Szefowe KGW: czułyśmy się jak złodzieje
Przewodniczące Kół Gospodyń Wiejskich dosadnie wyraziły swoją opinię o działaniach radnych.
MSZANA Sprawa ciągnie się od miesięcy. Kilku radnych: Piotr Kuczera, Jarosław Wala i Sebastian Berger docieka, czy podczas jednego z festynów zorganizowanych przez Gminę Mszana i Gminny Ośrodek Kultury i Rekreacji w Mszanie jesienią 2015 r. nie doszło do nieprawidłowości. Chodziło o „Mszańskie Smaki Jesieni”. Padły zarzuty m.in. o to, że na festynie część posiłków i napojów miała być sprzedawana odpłatnie, choć gmina pozyskała na organizację imprezy unijne środki, z kolei niektórych posiłków w ogóle miało nie być, choć faktury na ich zakup były. Chodziło o golonka, warte 1500 zł. Radni dopytywali o to wójta Mszany Mirosława Szymanka. Sprawą zainteresowali urząd marszałkowski w Katowicach, który przydzielił środki unijne na organizację festynu. Nie brakowało opinii, że cała sprawa ma charakter polityczny, a radni, którzy stoją w opozycji do wójta, używają jej do walki z Mirosławem Szymankiem i dyrektorem GOKiR Rafałem Jabłońskim. Sprawa nabrała nieoczekiwanego obrotu, kiedy zainteresowała się nią policja. Na komendę w Wodzisławiu Śl. wezwane zostały m.in. szefowe KGW, które brały udział w czasochłonnych przygotowaniach do festynu. Wójt oskarżył radnych, że swoją działalnością zniechęcają organizacje do działalności. Radni wszystkie te oskarżenia odrzucali i zapewniali, że nie mają żadnych wątpliwości co do uczciwości społeczników.
Czułam się jak przestępca gospodarczy
Sprawa miała swoją kontynuację na ostatniej sesji rady gminy 21 lutego. Przewodniczący rady Andrzej Kaperczak odczytał pismo Marii Trojan, szefowej KGW w Połomi. W piśmie poprosiła o wyjaśnienie, w jakim celu radni dopuścili się oskarżania jej o udział w aferze. Wspomniała, że nie przypomina sobie w swojej 48–letniej działalności takiej sytuacji. Podkreśla, że zarówno ona, jak i inne panie z KGW działają społecznie, poświęcając swój czas. – Czujemy się zniesmaczone takim przedstawianiem sprawy. Tak nam podziękowano za nasze zaangażowanie społeczne – podsumowała. Poprosiła radnych o ustosunkowanie się do pisma w ciągu dwóch tygodni. Pismo poparły szefowe pozostałych KGW z Mszany i Gogołowej. – Byłam przesłuchiwana na policji przez dwie godziny. Kiedy policjant zadawał mi pytania, czułam stres. Czułam się jak złodziej, jak przestępca gospodarczy – nie kryła zdenerwowania Danuta Michalik z KGW w Gogołowej.
Radni sprawdzali co gospodynie kupowały???
Po odczytaniu pisma Maria Trojan w emocjonalnym wystąpieniu zwróciła się do radnych, którzy jej zdaniem wywołali to zamieszanie. – Żyjecie z naszych podatków, z naszej promocji. Jak mogliście nas tak zeszmacić, jak mogliście tak postąpić? Chodziliście po sklepach, u Tomasznego byliście, gdzie indziej pytaliście, ile kupowałyśmy rodzynek. Czemu gadacie, że sprzedajemy coś i kasujemy na swoje konto? Czemu się nas nie spytacie, jak jest? Siedzicie tu pod krawatami, a jak gospodarzycie? Sądzicie według siebie. Wstydzić się możecie. Jak któremu radnemu brakowało golonka na festynie, to czemu nie przyszedł się spytać? – nie kryła oburzenia Trojan, otrzymując oklaski od pozostałych obecnych na sesji społeczników.
Gdzie te golonka?
Polemizować z Marią Trojan próbował radny Sebastian Berger. – Nie mam nic do społeczników i ich działalności. Zadałem jedynie pytania organizatorowi, co było za darmo a co było na festynie płatne. Bo bulwersuje mnie, dlaczego tak jest, że ludzie musieli płacić za coś, co miało być za darmo – próbował tłumaczyć Berger. Przyznał też, że komisja rewizyjna zainteresowała się fakturami za golonka po kontroli w GOKiR. – Było proste pytanie. Gdzie te golonka poszły? – mówił radny, czym mocno zdenerwował Marka Leśnikowskiego. – Pan ani nie był na tym festynie, ani nie jest pan członkiem komisji rewizyjnej, a zabiera pan głos – stwierdził Liśnikowski, po czym rozpętała się awantura, którą szybko przerwał przewodniczący rady.
Radni na imprezie nie byli
Głos zabrał jeszcze Rafał Jabłoński, szef GOKiR. – Fakty są takie, że ani pan Wala, ani pan Berger na imprezie nie byli. Pan Kuczera przybył koło godziny 17.00 czy 18.00 – powiedział Jabłoński. A jak tłumaczy, kilkadziesiąt golonek zostało wydanych na początku imprezy, później wstrzymano ich wydawanie. – Jako organizator chciałem uniknąć sytuacji, w której wszystkie zostaną wydane w pierwszej części imprezy. Na stołach było wiele innych potraw, kołacze, bigos, było stoisko z kuchnią tatarską. Kolejne golonka miały zostać wydane nieco później – tłumaczył szef GOKiR–u. Ostatecznie tak się nie stało, bo jak tłumaczy Jabłoński, mając w hali kilkaset osób i trwająca imprezę myślał o wielu innych rzeczach, które wówczas były znacznie ważniejsze, jak chociażby bezpieczeństwo, nagłośnienie sceny, czy ogrzewanie hali. – W tej sytuacji poprosiłem o zabezpieczenie towaru, który został wykorzystany na dwóch imprezach organizowanych przez GOKiR w późniejszym czasie, nic się nie zmarnowało, niczego nie wyrzuciliśmy. Ani grama towaru nie wykorzystałem również prywatnie – wyjaśnił dyrektor GOKiR–u.
Artur Marcisz
Najnowsze komentarze