To miłość mi wszystko wyjaśniła
W sierpniu tego roku Pelagia i Mieczysław Kopsztejn z Radlina świętowali 60 lat pożycia małżeńskiego.
Z okazji rocznicy córka jubilatów diamentowych godów Maria Kopsztejn, doktor nauk humanistycznych, nauczycielka w Zespole Szkół Technicznych w Wodzisławiu Śl., autorka publikacji naukowych, była prezes Radlińskiego Towarzystwa Naukowego napisała rodzinny pamiętnik, będący zarazem zapisem historii tej ziemi. Pamiętnik zatytułowany ,,To tylko miłość, nic więcej...” ukaże się niebawem drukiem. Publikujemy jego fragment.
Rok 1933. Styczeń. Europa stoi w obliczu wielkiej katastrofy, kryzysu gospodarczego, wojny, ale oni o tym nie wiedzą. Budują domy, kochają i rodzą dzieci. Mieczysław pierwszy z pięciorga dzieci Jadwigi i Piotra urodzony 4 stycznia 1933 r. ( Hitler dochodzi do władzy w styczniu), ona Pelagia drugie dziecko z trojga Anny i Konrada. Urodzili się w Radlinie i to miejsce zdeterminuje całe ich życie– ale przecież z jakichś powodów przyszli na świat w konkretnym miejscu i czasie, a odczytanie ich ,,życiowych zadań” jest kluczem do pełnego i prawdziwego życia. Ich imiona są znakiem wielkiej pobożności ich rodziców i zapowiedzią jakże trudnego i skomplikowanego życia.
Poznali się w okopach
Jak się poznali? Biegali po okopach w Radlinie– Obszarach w 1939 r. Ona z długimi jasnymi warkoczami, on z ciemną czupryną. Wtedy, choć wymieniali między sobą dziecięce uśmiechy, nie wiedzieli, że los połączy ich już niebawem, na 60 lat ( a może i więcej– jak Bóg pozwoli). Myli też twarze marcowym śniegiem, aby na długo zachować piękną, młodzieńczą urodę/twarze ( to ludowe wierzenie). Nim jednak to nastąpi, będą dorastać – każdy w swoim domu – doświadczając przede wszystkim miłości Boga i ludzi.
Beztroska
Do wybuchu wojny życie płynie radośnie i beztrosko – tak to zwykle jest, gdy jesteśmy dziećmi. Cieszą się z zajączka, który przyniósł w wiklinowym koszyku prezenty, a które z radością odnajdywali w krzakach, obserwują świat, mają swoje marzenia i pragnienia. Co z tego wyniknie?
Często rozmawiam z mamą o tym, co działo się w jej życiu. Mama wielokrotnie zamyśla się. Widzi siebie z pewnej perspektywy, osobistych doświadczeń, przypomina chwile piękne, ale i te najtrudniejsze.
Wojenne obrazy
Wojna – przerażający ryk syren, niepewność i strach. Ona chuda, stojąca z dzbankiem w kolejce i prosząca Niemców o mleko, śmierć siostry Irenki, radość z narodzin braciszka
Fredzia, smutek z powodu jego wypadających włosów – nieuleczalnej choroby, strach przed Niemcami, którzy wprowadzili się do ich rodzinnego domu, ucieczka do pobliskiego domu babci Katarzyny, powroty z chlebami niesionymi za pazuchą, życie w piwnicy, spanie na kartoflach, ukrywanie się ojca, naloty bombowe, pobyt w domu Rosjan. I ciągły strach o życie własne i najbliższych. Ale jedną rzecz warto w tym miejscu powiedzieć, jeszcze dziś trudno w to uwierzyć. W wyniku ataków wszystkie domy w okolicy były poważnie uszkodzone. Tylko dwa domy: dom dziadków Katarzyny i Izydora oraz dom dziadków Anny i Konrada (dziś dom rodzinny moich rodziców) nie poniosły żadnej szkody. Nie wypadła nawet jedna szyba. Mama twierdzi – powtarzając za dziadkami – że to za sprawą wody święconej, którą babcie codziennie kropiły domy i żarliwej modlitwy do Bożej Opatrzności.
