środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Szpilka i szminka: Polonistka, która duszę zaprzedała teatrowi

06.09.2016 00:00 red.

Życie to ogród z piękną naturą i chwastami... – to bezsprzecznie zaczerpnięta z własnych doświadczeń poetycka sentencja, na którą składała się, z jednej strony niezwykle bogata, a z drugiej niepozbawiana dramatów codzienność poznanianki, a raciborzanki z wyboru Teresy Cichoń-Okaj.

Nie poprzestając na pracy nad językiem wielu pokoleń młodzieży raciborskiego „Ekonomika”, swój talent edukacyjny połączyła ze sztuką słowa, rozmiłowując najzdolniejszych swych uczniów w poezji oraz teatrze, który dla kilkoro z nich stał się sposobem na życie. Własne sukcesy pedagogiczne i literackie oraz osiągnięcia artystyczne wychowanków, które poczytuje za swoje największe osiągnięcia, nie zawsze znajdowały zrozumienie i uznanie u innych.

– Racibórz od początku nie był dla mnie łaskawy. Zachorowałam poważnie na serce, przeżyłam cztery zawały męża i powódź, która zabrała nam wszystko. Na koniec oskarżenia uczennicy, które – pomimo umorzenia sprawy w sądzie – zaciążyły na moim zdrowiu i opinii – mówi z nutą rozgoryczenia raciborska polonistka. A jednak w sytuacjach trudnych, to właśnie jej wychowankowie stanęli za nią murem, kierując pod jej adresem ciepłe słowa otuchy i wsparcia.

Nauczycielka z długim warkoczem

Nigdy niczego nie planowała. Wybór zawodu nauczyciela, zamiłowanie do teatru i żywego słowa, to wszystko przychodziło samo, wraz z niezwykłymi ludźmi, których spotykała na swej drodze. – Od dzieciństwa lubiłam spraszać na podwórze koleżanki i kolegów, których potem uczyłam. Jako dziecko występowałam w programach szkolnych na wsi. W szkole średniej zainteresowałam się chemią. Polonistka jednak szybko wybiła mi ją z głowy i wciągnęła do kółka teatralnego. Byłam konferansjerką podczas różnych imprez okolicznościowych, a w konkursach recytatorskich zajęłam II miejsce w Warszawie – wspomina.

Do tej pory utrzymuje kontakty ze swą wychowawczynią, Łucją Bednarczuk. – To energiczna, żywotna i bardzo mądra kobieta. Mamy nawet podobną wymowę, słuchając mnie, to jakby się jej słuchało – mówi o bardzo bliskich relacjach. To właśnie ona przyciągnęła panią Teresę do szkoły w Oleśnie, przekazała jej swój warsztat języka polskiego, zainteresowała sztuką i kulturą żywego słowa. Zawiozła nawet do Teatru Wielkiego w Moskwie, gdzie wystawiano „Sen nocy letniej” Szekspira. To najpiękniejsze wydarzenie szkolne, które głęboko zapadło w pamięć uczennicy.

Po ukończeniu pięcioletniego technikum rachunkowości rolnej, a przed egzaminami w Opolu, będąc na stażu, opiekująca się nią księgowa namawiała: – Teresa wkładaj do szuflady książki i powtarzaj na studia, bo ty na pewno nie będziesz księgową. Wiem, że zamęczyłabyś się przy biurku. Do dalszej nauki zachęcała ją również Iza Pieniążek, żona wybitnego polskiego sadownika. – Zrób staż, zdaj egzamin, a potem uciekaj na studia. Zdała więc na filologię polską. – Na studiach byłam szalenie rozbiegania, m.in. zostałam kierownikiem programowym w Radiu „Sygnały”, prowadziłam kółko recytatorskie, występowałam w teatrze opolskim, praktykowałam w Radiu Opole. Nauki nigdy nie było mi dość, bo w życiu najbardziej lubię gotować i uczyć się – mówi z pasją. Miała wiele ciekawych propozycji pracy, ograniczała ją jednak świadomość swego wiejskiego pochodzenia. – Zawsze byłam pokorna. Z domu wyniosłam rygor: nie pchać się, solidnie robić swoje – dodaje.

Z nakazu pracy trafiła do Zespołu Szkół Rolniczych w Głubczycach. Zamieszkała w małym pokoiku w internacie. Drobna, delikatna, z długim warkoczem, niczym nie przypominała nobliwej polonistki. Już pierwszego dnia podeszła do niej dziewczyna, klepnęła w plecy i spyta: – Wywalili cię? Skąd przyjechałaś, nie znamy się. Zapaliły papierosa, zaczęły rozmawiać. – Kiedy podczas rozpoczęcia roku szkolnego przedstawiono mnie, dziewczęta podbiegły i przepraszały. A dla mnie był to komplement. Ucieszyłam się, że potraktowały mnie, jak koleżankę – wspomina ze śmiechem.

