Rzucili wszystko, wsiedli na rowery i dotarli na… Hel
Sześciu dni potrzebowało dwóch marklowiczan, by na rowerach dojechać na Hel. Odległość 765 kilometrów do najbardziej wysuniętego punktu Polski miłośnicy dwóch kółek pokonali mimo złej pogody, własnych kryzysów i zawodności sprzętu.
MARKLOWICE Dwa rowery, pięć województw i prawie 800 przejechanych kilometrów. Rodowici marklowiczanie, Grzegorz Warzeszka i Aleksander Szulik (obecnie mieszka w Świerklanach) na początku września wyruszyli w rowerową podróż na Hel. – Czemu na Hel? Bo dalej już nie można – mówi Grzegorz, pomysłodawca wyprawy.
Wspólna pasja
Wydawać by się mogło, że na przejechanie tylu kilometrów mogą porwać się jedynie rowerzyści, którzy na koncie mają wiele godzin spędzonych na siodełku. Tymczasem przygoda rowerowa Grzegorza i Aleksandra zaczęła się zaledwie kilka lat temu. – Na 50 urodziny dostałem w prezencie rower górski. Żeby nie stał w garażu, to trzeba było na nim jeździć. Na początku każda górka była dla mnie wyzwaniem – wspomina Grzegorz. Dodaje, że pewnym zwrotem w rowerowej przygodzie była wyprawa do Wisły, którą zaproponował mu kolega. – Kiedy byliśmy już w Wiśle padła propozycja, żeby pojechać na Kubalonkę. Było to dla mnie duże wyzwanie, ale wjechałem na górę. Wówczas pomyślałem, że jeszcze mnie na coś stać – opowiada Grzegorz. Z kolei rowerowa pasja u Aleksandra zrodziła się podczas wakacji rodzinnych. – Kilka lat temu byłem z rodziną nad morzem. Tam wybraliśmy się na wycieczkę rowerową. Tak spodobała nam się ta forma rekreacji, że kupiliśmy własne rowery - mówi Aleksander. Od kilku lat Grzegorz i Aleksander wspólnie jeżdżą na krótsze i dłuższe wycieczki.
Przygotowania były
Jak mówią rowerzyści, kiedy pomysł wyprawy na Hel zaczął coraz bardziej dojrzewać, to podzielili się nim z bliskimi. – Na początku rodzina do pomysłu podchodziła albo sceptycznie, albo z humorem. Nie za bardzo wierzyli, że faktycznie przejdziemy przez Polskę na rowerach – mówią zgodnie. Choć wyprawa nad morze przez niektórych uważana była za skok na głęboką wodę, to obaj panowie postanowili systematycznie pracować nad kondycją. – Praktycznie co weekend wsiadaliśmy na rower i jechaliśmy jakieś 80-100 km. Jeździliśmy do Cieszyna, Piekar Śl., Brennej czy na Górę Świętej Anny – dodają.
Na siodełku od rana do wieczora
Rowerzyści w sześciodniową podróż wyruszyli 2 września. Pierwszego dnia pokonali 114 km ze Świerklan do Częstochowy, drugiego 165 km (Częstochowa – Uniejów), trzeciego 127 km (Uniejów - Ciechocinek), czwartego 126 km (Ciechocinek - Kaniczki), piątego 134 km (Kaniczki - Rumia), a ostatniego dnia z Rumi po przejechaniu 97 km dotarli na Hel.
Na rowerach spędzali mniej więcej po 7-8 godzin. Wyjeżdżali zazwyczaj ok. 8 rano, a na miejsce noclegowe docierali wieczorem.
Podróż marklowiczan nie obyła się bez problemów, które pojawiły się już na samym początku wyprawy. – Nim dojechaliśmy do Rybnika, to dwa razy złapałem gumę. Grzegorza ten problem dopadł w Gliwicach – wspomina Aleksander. Rowerzyści dodają, że pogoda również nie była im przychylna. Podczas całej podróży nie było dnia, żeby nie padało. Wzmagający się co jakiś czas wiatr również dawał się im we znaki. Mimo to nie mogło zabraknąć czasu na podziwianie pięknych krajobrazów i ciekawych miejsc. – Zobaczyliśmy kilka miejsc w Grudziądzu i Ciechocinku. Zwiedziliśmy Trójmiasto i podjechaliśmy też do Jastrzębiej Góry – mówią. Podczas podróży moment kryzysu też się pojawił. – Trzeciego dnia jazdy, po pierwszych 20 km chciałem się już poddać. Kolana zaczęły mi bardzo doskwierać. Jednak środki farmakologiczne zadziałały i ruszyłem dalej. Ale przeszła taka myśl przez głowę, że to już ten czas, żeby dać sobie spokój - wspomina Aleksander.
Podróż dla siebie, nie innych
Grzegorz i Aleksander mówią, że przed wyprawą nie chwalili się swoimi zamiarami. – Robiliśmy to dla siebie. Żeby udowodnić, że możemy to zrobić – dodają zgodnie. W trakcie podróży, ale również po osiągnięciu celu docierało do nich bardzo dużo pozytywnych opinii, słów otuchy i wsparcia osób, które o wyczynie rowerzystów dopiero się dowiedzieli. – Dziękujemy wszystkim, którzy nam kibicowali. Za wsparcie, gratulacje i doping serdeczne dzięki. W szczególności podziękowania należą się naszym rodzinom, za wyrozumiałość i pomoc w realizacji celu - mówią zgodnie rowerzyści. Plany rowerowe na przyszły rok też już są. – Grzegorz zaproponował, żeby w przyszłym roku również wybrać się w podobną wyprawę. Tym razem chcielibyśmy z Mierzei Wiślanej rowerami przejechać wzdłuż wybrzeża. Tym razem planujemy wyprawę połączyć z wypadem rodzinnym - opowiada Aleksander. (juk)
Najnowsze komentarze