Był ugór, jest kwiatowy raj
SKRBEŃKO. Ogrodowa pasja Teresy i Henryka Klyszczów ze Skrbeńska.
W swoim ogrodzie radny Henryk Klyszcz ma około 2 tysiące roślin. Czego tu nie ma: irysy, liliowce, hibiskusy, malwy, piwonie, róże, funkie, magnolie, rzadko spotykany ostropest plamisty, mikołajek nadmorski, pustynniki.
Ogrodowy raj państwo Teresa i Henryk Klyszcz zaczęli tworzyć ponad 20 lat temu. – Kiedy zaczęliśmy budować dom, wszędzie był ugór, ponad hektar trawy. Ziemia ciężka, gliniasta. Żeby ją wzbogacić na pole wysypaliśmy 15 tzw. karolinek przefermentowanych trocin drzewnych kupionych na tartaku – wspomina pan Henryk.
Zaś coś kupiyła
Podwaliny pod wspaniały ogród stworzyła żona pana Henryka – Teresa. – Ja, pracując na kopalni Marcel, nie miałem za dużo czasu na ogrodowe hobby. Kiedy przyjeżdżałem z pracy do domu, w ogrodzie znowu rosło coś nowego, żona znowu „przekopała” kolejny kawałek ziemi – wspomina pan Henryk.
– No, początkowo kryłam przed mężem, że znowu kupiłam jakąś roślinę – śmieje się pani Teresa. – Czasem jak zobaczył nowy nabytek, to mówił: „zaś coś kupiyła”. Ale z czasem sam wciągnął się w to hobby. Teraz jest na emeryturze i ma na to więcej czasu. Ostatnio nasz znajomy powiedział nawet: „teraz to już uczeń przerósł mistrza” – śmieje się kobieta.
Telewizja w ogrodzie
Do przepięknych okazów irysów, lilii, azalii, czy rododendronów dochodzili na zasadzie prób i błędów. – Czasem to trochę kosztowało, bo nie trafiliśmy w gust rośliny, nie posadziliśmy jej na odpowiedniej glebie, czy na odpowiednim stanowisku i ginęła – wspomina pan Henryk. – Tak zginęło sporo rododendronów i azalii.
W 2004 r. do ogrodu państwa Klyszczów przyjechała telewizja Katowice, by nakręcić program ogrodniczy. – To był zupełny przypadek – wspominają małżonkowie. – Redaktor z telewizji miał jechać do naszego kolegi ogrodnika, by tam nakręcić program. Ale u niego w przeddzień spadł grad i wszystko poniszczył.
Kolega skierował więc dziennikarza do Klyszczów. – Akurat kwitły pustynniki, pięknie prezentujące się okazałe kwiaty. – Po emisji programu jak zwykle przychodzę do pracy na kopalni i słyszę, że mam się zgłosić do urzędnika z Wyższego Urzędu Górniczego – wspomina pan Henryk. – Wystraszyłem się: „coch też tam podpod?”. Melduję się urzędnikowi, a ten już pod progu mówi: „panie, czy te kwiaty od pana, które widziałem w telewizji mogę też hodować na balkonie?” – śmieje się Henryk Klyszcz.
Klyszcz w tv – w piekarni pustki
Potem jeszcze wielokrotnie do państwa Klyszczów przyjeżdżała telewizja, by nakręcić kolejny odcinek programu. – To dopiero było, jak przez wieś jechał samochód z napisem TVP! – uśmiecha się ogrodnik. – Telefony się urywały, że z domu nie można było wyjść. Ekspedientka z piekarni mówiła nam, że jak program „szedł”, to ludzie w tym czasie nie przychodzili po chleb, „bo w telewizji jest Klyszcz” – śmieje się pani Teresa.
Wystawy
Sadzonki i nasiona Klyszczowie sprowadzają od ogrodników z całej Polski, a także z Czech i Słowacji. Często wymieniają się roślinami z innymi hodowcami. Swoje okazy od 1992 roku prezentują na wystawach w Polsce i za granicą, m.in. w Niemczech. Należą do rybnickiego Stowarzyszenia Miłośników Kwiatów i międzynarodowej organizacji skupiającej miłośników irysów.
– Ogród daje mi dużo radości i satysfakcji. Uprawa niektórych roślin jest trudna, tym bardziej cieszy, kiedy jakiś „trudny” okaz udaje się wyhodować. – Człowiek w ogrodzie się uspokaja – dodaje Teresa Klyszcz.
(abs)
Najnowsze komentarze