Chciało się jej pracować. Od razu założyła tam kółko teatralne i recytatorskie. Po dwóch latach, kiedy wyszła za mąż i pojawiła się na świecie córka Madzia, pokoik w internacie okazał się za ciasny. Przeszła więc do pracy w Zespole Szkół w Komornie, gdzie dostała piękne mieszkanie w wilii z ogrodem. Znów była na wsi, co bardzo ją ucieszyło. Znajdował się tam urokliwy zameczek, gdzie można było przygotowywać z uczniami programy artystyczne. Jej pracę docenił dyrektor Antoni Warło, dostrzegając garnącą się do sztuki młodzież. – Zapraszaliśmy aktorów, piosenkarzy, zespoły, np. Igę Cembrzyńską, Krzysztofa Krawczyka, grecką grupę Prometeusz. Młodzież szalała, a ja z nimi. Zrobiłam sztukę teatralną „Gwałtu co się dzieje”, nagrodzoną w opolskim teatrze. Przeniosłam ją potem do Raciborza. Przedstawienie z udziałem Madzi Walach, Mirka Kotowicza, Arka Gałeczki i Zbyszka Bartosika, obejrzeli uczniowie wielu szkół. Zachwycano się, że młodzież tak świetnie potrafi grać – opowiada z dumą.

Łowczyni talentów

Jak przekonać uczniów liceum handlowego do teatru? – Na lekcjach starałam się mówić wyraźnie i ciekawie. Nie podpierałam się żadnymi notatkami, cytując literaturę z głowy. To robiło wrażenie i w końcu młodzież, która nienawidziła analizy wierszy, nagle pokochała poezję – zdradza tajemnicę swych sukcesów. Kiedy naukę rozpoczęli Madzia i Mirek, od razu wiedziała, że nadają się do szkoły aktorskiej. W drugiej klasie zapytała rodziców, czy może ich przygotowywać. – Jeszcze takiej młodzieży nie widziałam, która tak chętnie pracowała nad swoją wymową, ogrywała scenę, bawiła się w teatr – mówi z przekonaniem.

Kiedyś, już w Ekonomiku, przyjęła wychowawstwo w całkowicie żeńskiej klasie. Ponieważ niemal wszystkie z 33 dziewcząt pochodziły ze wsi, zdecydowała, że trzeba zająć się regionalizmem. Wraz z rodzicami stworzyła izbę regionalną na wzór śląskiej chaty. Jeszcze dziś eksponaty można oglądać na Zamku Piastowskim. Zorganizowała też 10 biesiad, zawsze przy wypełnionej po brzegi sali. Po powodzi, zmuszona dojeżdżać do pracy z Głubczyc, gdzie koleżanka udostępniła jej mieszkanie w internacie, jednocześnie zajęła się przygotowaniami do inauguracji roku szkolnego, a jej młodzież występem w Kościele św. Mikołaja, zachwyciła samego biskupa. Próby zaś odbywały się na ławce w przydworcowym parku.

Przez 26 lat współpracowała z „Sokołem”, urozmaicając imprezy programami artystycznymi z udziałem młodzieży. – Niezapomniane było przedstawienie moich dziewczyn w teatrze greckim w Epidauros. W strojach muz, przyciągnęły ludzi różnych narodowości. Otrzymały gromkie brawa, a Grecy uhonorowali je wieńcami laurowymi – zachwyca się. Potem jeszcze wychowankowie pani Okaj występowali w Atenach, Lozannie, Genewie, Rapperswil, Chamonix, a także Ambasadzie Polskiej w Budapeszcie.

Zajęcia teatralne dla młodzieży prowadziła przez cztery lata również w RCK. Organizowała tam wakacyjne warsztaty teatralne. Owocem tej pracy była „Zemsta” Fredry, wystawiona m.in. w Londynie oraz „Diabelskie Intrygi” Łukasza Porwola, z którym współpracuje obecnie, tworząc amatorski „Teatr na Zamku”. – Lubię pracować nad poprawianiem mowy osób grających w sztuce. W ten sposób teatr staje się nie tylko sposobem na życie, ale również formą terapii. Udało mi się rozkręcić ludzi, którzy mają problemy z artykułowaniem. I gdy grają słychać, jak mówią i recytują – zapewnia z satysfakcją.

Teresa Okaj zawsze promowała raciborskich poetów, a także sama wydała siedem tomików wierszy. Poezja jej jest refleksyjna, emocjonalna, niepozbawiona osobistych przeżyć, a przy tym delikatna, jak sama autorka. Te z szuflady, napisane w szkole średniej i na studiach, z powiewem młodości i prawdziwej miłości, utopiły się w powodzi, podobnie, jak jej książka metodyczna z języka polskiego. – Nie mam żadnych dokumentów, którymi dziś mogłabym się pochwalić – przyznaje z żalem. Nie są jej natomiast potrzebne żadne świadectwa umiejętności gotowania: – Uwielbiam kuchnię śląską: rolady, kluski, kapustę modrą i zasmażaną. Robię przeróżne potrawy z drobiu, a moją specjalnością jest kurczak w gruszkach, z ananasem i przyprawami wschodnimi.

Teresa Okaj mówi o sobie, że jest osobą ufną, a tymczasem wnikliwiej trzeba przyglądać się innym. Przez 36 lat, promując ziemię raciborską podczas wielu ważnych wydarzeń krajowych i zagranicznych, starała się nigdy nie zawieść pokładanych w niej oczekiwań. Nie zawsze ze wzajemnością. Nie zamierza jednak wyrywać chwastów ze swego ogrodu życia, gdyż w ich miejsce zawsze mogą wyrosnąć nowe.

Ewa Osiecka

  • Numer: 36 (825)
  • Data wydania: 06.09.16
Czytaj e-gazetę