Rydułtowianka niezadowolona, ordynator przeprasza
Wypisali dziecko ze szpitala z zapaleniem płuc?
RYDUŁTOWY, RYBNIK W ostatni dzień marca Aneta Dzierżęga, mieszkanka Rydułtów, udała się ze swoim pięcioletnim Nikodemem do boguszowickiej przychodni zaniepokojona jego wysoką gorączką. – Syn miał blisko 40 stopni. W przychodni pani doktor powiedziała, że podejrzewa zapalenie płuc i dała nam skierowanie do szpitala – opowiada matka pięciolatka, która zgodnie z zaleceniami udała się do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku. Tam na izbie przyjęć usłyszała, że Nikodemowi zostanie zrobione zdjęcie RTG płuc, ale mało wątpliwe jest, aby potwierdziła się diagnoza o zapaleniu płuc. Bardziej prawdopodobne jest zapalenie oskrzeli. Dziecko zostało przyjęte na oddział pediatryczny. Zdjęcia RTG jednak nie wykonano.
Tanie termometry
Przy przyjęciu na oddział wg matki dziecko miało 39,2 stopni C. – Długo nie mogłam się jednak doprosić o jakiś lek na obniżenie temperatury. Usłyszałem, że nie ma zlecenia lekarza. W końcu po trzech godzinach syn dostał środek na obniżenie temperatury – mówi Aneta Dzierżęga. Na drugi dzień matka Nikodema dowiedziała się, że syn nie ma oznak infekcji, więc nie będzie dostawał żadnych leków, tylko te na zbicie gorączki. Ale i z tym był problem. – Kilka razy zgłaszałam, że mierzyłam temperaturę synowi i ma blisko 39 stopni. Pielęgniarki twierdziły jednak, że z ich pomiarów wynika, że ma 35,8 – opowiada matka Nikodema i dodaje: – Gdy wieczorem ponownie zmierzyłam swoim rtęciowym termometrem temperaturę synowi wyszło, że ma 40 stopni. Wtedy powiadomiłam personel, że chcę się wypisać na własne żądanie, skoro nie możemy uzyskać pomocy. Dopiero wówczas pojawił się lekarz i syn dostał kroplówkę – wspomina matka pięciolatka. Wówczas usłyszała również od pani doktor, że ona także nie wierzy w pomiary szpitalnych termometrów, bo są tanie. – Ponoć miały kosztować tylko 30 zł i dlatego są mało dokładne – relacjonuje Aneta Dzierżęga.
Podczas trzeciej doby pobyty w szpitalu Nikodem nie dostał żadnych leków. – Lekarz powiedział, że syn jest zdrowy. Trochę mnie to zdziwiło ponieważ o godz. 16.00 miał 40,2 stopnie C. Mimo to zostaliśmy wypisani ze szpitala. Po powrocie do domu wysoka temperatura cały czas się utrzymywała – mówi mama Nikodema, która miała obietnicę, że przed wypisem jej syn zostanie jeszcze zbadany. – Okazało się jednak, że pani doktor ma dyżur na izbie przyjęć, więc Nikodem nie został już zbadany. Bez żadnych zaleceń zostaliśmy wypisani do domu – dodaje pani Aneta.
Podczas pobytu w szpitalu pięciolatek miał wykonane badanie krwi oraz konsultację laryngologiczną. Nie miał zrobionego RTG płuc.
Jednak zapalenie płuc
Dzień po wypisie Aneta Dzierżęga poszła ze swoim synem, prywatnie, do lekarza pediatry w Wodzisławiu Śląskim. Ten zdiagnozował prawostronne zapalenie płuc i przepisał antybiotyk. – Nie jestem lekarzem, ale to trochę dziwne, że dzień wcześniej nie stwierdzono żadnej infekcji u Nikodema – mówi jego mama i dodaje: – Syn dość często choruje, w maju czeka go kolejny zabieg, dlatego jego zdrowie jest dla nas ważne. Dziwi mnie to, że na wypisie ze szpitala jest napisane, że syn podczas hospitalizacji nie miał wyższej temperatury niż 38 stopni C. Wg mnie miał i to kilkakrotnie. Nie wiem też, dlaczego nie wykonano mu zdjęcia RTG, żeby wykluczyć zapalenia płuc – zastanawia się Aneta Dzierżęga.
Co na to szpital?
– To bardzo skomplikowany przypadek. Ja rozumiem matkę, ma chore dziecko i szuka rozwiązań – mówi dr Grzegorz Góral, ordynator oddziału pediatrycznego w rybnickim szpitalu i dodaje: – Na podstawie obrazu klinicznego na plan pierwszy wysuwa się przypuszczenie o przewlekłym procesie chorobowym w obrębie dróg oddechowych u dziecka. Nawracające infekcje w połączeniu ze stanami gorączkowymi, przewlekłe stosowanie licznych antybiotyków i sterydów wziewnych, wykonanie adenotomii (usunięcie przerośniętego migdałka gardłowego – red.) i drenażu uszu, planowany kolejny zabieg tonsillektomii (usunięcie migdałka podniebnego – red.), pozwalają wnioskować o zaawansowanym procesie chorobowym o charakterze przewlekłym. Podczas pobytów w tutejszym oddziale pani Aneta Dzierżęga nie zwracała się do mnie z prośbą o pomoc w umieszczeniu dziecka w ośrodku referencyjnym i nie korzystała z możliwości zażalenia na personel oddziału u ordynatora. Kolejne przyjęcie Nikodema do oddziału 31 marca miało związek z jego odwodnieniem i brakiem mikcji (oddawanie moczu – red.), co mogło być spowodowane dysfunkcją nerek i przewodu pokarmowego w przebiegu kolejnej antybiotykoterapii. Lekarze opiekujący się pacjentem stwierdzali zaleganie wydzieliny w drogach oddechowych w przebiegu kolejnej infekcji. Zastosowanie antybiotyku w sytuacji zagrożenia uszkodzeniem nerek i ich złą tolerancją, powodowało wątpliwości co do ich bezpieczeństwa i skuteczności. Wyniki badań laboratoryjnych były prawidłowe, co wobec zmiennego obrazu zmian osłuchowych pozwalało na zastosowanie leczenia objawowego i co jasno wynika z dokumentacji w historii choroby.
Możliwe jest także, że lekarz badający dziecko prywatnie po wyjściu ze szpitala zdiagnozował u niego prawostronne zapalenie płuc (czy na podstawie RTG?) i przepisał kolejny doustny antybiotyk. Będąc na miejscu pana doktora porozumiałbym się z oddziałem w Rybniku, celem przedyskutowania ww. przypadku i poinformowania mnie o zaistniałej sytuacji. W pediatrii z uwagi na zmienny obraz chorobowy u dzieci zdarzają się bowiem przypadki powrotu do oddziału celem weryfikacji i modyfikacji leczenia. Trudno także mi się odnieść do sposobu komunikacji pani Anety Dzierżęgi z personelem oddziału, bo nie byłem ich świadkiem. Ze swojej strony mogę tylko przeprosić za zaistniałe nieporozumienia i zadeklarować pomoc w jej trudnej sytuacji – dodaje na zakończenie dr Grzegorz Góral, ordynator oddziału pediatrycznego.
(pm)
Najnowsze komentarze