Rok 1942 – Mama z wielkim poruszeniem serca wspomina Boże Narodzenie. W czasie, gdy świat ogarnięty jest przemocą, złem i śmiercią oni pytali: jak można w grudniową noc dojrzeć blask nadziei ukrytej w betlejemskim żłobie, a w oczach Dzieciątka Jezus odnaleźć źródło własnego ocalenia i odrodzenia? Tak zapewne patrzyli na Niemowlę ,,położone w żłobie i owinięte w pieluszki” pasterze betlejemskich trzód. Ubodzy i nieuczeni, lecz ufni i wyczekujący. Stanęli przed ubogim Bogiem i uklękli przed Tajemnicą najradośniejszą, iż ,,Ojciec tak umiłowała świat, że Syna swego dał, aby nikt kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.[J. ..]”.
W ostatniej ławce
Uzupełnieniem wielu wspomnień są też słowa babci Anny i prababci Katarzyny. To z nią siedzę w przedsionku rodzinnego domu (ul. Dworcowa 32), pamiętam jej słowa, choć miałam może 10 lat? „W czasie wojny twoja mama chodzi do niemieckiej szkoły, siedzi w ostatniej ławce, bo jest wysoka, ale także dlatego, że babcia Katarzyna postanowiła ją zapisać do szkoły rok wcześniej, a co będzie leniuchować? Niech się uczy!” Nie wiem czy uczy się pilnie, bo niemiecki nauczyciel upomina: nie rozmawiaj w domu po polsku i grozi palcem. Ale to był taki dziecięcy bunt wobec zła, okupacji i wobec tego wszystkiego, co wojna im zabrała: dzieciństwo…
Koza – amatorka włosów
Język niemiecki opanowała bardzo dobrze. Jeszcze dziś, mimo że nie posługuje się nim na co dzień, mama potrafi mówić płynnie. Szkoła średnia, męskie gimnazjum, później Liceum Powstańców Śląskich w Rybniku. Mała i wielka matura. Brak podręczników, wymagający nauczyciele, często wspomina panią Kozak (polonistkę) i kłopoty z pisownią wyrazów z kreską : dlaczego koń, a nie koni. Mama dzisiaj z tego się śmieje, ale wtedy była to poważna sprawa. Lubiła się uczyć, nawet jak musiała paść kozę, (ich żywicielkę jak nazywała ją babcia) zawsze zabierała ze sobą książki lub jakieś notatki. Kiedyś jak sama wspomina koza chciała jej zjeść warkocze, nic nie czuła, bo akurat czytała interesującą książkę. Dopiero kolejne szarpnięcie włosów kazało jej przerwać czytanie. I o zgrozo, koza przeżuwała w pysku złociste warkocze. Na szczęście dało się je uratować!
Marzenia o medycynie
Po maturze zamiast wymarzonej medycyny (jest koleżanką dziś już emerytowanego lekarza medycyny Jerzego Bednorza, kolegi z klasy – pewnie razem snują swoje plany) zapisuje się do Studium Nauczycielskiego w Pszczynie (tu jest trzy dni), później już po urodzeniu dzieci – uczy się w Raciborzu. Skończy studia w Akademii Muzycznej w Katowicach. Później, jak ułoży już swoje życie prywatne i zawodowe, a my jej dzieci ( prawie dorosłe) będziemy wspólnie cieszyć się z sukcesów Mamy. Teraz jest rozgoryczona i załamana, ale pani Granieczna powie do jej mamy: Anno, nie martw się, jak zacznie uczyć, pokocha ten zawód i w nim zostanie na zawsze! Prorocze to słowa – po latach okaże się, że pracowała 40 lat w jednej szkole (Szkole Podstawowej nr 2 w Niedobczycach – dziś dzielnicy Rybnika, a później już na emeryturze dwa lata w Zespole Szkół Specjalnych w Wodzisławiu). Swoją przygodę z nauczycielskim powołaniem rozpoczyna w wieku 17 lat, bo osiemnaste będzie obchodzić dopiero w grudniu. Dyrektor zapyta ją wtedy: i co ja mam z Tobą zrobić dziewczynko?
