem równowagę. W momencie kiedy się przewracałem złapałem kogoś za ramię lub za bluzkę. Chciałem zamortyzować swój upadek. Ktoś zaczął mnie dusić z całej siły, druga osoba zaczęła mnie kopać po żebrach, chciała po twarzy, ale się zasłoniłem rękami. W tym momencie czułem brak tlenu i jak każdy, kto chce się uratować, zacząłem się szarpać. Chciałem wstać aby wziąć oddech. Czułem jak ktoś na nadgarstkach przykłada mi metal. Jak mnie dusili to słyszałem głos „obetniemy mu ręce i nogi, a ciało podrzucimy gdzieś pod drzwi”. Obudziłem się w pasach na łóżku. Jakaś pani powiedziała, że jestem w psychiatryku – zeznał Jonatan.

Byłem normalny i spoza powiatu

Mężczyzna zapewnia, że próbował się leczyć. – Tak naprawdę, ja już tego grilla nie pamiętam – mówi Jonatan J. – Tak naprawdę poważny problem z alkoholem i dopalaczami mam od trzech lat. Chciałem się leczyć i próbowałem zgłosić się na odwyk. Byłem w pomocy z Feniksie, ale pani po rozmowie stwierdziła, że jestem nadpobudliwy i rozwalę jej grupę. Potem byłem w Familii w Gliwicach, ale tam stwierdzili, że nie jestem psychiczny i nie nadaję się do nich. Byłem w sądzie rodzinnym i tam była ulotka związana z odwykiem, ale pani powiedziała, że nie obsługują powiatu wodzisławskiego. Byłem jeszcze w kilku poradniach we wszystkich okolicznych miastach – wyjaśniał mieszkaniec Pszowa. Jonatan J. pisze z aresztu, gdzie czeka na wyrok, listy do Katarzyny G, w których ją przeprasza. Zapewnia, że to nie było z zemsty, a „z defektu głowy”. – Teraz w zakładzie karnym też mi się zdarza, że słyszę glosy, poruszają się przedmioty i przebiegają osoby. Psychiatrzy stwierdzili, że Jonatan J. był poczytalny dramatycznej nocy i może odpowiadać przed sądem. Grozi mu do 25 lat pozbawienia wolności. Adrian Czarnota

  • Numer: 8 (901)
  • Data wydania: 20.02.18
Czytaj e-gazetę