środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Prezes: nie ma czynszu – nie ma remontów

26.07.2016 00:00 red.

Zapomniane osiedle Spółdzielni Orłowiec

OLZA Mieszkańcy osiedla familoków przy ul. Dworcowej uważają, że administrator osiedla – Spółdzielnia Mieszkaniowa Orłowiec, zupełnie o nich zapomniała. Lista zarzutów jest długa – od braku normalnych dróg osiedlowych po fatalny stan klatek schodowych. Prezes spółdzielni zapewnia, że wie o sprawach, które bolą mieszkańców, ale wyjaśnia, że niemal połowa osiedla nie płaci czynszu, przez co spółdzielnia nie ma środków na remonty.

Busz na placu zabaw

Osiedle przy Dworcowej w Olzie, tzw. Kolonia Olecka to siedem, objętych nadzorem konserwatora familoków i kilka budynków gospodarczych, powstałych na początku XX wieku na potrzeby górników kopalni „Anna”. Znajdują się tuż obok drogi Olza–Odra, nieopodal dworca PKP. Wiele osób mieszka tu od urodzenia, inni od kilku–kilkunastu lat. Pod koniec czerwca przyjechaliśmy tu na prośbę mieszkańców, którzy zwrócili naszą uwagę na fatalny stan osiedla. Już pobieżna obserwacja potwierdza ich opinie. Wjeżdżając w osiedlową drogę po lewej stronie mija się plac zabaw. Wygląda na od lat nie używany. Czyżby na osiedlu nie było dzieci? – Dzieci tu nie brakuje, ale przez wysoką trawę nie mają jak korzystać z placu zabaw. W dodatku jest na nim mało zabawek – wyjaśnia pani Małgorzata, która mieszka tu od urodzenia. Podczas naszej pierwszej wizyty na osiedlu zarośnięty był każdy zielony element otoczenia. – Osiedle jest wykaszane najwyżej dwa razy w roku, dopiero wtedy jak już wszystko jest zarośnięte wysoką trawą – wyjaśnia Grzegorz Kalinowski, jeden z mieszkańców osiedla. – Kiedyś sam kosiłem niektóre fragmenty, ale poniszczyłem kosiarkę, a pieniędzy nikt nie zwrócił, więc przestałem. A spółdzielnia to olewa – dodaje pan Piotr.

Błoto zamiast dróg

Kiedy przyjechaliśmy na osiedle dwa tygodnie później żeby o problemach, które trapią mieszkańców porozmawiać z prezesem SM Orłowiec, wysoka trawa była już skoszona. Ale pozostałych bolączek tak szybko usunąć się nie dało. Zieleń okalająca budynki mieszkalne, poprzecinana jest osiedlowymi drogami. Te drogami są jednak tylko z nazwy. To gruntowe odcinki, tylko gdzieniegdzie utwardzone byle jak czerwonym kamieniem. – Kiedy dłużej popada, wszystkie drogi zamieniają się w grzęzawisko. Nie da się wyjść na dwór nie ubierając kaloszy – mówi pan Piotr. – Moje dzieci przez pół zimy siedziały w domu, bo na to bagno nie mogłam ich wypuścić – dodaje mama trójki dzieci. – Niekiedy spółdzielnia podsyła wywrotkę z kamieniem. Bywało, że mieszkańcy sami rozgarniali kamień usypany na środki drogi. Ale to bardzo tymczasowe rozwiązania. Tu należy kompleksowo utwardzić wszystkie drogi. I dobrze je oznakować, bo niektórzy jeżdżą tu jak chcą – mówią mieszkańcy osiedla.

Rozpadające się klatki schodowe

Uwag do spółdzielni mają znacznie więcej. Wskazują na doły pozostawione po rozbiórce płotu, którą przeprowadzono już dawno temu. – Do jednego z takich dołów wpadła kiedyś starsza pani. O mało nogi nie złamała. Czy tak trudno to zasypać? – pyta Grzegorz Kalinowski, pokazując również pozostałości po rozbiórce ogrodzenia, z których wystają stalowe druty. Już dawno powinny zniknąć.

Największą grozę budzi jednak stan klatek schodowych. Niektóre są tak zniszczone, że trudno uwierzyć iż ktoś tymi klatkami dostaje się do mieszkań. – Próbowałam nawet pomalować swoją część klatki na własną rękę, ale tu cały tynk odchodzi, więc ta robota nie ma większego sensu – mówi pani Małgorzata. – A jak o coś prosimy to słyszymy, że spółdzielnia nie ma pieniędzy, bo ludzie na osiedlu nie płacą czynszu – dodaje pan Piotr. Mieszkańcy przyznają, że przez to wszystko wstyd im zapraszać gości do siebie.

