20 lat po Wielkiej Wodzie
8 lipca 1997 r. miejscowość Olza w gminie Gorzyce całkowicie została zalana przez Wielką Wodę. Dokładnie w 20. rocznicę tego wydarzenia odbyło się tu spotkanie mieszkańców, którzy wspominali tamten trudny czas.
OLZA, GORZYCE Obchody 20-lecia powodzi zorganizowała rada sołecka, z sołtysem Józefem Sosneckim na czele. Rozpoczęły się symbolicznie, bo od spotkania przy kaplicy Świętej Rodziny w Olzie. Dlaczego tu? - Bo kaplica to taki symbol powodzi. Zaznaczono na niej, jak wysoko sięgała woda. A to i tak nie jest cała prawda, bo woda w pewnym momencie znajdowała się nawet wyżej, ale szybko zeszła do nieco niższego poziomu i nie zostawiła tak widocznego śladu, jak wtedy kiedy stała niżej i dłużej - mówi Józef Sosnecki, sołtys i pomysłodawca obchodów.
Oby już się nie powtórzyło
Spod kaplicy olzanie przeszli do swojego kościoła parafialnego, w którym odbyła się msza. Po niej udali się do sąsiadujących z kościołem ogrodów parafialnych. Tu sołtys Sosnecki dziękował tym, którzy 20 lat temu brali udział w akcji ratunkowej, strażakom ochotnikom, przedstawicielom władz, zwłaszcza ówczesnej wójt Krystynie Durczok, ówczesnemu przewodniczącemu rady gminy Stanisławowi Sitkowi oraz wielu innym osobom, również tym, którzy już odeszli. Krystyna Durczok w krótkim wystąpieniu przyznała, że samo słowo powódź budzi w niej do dziś olbrzymie emocje. - To było bez wątpienia najtrudniejsze doświadczenie w całej mojej samorządowej pracy - przyznała. Pochwaliła olzan za to, że odbudowali swoją wieś, która jest dziś piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Obecny wójt Gorzyc Daniel Jakubczyk życzył olzanom, by taka sytuacja jak sprzed 20 laty już się im nigdy nie przytrafiła.
Żyją jak w polderze
Przy kołoczu, kawie i ciepłym posiłku wspominano Wielką Wodę. Po 8 lipca 1997 r. woda sięgała w Olzie nawet 1,8 m. - Bo my żyjemy tu, jak w takim polderze. Otoczeni z jednej strony wzgórzami, z drugiej wałami, a z trzeciej nasypem kolejowy. Żyjemy w takim suchym zbiorniku. Jak te wały 20 lat temu przerwało, to efekt musiał być dla nas opłakany - mówi Józef Sosnecki. Jako sołtys znany jest z tego, że bardzo zabiega o bezpieczeństwo przeciwpowodziowe Olzy. Wskazuje na różne niedomagania, jak wtedy kiedy alarmował o nieszczelnych wrotach przeciwpowodziowych przy nasypie kolejowym, albo kiedy głośno mówi o zaniedbaniach dotyczących rowów odprowadzających wodę. Doskonale wie, czym może zakończyć się jakiekolwiek zaniedbanie.
Nie wierzyli, że to może być prawda
O swoich przeżyciach opowiedzieli nam również zwykli mieszkańcy Olzy. - Pamiętam ten dzień doskonale. Miałem iść na wieczorną szychtę, pracowałem jeszcze na KWK Moszczenica. Woda przyszła z dwóch stron. Takie ogromne bałwany leciały w naszą stronę. Mamy dom z wysokim parterem. Mieszkania nie zalało, ale piwnica była niemal cała pod wodą. Miałem tam swój warsztat. Wszystko uległo zniszczeniu - wpomina Marian Jordan. - Dzień czy dwa dni wcześniej odwiedził nas znajomy strażak z Gorzyc. Powiedział, że cała wieś będzie zalana, że może będzie nawet 2 metry wody. Nie bardzo w to wierzyłam, ale szybko okazało się to prawdą - dodaje Magdalena Jordan, żona pana Mariana.
Bogumińska River
Intensywność żywiołu, jego ogrom zaskoczyły mieszkańców Olzy i pobliskiej Odry oswojonych przecież z tym że dwie wielkie, płynące w pobliżu tych miejscowości rzeki, co jakiś czas wylewają. - Mówili, że cała ulica Bogumińska będzie zalana. Dziwiłam się takim opiniom. Aż w pewnym momencie wyjrzałam przez okno na piętrze. Zobaczyłam, że coś w oddali się błyszczy. Zorientowałam się, że to woda, która szybko się zbliża. Jak ja się wtedy gorąco zaczęłam modlić. To może niewytłumaczalne, ale modlitwa w stanie takiego zagrożenia bardzo pomaga. Mi pomogła - wspomina Anna Kopystyńska. - Wielu ludzi ulicę Bogumińską nazwało wtedy Bogumińska River. Po prostu zamieniła się w ogromną rzekę - wspomina Lucyna Gajda. Mieszkańcy wspominają, że mimo trudnej sytuacji dobrze spisały się służby. - Najpierw zapewniono ewakuację, kto chciał, mógł opuścić dom. Tym którzy zostali, zapewniono dowóz żywności - podkreśla Magdalena Jordan. - Pamiętam taką sytuację, że nad naszym domem przelatywał śmigłowiec. Pomachaliśmy, a on zawisł nad nami i zaczął się zniżać. Chciano nas chyba ewakuować. Szybko zaczęliśmy wskazywać rękami, że nie potrzebujemy pomocy. Wtedy odleciał - dodaje jej mąż.
Nieszczęście scaliło olzan
Kiedy woda zeszła, odsłonił się ogrom zniszczeń. Wszystkie sprzęty, których nie udało się uratować przed wodą, nadawały się jedynie do wyrzucenia. Domy trzeba było najpierw wysprzątać, potem wyremontować. - Mury tak nasiąknęły, że do dziś odpadają tynki, chociaż były wymieniane - wspomina pani Jordan. - Ale za to zrobiliśmy generalny porządek, zostały tylko najpotrzebniejsze rzeczy - dodaje już z uśmiechem. Anna Kopystyńska przyznaje, że poniekąd również dzięki powodzi powstał, znany nie tylko w Olzie zespół śpiewaczy Olzanki. - Spotykałyśmy się z koleżankami na wspólnym porządkowaniu po powodzi. I tak jakoś to zostało, że jak już wszystko posprzątałyśmy, to nadal się spotykałyśmy, aż w końcu założyłyśmy zespół - mówi.Artur Marcisz
W ramach sobotnich obchodów przygotowano także wystawę fotografii, które przedstawiały Olzę podczas powodzi. Wyświetlony został również film przedstawiający to, jak Olza wyglądała w czasie powodzi. Przy okazji zaprezentowano również album "Osobliwości Przyrodnicze Gminy Gorzyce" autorstwa Grzegorza Chlebika ze zdjęciami Adama Fichny.
Najnowsze komentarze