Ligol na pluskwy
Dostaje najtrudniejsze klasy, chór, zespół muzyczny. Wielu z nich jest nieco starszych od niej. Zaparła się, chciała udowodnić, jak mówi dzisiaj młodzież, że da radę! W czasie wakacji zarabia pierwsze pieniądze jako nauczycielka i higienistka. Nieświadoma, młoda bez doświadczenia ,,pielęgniarka” wlewa do wiader sprzątających pań lizol, środek dezynfekujący. To zakończyło się prawie katastrofą. Kobiety z oparzonymi rękami nie będą już mogły pracować do końca turnusu. Tłumaczy się jak dziecko, że myślała, iż jest to jedyny sposób na pozbycie się pluskiew i pcheł, po wojnie długo jeszcze towarzyszących człowiekowi. Całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło. Może spać spokojnie – kobiety będą zdrowe. Można się cieszyć.
Tata Mieczysław
Mój ojciec rzadko mówi o sobie, ale udało mi się go nakłonić do kilku zwierzeń. W czasie wojny idzie do I Komunii Świętej. Nie będzie pamiątkowych zdjęć, prezentów, ani uroczystego obiadu. Z uroczystości trudno wrócić do domu, bo cały czas strzelają. Biegnie ile sił w nogach, przeskakuje okopy, jeśli trzeba, chowa się w nich. Cały umorusany z bijącym sercem, ale udaje mu się wrócić do domu. Jest ministrantem w kościele pw. WNMP w Radlinie Biertułtowach. Za to, że jest blisko Boga, za to że odmówił wstąpienia do Hitlerjugend, za to, że rodzice noszą ,,P” – zostaje usunięty ze szkoły. Jego ojciec Piotr zostaje zesłany na roboty do Niemiec, a on opiekuje się mamą Jadwigą i czworgiem rodzeństwa: Krystyną, Haliną, Ireną i Franciszkiem.
Bimber i słonina
Jeździ do Bytomia z bimbrem, a przywozi słoninę, uprawia ogródek, pomaga Żabce – tj. sąsiadce – nosić wodę, pomaga też jej w sklepie. Jeździ do kurii w Katowicach po komunikanty. Tak uczy się żyć. Te dziecięce, a później młodzieńcze doświadczenia, kształtują go powoli, uczą jak w przyszłości być dobrym mężem i ojcem.
Kształtowała go też postawa księży: ks. Tomana i budowniczego ks. Franciszka Palarczyka – niezłomnego proboszcza parafii. Ojciec pamięta dwie ważne daty: 9 listopada 1939 r., kiedy ksiądz zostaje aresztowany przez gestapo i uwięziony w Rybniku i Wodzisławiu Śląskim (wówczas Loslau), jak później dowiedzą się parafianie, oraz dzień jego powrotu na parafię 5 maja 1945 r. i natychmiastowe starania o odbudowę zniszczonego kościoła.
Proboszcz kazał gwizdać
Ojciec mówi o nim z wielkim szacunkiem, ale też i zabawnie. Kiedy nastał czas zrywania czereśni z farnego ogrodu, ministranci musieli podczas wykonywania tej czynności gwizdać – to znak, że nie zjadało się owoców. Ale jak to młodzi, zawsze znaleźli jakiś sposób, żeby oszukać księdza proboszcza.
Do szkoły wraca po wojnie, od razu do klasy siódmej. Jest pracowity, ambitny i pewnie dlatego z powodzeniem udaje mu się ukończyć szkołę podstawową. Marzy też o tym, by grać na skrzypcach. Jeszcze dziś mówi o tym łamiącym się głosem. Niestety, ojciec Piotr sprzedaje instrument i w jednej chwili chłopięce marzenia pryskają jak bańka mydlana. To marzenie nigdy się nie spełni i dlatego w przyszłości cieszyć się będzie, że grać będą jego żona i dzieci. Jemu pozostaną koncerty w katowickiej filharmonii i wielkie wzruszenia.