Nie można doprosić się o załatwienie prostych spraw

Lokatorzy z niepokojem patrzą również na stan zabudowań gospodarczych. Obawiają się, że wkrótce spółdzielnia je wyburzy. – I gdzie wtedy będziemy chować chociażby opał? – martwi się pani Małgorzata. Na razie spółdzielnia wyburzyła dwa chlewiki. Oba były w fatalny stanie, częściowo zniszczone przez pożar. Zagrażały zdrowiu i życiu. – O ile jednak usunięto gruz po rozbiórce, to całej hałdy gratów, która została po wyburzeniu już nie. Nie możemy się doprosić, żeby spółdzielnia je zabrała – mówi Grzegorz Kalinowski, pokazując śmietnisko, znajdujące się nieco na uboczu osiedla. – Kiedyś mieliśmy swojego przedstawiciela w radzie osiedla przy administracji Racibórz (osiedle w Olzie podlega pod raciborską administrację spółdzielni – przyp. red.), to kontakt był nieco lepszy. Teraz to spółdzielnia jakby o tym osiedlu zapomniała – mówią mieszkańcy.

Połowa nie płaci czynszu

Mariusz Ganita, prezes SM Orłowiec, z którym rozmawialiśmy na miejscu zapewnia, że zna osiedlowe bolączki. Ale recepty na polepszenie sytuacji nie ma. – Połowa lokatorów osiedla nie płaci czynszu i to jest największy problem, bo nie mamy środków na prowadzenie prac remontowych. Miesięcznie na fundusz remontowy wpływa około 5 tys. zł. To zdecydowanie zbyt mało w stosunku do potrzeb – mówi Ganita.

Mieszkańcy, którzy regularnie płacą czynsze przypominają jednak, że to spółdzielnia sama doprowadziła do takiej sytuacji. – Sprowadzili tu dłużników z całej spółdzielni, a teraz się dziwią, że pół osiedla nie płaci – mówi pan Piotr. Ganita przyznaje, że to prawda. – Do lipca 2007 roku istniała możliwość eksmisji, poza teren gminy, w której mieszka dłużnik. Poprzedni zarząd spółdzielni korzystał z tego prawa i przenosił dłużników z zasobów o wyższym standardzie do mieszkań o niższym standardzie, które znajdowały się w Olzie czy Czernicy. Miał do tego prawo, no ale przy okazji stworzono takie getta – przyznaje Ganita. Zaznacza, że zdaje sobie sprawę z faktu, że nie powinno być odpowiedzialności zbiorowej, ale faktycznie tam gdzie dłużników jest najwięcej, tam też remontów jest najmniej. Według wyliczeń spółdzielni zaległości z tytułu niezapłaconych czynszów na osiedlu w Olzie mogą sięgać około 200 tys. zł.

Mieszkańcy się buntują

W rozmowie z mieszkańcami prezes oznajmił, że spółdzielnia postara się przynajmniej częściowo poprawić stan dróg osiedlowych oraz odpowiednio je oznakować. Obiecał też wywiezienie sterty odpadów. Zapewnił, że nie będzie wyburzeń budynków gospodarczych, które nie zagrażają zdrowiu i życiu. Odniósł się też do stanu nieszczęsnych klatek schodowych. – Przynajmniej część z nich zostanie wyremontowana – mówi Ganita. Wycięte mają zostać również drzewa zagrażające budynkom. Po wakacjach do Olzy ma przyjechać rada osiedla z Raciborza. Mieszkańcy liczą, że zapowiedzi zostaną wprowadzone w życie, a komunikacja ze spółdzielnią ulegnie poprawie. – Nie można zrzucać wszystkiego na to, że mieszka tu wiele osób, które nie płacą czynszu. Wiemy, że tak jest. Tylko dlaczego my, którzy płacimy regularnie mamy cierpieć przez tych, którzy nie płacą? A może wszyscy powinniśmy przestać płacić, skoro i tak żadne remonty nie są przeprowadzane? – pytają mieszkańcy.

Artur Marcisz


Gmina nie chciała takiego „prezentu

W 66 mieszkaniach na osiedlu w Olzie mieszka według danych spółdzielni około 108 osób. Kilka lat temu spółdzielnia zwróciła się do wójta gminy Gorzyc z ofertą bezpłatnego przekazania gminie zasobów mieszkaniowych w Olzie. - Uważaliśmy, że ze względu na fakt, iż osiedle znajduje się blisko Gorzyc, to gminie łatwiej będzie administrować tymi zasobami niż nam. Ale ówczesny wójt postawił warunek, że weźmie budynki, ale bez mieszkańców, na co nie było naszej zgody – mówi Mariusz Ganita. Sytuacja ta wiele mówi o tym jakim problemem dla spółdzielni, która przed laty zrobiła tu swoiste miejsce zsyłki dla dłużników jest osiedle w Olzie, a w zasadzie jego niepłacący czynszów lokatorzy.

  • Numer: 30 (819)
  • Data wydania: 26.07.16
Czytaj e-gazetę