Korale za pierwszą wypłatę
Zapisuje się do Śląskich Zakładów Technicznych w Katowicach i uczy się w klasie o specjalizacji technik – elektryk. Szkoła cieszy się wielka renomą, ma wysoki poziom. Ukończenie tej placówki wielce nobilituje, a jej absolwenci nie mają żadnych trudności z pracą zawodową bądź ze studiami na wyższych uczelniach. Odbywa też praktykę w elektrowni ,,Miechowice”. Tu zarabia pierwsze własne pieniądze, za które kupi potem piękne perłowe korale dla Pelagii.
Gonić beatlesów
W czasie roku szkolnego, aby przeżyć, pracuje dorywczo na targu, roznosi jako goniec „Dziennika Zachodniego” prasę, skacze na spadochronie, bo zapisał się do klubu spadochroniarskiego, bierze w akcjach ,,obcinania włosów beatlesom” czyli akcjach łapania uczniów, którzy mieli długie włosy, bo przecież w PRL–u trzeba było wyglądać przyzwoicie (w asyście milicjantów z maszynkami do włosów). Pewnie nie zastanawia się czemu mają służyć takie akcje.
Wielka przygoda
To był dla ojca trudny okres, z dala od domu, mieszkania na stancji, akcje, które dzieją się za sprawą partii, bezpieki, nieustanna troska o kolejny dzień życia. Myśli też o Pelagii, marząc o wspólnej przyszłości. Już wtedy kocha ją miłością, ,,która cierpliwa jest i łaskawa, która nie szuka swego i nie pamięta złego; miłością, która umie współweselić się z prawdą, miłością, która wszystko przetrzyma” – przede wszystkim próbę całego życia.
Wie, jak mówił Jan Paweł II, że przyszłość człowieka waży się w znacznej mierze na szlakach tej zrazu młodzieńczej miłości, która Ty i Ona (…), którą Ty i On odkrywacie na szlakach waszej młodości. Jest to poniekąd wielka przygoda, ale jest to też równocześnie wielkie zadanie.
Zawsze postrzegałam mojego ojca jako człowieka niezwykłego. Bałam się go ( trochę), ale pewnie dlatego, że nigdy mnie nie uderzył, nie krytykował, a zawsze z miłością patrzył na mnie i na moje poczynania. Dziś rozumiemy się bez słów, wystarczy tylko jego spojrzenie. Dzięki niemu stałam się człowiekiem pracowitym, punktualnym i odpowiedzialnym.
Zna Moczara i Kiszczaka
Jest jak zawsze pracowity, chętny do pomocy. Potrafi już wiele, ale niestety nie będzie kontynuował nauki. Ojciec nad tym bardzo ubolewał. Jest bieda. Mógłby kontynuować naukę w Wyższej Szkole Wojskowej, ale mama stanowczo oponuje. I jak widać tak musiało być, bo trudna historia Polski lat 50, 60, 70, 80 na pewno wpłynęłaby na jego dalsze życie i obowiązki. Zna M. Moczara, Kiszczaka i..., ale Bóg wie, co robi! Tamta znajomość zawarta w szkole nie przetrwa. To dobrze! Oni aktywni działacze ZMP, on zwyczajny chłopak z Radlina – może wtedy nie wierzył w siebie? A może pomogą mu codzienne modlitwy i prośby, by Bóg pokierował jego życiem według Jego woli. To pozwoli mu zachować godność – choć wtedy tego nie rozumie i jest zły, no może trochę zły, na mamę.
Zostaje wezwany do zasadniczej służby wojskowej. Jednostka stacjonuje w Braniewie. Z dala od Śląska, w trudnych powojennych warunkach aprowizacyjnych, światopoglądowych i politycznych przetrzymuje wszystko. Tamten okres wspomina dobrze.
Swaty i krowa
Tak sobie gawędzimy, a mój ojciec wspomina i śmieje się, że chciano go zeswatać, kartą przetargową miało być chyba gospodarstwo, a w nim oprócz dziewoi, zimne zsiadłe mleko od swojskiej krowy. Pamięta też rękę ,,przyszłej teściowej”, ściągającą z niej chmarę much. W tym momencie uciekł jak najdalej. To na Śląsku było nie do pomyślenia. Dziękuję ci, Śląsku.
Po zakończeniu służby wojskowej otrzymuje nakaz pracy w Miechowicach, ale dzięki pewnym znajomościom pana Graniecznego (przyjaciół rodziny mamy) udaje się go zmienić. Rozpocznie pracę w Kopalni Węgla Kamiennego ,,Marcel” w rodzinnym Radlinie. To była wielka radość, dla Mieczysława i Pelagii.
Wielka szkoda, że tak mało wiem o przodkach mojego ojca. Prużany, Prusy Wschodnie – nawet nie wie gdzie leżą na mapie. I nic więcej, żadnego śladu, fotografii, dokumentów. Nawet wspomnień. Tę tajemnicę zna tylko Bóg. Może kiedyś pozwoli dotrzeć do prawdy.
Widok z szybu
Tata pracuje w kopalni Ema (to imię córki właściciela) – dziś Marcel. „Każdy jego dzień powrotu do domu był dniem powrotu do życia, słońca i nieba” (cyt. Z D. Simonides). Kocha nas bardzo. Pamiętam jak zabrał nas z bratem na teren kopalni, mogliśmy z wysokości szybu zobaczyć nasze rodzinne miasto Radlin. Tak jakby chciał powiedzieć, zobaczcie skąd pochodzicie, to jest wasze miejsce na ziemi – ,,szmaragd Europy”, ziemia franciszkańska, galilejska, śląska! Moja i wasza. Kochajcie ją. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, co ojciec chciał przez to powiedzieć. Może to, że wchłonęła morze łez i krwi swoich synów, a może myślał o tych górnikach, którzy już nigdy nie wrócą do swoich domów i nigdy już nie zobaczą słońca, nie przytulą i pocałują swoich żon, nie zobaczą jak dorastają ich dzieci, i nie zobaczą jak pięknie starzeją się ich rodzice, i nie zobaczą jeszcze wiele innych, ważnych rzeczy…[...]
Dziś jestem dumna ze swojego ojca, który przez tyle lat pracował w kopalni i przez tyle lat odpowiadał jako kierownik oddziału metanometrii za życie wszystkich pracujących na dole górników.
Jedyna taka grota
Dziś na terenie biertułtowskiej parafii istnieje jedyna w Europie grota pw. św. Barbary. Codziennie zatrzymują się przy niej górnicy idący do pracy w kopalni ,,Marcel”, wypowiadając w ciszy własnego serca słowa : św. Barbaro módl się za nami, a Ci którzy odchodzą na emeryturę zapalają w grodzie znicz, świecę, lampkę jako podziękowanie za opiekę, zdrowie, rodzinę i życie.
Skrzypiący młynek
Tato! Teraz masz więcej możliwości, aby zobaczyć tamten czas z innej perspektywy. Pamiętasz rodzinne familoki i bajkowe ogrody z zapachem goździków i macierzanki, odgłosy wieczoru. Skrzypiący młynek do kawy twojej mamy, a mojej babci Jadwigi, łamiący ziarna trudno zdobytej kawy i ,,pachnące miłością” bezy, utkane z biedy, bo powstały przecież z resztek białek przeznaczonych do niedzielnego obiadu. Ten czas jest rekompensatą dzieciństwa – twojego przede wszystkim i naszego. To było piękne, prawdziwe i szczere. Rozrzewniam się, kiedy o tym piszę. Ty też masz prawo do łez wzruszenia. […] Dziś wspominam: zielone miedze, złociste pola, tajemniczy bezkresny las, gwizd kopalnianej lokomotywy, stara maglownia, której już dzisiaj nie ma. ,,Dołki” miejsca wspólnych zabaw. A wieczorem placki ,,na blasze”, opowieści starego Adamczyka, starki i starzika.
Dzisiaj kiedy ze wzruszeniem wspominam wasze życie Drodzy Rodzice chciałabym, a właściwie marzę o tym, aby i moje córki, a wasze wnuczki Ola i Asia mogły postrzegać/wspominać was jak ja kiedyś moich dziadków.
Maria Kopsztejn
Skróty i śródtytuły od redakcji
Najnowsze komentarze